| Źródło: Wiesz Co
Wałbrzych za PRL: kopalnia na morzu (FOTO)
Zapytacie, ale jak w ogóle do tego doszło? Cofnijmy się do 1975 roku. To wówczas władze PRL zleciły budowę siedmiu potężnych masowców dla Polskiej Żeglugi Morskiej, mogących przewozić towary po całym świecie. A, że władza ludowa kochała wówczas przemysł ciężki, doceniała pracę robotników m.in. w kopalniach i hutach statkom postanowiono nadać jakże dźwięczne nazwy: „Huta Zgoda”, „Rolnik”, „Kopalnia Sosnowiec”, „Huta Zygmunt”, „Kopalnia Zofiówka”, „Budowlany” oraz… „Kopalnia Wałbrzych”. Zlecenie na budowę tego ostatniego otrzymała stocznia Schlichting Werft Travemünde w ówczesnej Republice Federalnej Niemiec.
Według założeń konstruktorów w swojej klasie miały to być wtedy najnowocześniejsze statki na świecie. I były. Zresztą zaraz do wyposażenia jednostek wrócimy, zwłaszcza tej, która przez lata pływała z wymalowanym na burcie miłym dla naszych oczu imieniem. Gdy statek już powstał, najważniejsze stało się wybranie matki chrzestnej. Jak to kiedyś było w zwyczaju wybór okazał się oczywistą oczywistością, jakby powiedział dziś klasyk. Miała to być osoba wywodząca się z klasy robotniczej z zakładu, którego nazwę wymalowano na statku.
I tak padło na Janinę Siwą, skromną pracownicę kopalnianego parku drzewnego. Wraz z delegacją wałbrzyskiej kopalni kobieta pojechała w połowie latach 70. do Szczecina, a stamtąd z przedstawicielami Polskiej Żeglugi Morskiej cała grupa udała się do Niemiec na wodowanie. Które odbyło się jak na filmach, rozbiciem butelki szampana o burtę. Od czerwca 1975 roku statek „Kopalnia Wałbrzych” pływał pod polską banderą.
Była to niezwykle nowatorska jednostka, wyposażona w najnowocześniejsze urządzenia, które w dużym stopniu były polskiej konstrukcji. Nie będziemy was zanudzać wymienianiem wszystkich danych technicznych, ale o kilku wspomnimy: Tu znajdziecie podstawowe liczby:
Statek „Kopalnia Wałbrzych” w liczbach
Długość całkowita – 145,5 m
Szerokość – 20,6 m
Zanurzenie maksymalne – 8,3 m
Nośność – 14176 ton
Silnik główny – moc 7400 KM
Prędkość eksploatacyjna – 14 węzłów
Spalanie – 22 tony paliwa na dobę
Jednostka posiadała 22 kabiny dla załogi i aż pięć ładowni, z których środkową mogła zalewać woda morska, by służyć jako balast w celu utrzymania stateczności. Na wyposażeniu był m.in. nowoczesny silnik główny, wyprodukowany na licencji duńskiej firmy Bur-meister & Wain, nowatorskie maszyna sterowa i śruba napędowa. Ostateczny kształt kadłuba osiągnięto po próbach modelowych przeprowadzonych w specjalistycznym laboratorium w Bremie.
„Wałbrzyski” masowiec nie uniknął nietypowych przygód. W 1978 roku zderzył się na torze wodnym Szczecin – Świnoujście z małym niemieckim kabotażowcem „Kaaksburg”. Doszło też do kolizji z polskim „Kolejarzem”. Już w latach 80. załoga „Kopalni Wałbrzych” pomogła należącej również do PŻM „Ziemi Lubuskiej”, która na skutek awarii została unieruchomiona na Oceanie Atlantyckim.
Ogromną zaletą masowca był zasięg, dzięki któremu możliwa była żegluga z Europy do obu Ameryk. W ładowniach „Kopalnia Wałbrzych” transportowała głównie zboże, stal, minerały, węgiel, a także chociażby nawozy czy produkty rolne. Statek przez ponad 20 lat pływała pod banderą PŻM, nawet kilkanaście miesięcy po zamknięciu wałbrzyskiej kopalni, co nastąpiło w 1998 roku. W 2000 roku jednostkę kupił turecki armator, zmieniając nazwę na „Yucatan”, a statek zaczął pływać po banderą Kambodży. W 2003 roku masowiec znów odsprzedano. Zmieniono nazwę na „Corozal” i banderę na Belize. Do dziś pływa po świecie.
Swój statek miała też Świdnica. Przełom lat 50. i 60. ubiegłego wieku był chyba najlepszym okresem dla polskiego przemysłu stoczniowego. To wówczas rozpoczęto wymieniać przedwojenne statki handlowe na nowe jednostki budowane w krajowych stoczniach. Tak właśnie powstał drobnicowiec MS „Świdnica”, należący do typu B-55. Sporo takich jednostek zamówił w ówczesnej Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego największy krajowy armator handlowy – Polskie Linie Oceaniczne. A tu jego historia: DROBNICOWIEC M/S "ŚWIDNICA".
Statki „wałbrzyski” i „świdnicki” przez wiele lat rozsławiały oba miasta na morzach i oceanach całego świata.
Tomasz Piasecki
Fot. użyczone (www.polska-org.pl/Tyworek-Wałbrzych)
A oto nasza „Kopalnia Wałbrzych” w pełnej krasie
(Fot. użyczone/www.polska-org.pl): Swój statek miała także Świdnica. Tu podczas wodowania
Inne historie z czasów PRL:
WAŁBRZYCH: JAK OSZUKIWAŁEM BEZPIEKĘ W EKS-WALDENBURGU
ŚRÓDMIEŚCIE: TU BYŁA PARAFIA LEGENDARNEGO NIEMIECKIEGO KSIĘDZA
WAŁBRZYCH PORCELANA KSIĄŻ: HISTORIA OSTATECZNEGO KOŃCA (FOTO)
BIAŁY KAMIEŃ: HISTORIA BASENU, STADIONU I HALI (ARCHIWALNE ZDJĘCIA)
WAŁBRZYCH: NIE MIELI KĄPIELISKA I SKRZYKNĘLI SIĘ, ABY COŚ ZROBIĆ (FOTO)
WAŁBRZYCH: JAK TO Z NOWĄ PIASKOWĄ BYŁO (ARCHIWALNE ZDJĘCIA)
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj