- Chwilami stan żony się pogarszał, była zbyt słaba, by porozmawiać przez telefon, więc zapewniałem ją o swoim uczuciu pukając w ścianę, a ona uśmiechała się i płakała - wspomina Dariusz Giemza z Kudowy-Zdroju, który razem żoną Elżbietą trafili z koronawirusem do Specjalistycznego Szpitala im. A Sokołowskiego w Wałbrzychu. Małżonkowie wyzdrowieli i nie mogą wyrazić bezmiaru swojej wdzięczności dla ofiarności i poświęcenia wałbrzyskiego personelu. Przestrzegają też innych - to mogło się przydarzyć każdemu, każdy mógł stanąć oko w oko ze śmiercią...
Szpital Wałbrzych: Mieliśmy koronawirusa. Wyzdrowieliśmy i dziękujemy
Niespodziewany wróg
Państwo Giemza z Kudowy-Zdroju, małżeństwo po 50-tce, jako pierwsi z okolic Kłodzka zostali zdiagnozowani jako osoby chore na Covid-19. Małżonkowie do dziś nie wiedzą, gdzie spotkali się z tym zaraźliwym patogenem, wszak nie podróżowali ostatnio po Czechach, ani bardziej egzotycznych miejscach. Choć o koronawirusie w marcu mówiło się już wiele, to mieszkańcy Kotliny Kłodzkiej myśleli, że takie zakażenie raczej im nie grozi.
W miarę pogarszającego się samopoczucia składali wszystko na karb sezonowego przeziębienia. - Żona w połowie marca czuła się źle, od tygodnia gorączkowała, a także miała duszności. Ja zaś do 27 marca nie odczuwałem dolegliwości, dopiero w dniu zgłoszenia do szpitala uporczywie kaszlałem - wspomina mieszkaniec przygranicznej Kudowy. Gdy stan małżonki pogarszał się, mężczyzna zaczął szukać wsparcia. - Trzykrotnie dzwoniliśmy po pomoc do lokalnych ośrodków, ale odmawiano nam jej i nawet przebadania Elżbiety. Zadzwoniliśmy więc na ogólnopolską infolinię "koronawirusową" i tam wskazano nam oddział Wałbrzychu - opowiada kudowianin i zaznacza: - Powiedziano, że możemy przyjechać o każdej porze dnia i nocy. Jechaliśmy do Wałbrzycha nie dlatego, że wierzyliśmy, że możemy być zakażeni, ale po to, by szukać pomocy dla żony.
Mężczyzna zgodnie z instrukcją poznaną z infolinii zawiózł żonę do wałbrzyskiego szpitala samochodem i została ona 22 marca przyjęta na oddział internistyczno-infekcyjny przy ul. Batorego. Pozostający w kwarantannie mąż dołączył do niej po pięciu dniach. - Po mnie przyjechała karetka sanitarna, jak tylko wykazywałem objawy zakażenia - opowiada ozdrowieniec.
Małżonków poddano testom, które ku ich zaskoczeniu wykazały, że mają koronawirusa, a zarażenie nim jak wiadomo wiąże się z ryzykiem śmierci. Pani Elżbieta przez większość okresu terapii czuła się osłabiona, straciła na jakiś czas powonienie i smak, kaszlała, miała gorączkę, pociła się, odczuwała uciążliwe bóle gałek ocznych. Chorych nękały też uderzenia gorąca oraz duszności. Pan Dariusz czuł się znacznie lepiej - przechodził zakażenie mniej dotkliwie.
Walka o życie...
Pani Elżbieta zaś słabła. W krytycznej chwili, gdy małżonkowie byli jeszcze rozdzieleni ścianą, mąż telefonował do pani niej, a ona nawet nie odbierała. - Niewiele brakowało, by podłączono ją pod respirator. Jak pukałem trzy razy w ścianę, to żona będąc w ciężkim stanie uśmiechała się i łza spływała jej po policzku - wspomina szczęśliwy ozdrowieniec. Jego małżonka poczuła się znacznie lepiej niemal po dwóch tygodniach kuracji. Jej wolę do walki wspomagała obecność męża i personelu szpitalnego. Mieszkańcom Kudowy kibicowano i mobilizowano do kolejnych kroków ku zdrowiu.
- Liczyliśmy się z możliwością śmierci, czasem natłok myśli nie dawał spać... Zdawaliśmy sobie sprawę, że możemy już nigdy nie zobaczyć dzieci i wnuków. A właśnie rodzina i modlitwa wielu osób, poza kuracją szpitalną, bardzo nam pomogły - opowiadają państwo Giemza. Nie bez znaczenia dla samopoczucia chorej pani Elżbiety było późniejsze położenie jej na sali z mężem. Kontakt z ukochaną osobą, wspólne chwile i żarty, że to właśnie kolejnego posiłku najbardziej oczekuje pan Dariusz. Nota bene, wbrew stereotypom o szpitalnym jedzeniu, jego jakość i zróżnicowanie mile pacjentów zaskoczyły.
... i nieoceniona pomoc
- Poza kuracją i cyklicznymi badaniami, które stosowane razem przyniosły skutek, ciągle pytano nas z troską o to, czy czegoś nam nie trzeba. To niezwykłe doświadczenie, nigdy nie zaznaliśmy tyle miłości i współczucia. To dawało poczucie bezpieczeństwa w tych trudnych chwilach - wyjaśniają kudowianie.
Państwo Giemza wyrażają szczególne podziękowania ordynator wałbrzyskiego oddziału - pani Krystynie Augustyniak, lekarzom, pielęgniarkom z oddziału oraz salowym, którzy dbali o ich dobrostan, przebieg kuracji, czystość oraz pyszne jedzenie, a jednocześnie ryzykowali życie. Wszak każde odwiedziny u chorego ze zdiagnozowanym koronawirusem, mimo stosowania środków ochronnych, wiążą się z ryzykiem zachorowania. - To prawdziwie heroiczna walka o pacjenta, tym trudniejsza, że to walka z niewidzialnym wrogiem i prowadzona w niewygodnej - kilkuwarstwowej odzieży ochronnej. Nigdy nie będziemy w stanie dostatecznie podziękować pracownikom wałbrzyskiego szpitala za troskę i fachowe wsparcie, a jednocześnie ciepło, jakim nas otoczono - zaznaczają nasi rozmówcy, podkreślają też że zaangażowania i profesjonalizmu mogą się od wałbrzyskiego personelu uczyć nie tylko w Polsce, ale i Europie. Dziękują zatem ponownie, za naszym pośrednictwem i dodają, że wesprą walkę medyków i kolejnych chorych oddaniem osocza.
W ostatnich dniach dolnośląskie placówki medyczne pobierają osocze od ozdrowieńców spełniających warunki podobne jak w przypadku dawców krwi. Jak wskazują specjaliści, jedna osoba, która wygrała walkę z koronawirusem może uratować nawet 9 innych pacjentów. Państwo Giemza ufają, że choć w ten sposób odwdzięczą się za to, że wałbrzyscy medycy podarowali im drugą szansę na wspólne życie.
Do dawnej wydolności wciąż wiele wypisanym z wałbrzyskiego oddziału brakuje, ale są dobrej myśli. - Wyszliśmy ze szpitala 8 kwietnia. Teraz jesteśmy już zdrowi, ale bardzo słabi, odpoczywamy i powoli dochodzimy do pełnej formy. To może jeszcze potrwać nawet do miesiąca czasu - wyjaśnia pan Dariusz. Ozdrowieńcy przestrzegają też innych, by nie lekceważyli zagrożenia, jakie niesie koronawirus. Jedynym pozytywnym aspektem tej sytuacji jest to, że sami przekonali się jak kruche może być życie, i że medycy z poświęceniem o tę wartość zabiegają.
Polecamy również:
Nasz serwis - Koronawirus: 74 nowych zakażeń w regionie. Co w Wałbrzychu? [AKTUALIZACJA]
Wałbrzych: Mogę mieć koronawirusa, ale nie zrobili mi testu
Koronawirus: Lekarz i załoga pogotowia w Wałbrzychu zdrowi! [AKTUALIZACJA]
Elżbieta Węgrzyn
fot. użyczone - ze zbiorów prywatnych
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj