Historia pewnego pochówku przy zamku Książ i dwóch ekshumacji
Gość z RFN i jego wspomnienia
- W 1985 roku pracowałem na parkingu przy zamku Książ, w ten sposób miałem możliwość spotkania cudzoziemców, którzy odwiedzali Wałbrzych. Tak wiosną tamtego roku poznałem Weisa. Przyjechał do Polski z RFN na kilka dni. Po wizycie w Wałbrzychu, gdzie pracował podczas wojny jako więzień filii KL Gross-Rosen przy zamku Książ, odwiedzał jeszcze Oświęcim, gdzie zginęła jego rodzina. Namówiłem go, aby w drodze powrotnej wrócił do Wałbrzycha - wspomina Tadeusz Słowikowski, emerytowany górnik i wytrwały tropiciel wałbrzyskich tajemnic.
W przypadku Jana Weisa nie zawiódł się. Opowiedział on pasjonatowi historię ostatniej egzekucji wykonanej tuż przy wałbrzyskim zamku. Weis w ostatnich latach wojny pracował przy zamku Książ razem z innymi Żydami przytransportowanymi tu z Węgier i Słowacji. Drążyli korytarze pod zamkiem i uczestniczyli w pracach ziemnych. W lutym 1945 roku dwóch więźniów obozu, znajomych Weisa, próbowało uciec. Jednak szybko ich schwytano i powieszono ku przestrodze innych obozowiczów. W tym samym czasie w obozie zmarło trzech innych więźniów. Co ciekawe - pogrzebano ich wszystkich w zbiorowym grobie nieopodal miejsca pracy - a nie, jak to miano w zwyczaju, spalono w krematorium. - Weis wskazywał na miejsce pochówku, które miało się znajdować niedaleko książańskiego parkingu, tuż przy zbiorniku wodociągów - opowiada Słowikowski. Świadek tamtych włodarze powracał po 1985 roku do Polski, spotykał się też ponownie z panem Tadeuszem.
Ekshumacja przy zamku
Do poszukiwań mogiły ofiar hitleryzmu przystąpiono latem 1987 roku. Wzięli w nich udział Tadeusz Słowikowski, przedstawiciele obozu Gross Rosen, prokuratury, medycyny sądowej, milicji i lokalnych władz. Słowikowski eksploracje zaczął już w czerwcu, jednak makabrycznego odkrycia ludzkich szczątków dokonano 1 lipca, kiedy zaczęto przeczesywać niewielki, zalesiony teren przylegający do miejsca wskazywanego przez byłego więźnia. - Po dwóch dniach przeprowadzono ekshumację. Co dziwne, zamiast pięciu ciał znaleziono... osiem szkieletów, a po poszerzeniu terenu poszukiwań kolejne cztery. Od początku spekulowano na temat przyczyn śmierci i pochodzenia tych ciał - wspomina Tadeusz Słowikowski. Część ciał pochowanych prawdopodobnie na początku 1945 roku zabrała tajemnicę swojej śmierci do grobu. Szkielety nie miały śladów uszkodzeń kręgosłupów w części szyjnej wskazujących na powieszenie, ani innych obrażeń na czaszkach czy żebrach wskazujących na postrzał, czy pchnięcie ostrym narzędziem. Największe wątpliwości budził stan ich uzębienia, zarówno jego doskonała kondycja - będąca rzadkością wśród więźniów, a także znalezione w pięciu czaszkach złote implanty. Złote koronki i mostki z ciał więźniów zwykle zabierano po ich śmierci.
Sprawę tę podejmowali w latach 90. lokalni dziennikarze. - Są też i tacy, co twierdzą, iż był to grób esesmanów, wykończonych przez kamratów dla zachowania jakiejś szczególnie ważnej tajemnicy. W latach wojny takie przypadki miały podobno miejsce. Tak, czy owak pan Tadeusz [przyp. red. Słowikowski] osobiście dokonał ekshumacji, a następnie szczątki te pochowano w Alei Zasłużonych wałbrzyskiego cmentarza, co wyraźnie wskazuje, iż ówczesne władze nie dały wiary złośliwym językom... - pisał Zbigniew Zalewski w tekście pt. "Zły duch zamku Książ" wydrukowanym w "Trybunie Wałbrzyskiej" w maju 1991 roku.
Czyj jest ten grób dlaczego... pusty?
Szczątki wszystkich 12 osób znalezionych nieopodal zamku pochowano w mogile zbiorowej dla ciał pochodzących z ekshumacji na cmentarzu komunalnym przy ul. Przemysłowej, jednak okazało się, że nie na długo. Jan Weis wystarał się u polskich władz o pozwolenie na przewiezienie ich do Izraela. Do ponownej ekshumacji doszło w drugiej połowie października 1991 roku, wówczas grób otwarto, a ciała przewieziono prawdopodobnie do Jerozolimy, gdzie zostały po raz trzeci pochowane. - Do dziś nie wiadomo, kim byli pogrzebani przy zamku i czy umarli naturalną, czy gwałtowną śmiercią - dodaje wałbrzyski pasjonat tajemnic.
Dodatkowo, pikanterii tej historii dodaje fakt, że o opróżnieniu grobu przy Alei Zasłużonych wiedziało jedynie wąskie grono wtajemniczonych. Fakt ten nie był poruszany w lokalnych gazetach. Prasa zaczęła interesować się pustą mogiłą dopiero w okolicy Wszystkich Świętych w 1991 roku. - Niejaki pan Weiss, podobno obywatel amerykański żydowskiego pochodzenia, w latach wojny także więzień Gross Rosen. Nie wiadomo jakich użył argumentów, ale jakoś przekonał władze miejskie Wałbrzycha, by grób przy ul. Moniuszki opróżnić. Zrobiono to cichaczem w dniu 21 października - pisał w połowie listopada zaskoczony decyzją władz Zbigniew Bych, redaktor "Trybuny Wałbrzyskiej". Spekulowano też, dokąd ciała znalezione nieopodal zamku trafiły. Zdaniem autora tekstu sposób ekshumacji i fakt, że przy grobie nie wystawiono tabliczki, że jest on pusty - nie wystawia ówczesnym decydentom dobrego świadectwa.
Dziś na mogile przy Alei Zasłużonych na wałbrzyskim cmentarzu nadal płoną znicze... Wałbrzyszanie ustawiają też na niej kwiaty. To symboliczny hołd dla tych, co nawet po śmierci nie zaznali spokoju i przez różne uwarunkowania odbywali pośmiertną tułaczkę.
Przeczytaj też:
UCZCIJMY PAMIĘĆ OBROŃCY WESTERPLATTE POCHOWANEMU W WAŁBRZYCHU
DZIŚ DZIEŃ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH, JUTRO DZIEŃ ZADUSZNY
CMENTARZ ŻYDOWSKI W WAŁBRZYCHU
PERŁY WAŁBRZYSKIEJ NEKROPOLII
WAŁBRZYSKIE CMENTARZE PO ZMROKU
Tekst i fot. Elżbieta Węgrzyn
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj