| Źródło: Urząd gminy Stare Bogaczowice, UM Świebodzice
Wspominając wielką powódź z 1997 roku
56 ofiar śmiertelnych i straty materialne szacowane na około 12 mld złotych, 7000 ludzi bez dachu nad głową, około 40 000 ze straconym dorobkiem całego życia. 9000 zniszczonych firm, 680 000 mieszkań, 843 szkoły, z których 100 uległo całkowitemu zniszczeniu, 4000 mostów, w tym całkiem zerwanych ok. 45, 14 400 km dróg, 2000 km torów kolejowych, 613 km wałów przeciwpowodziowych i 665 835 ha ziemi, czyli ponad 2% kraju. Tak wyglądała Powódź Tysiąclecia w liczbach.
Okrągła rocznica jest okazją do wspomnień. W Świebodzicach otwarto wystawę poświęconą wielkiej powodzi, która spustoszyła nasz region w lipcu 1997 roku. W Starych Bogaczowicach na stronie urzędu gminy opublikowano zdjęcia z kilku powodzi, od których gmina ucierpiała w latach 1997-2006. Jednak ta sprzed 20 lat była najbardziej tragiczna. Większość mieszkańców Wałbrzycha i regionu nie zapomni tamtego lata.
Każdy, kto widział, pamięta
- Pamiętam dwie wielkie burze, które przeszły nad Wałbrzychem wieczorem w piątek 4 lipca i w sobotę 5 lipca. W niedzielę przez cały dzień lało, wiało i było bardzo ciemno. W poniedziałek rano wybrałam się do Głuszycy, żeby odwiedzić moją znajomą, która dzień później wyjeżdżała za granicę. To był właśnie 7 lipca. Jechaliśmy zieloną nysą, prywatną komunikacją. Co kilkadziesiąt minut miało miejsce oberwanie chmury, niczego nie było widać, stawaliśmy na poboczu. Zapytałam kierowcę, starszego mężczyznę, czy wobec tego będą jeździć dalej. Tak, jeździmy do wieczora, odpowiedział - wspomina pani Katarzyna, wałbrzyszanka. - Siedziałyśmy sobie z koleżanką nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Radio źle odbierało, dotarło do nas, że coś się stało w Kłodzku, ale nie mogłyśmy wyłapać żadnych szczegółów. Koleżanka wyszła do drugiego pokoju i krzyknęła. Pobiegłam za nią - łąka za kościołem widoczna z jej okna była całkowicie pod wodą. W tej chwili zadzwoniła jej mama pracująca w centrum Głuszycy, z informacją, że Głuszyca jest już prawdopodobnie odcięta od Wałbrzycha przez wylewającą się na szosę Bystrzycę. Próbowałam zadzwonić do domu, ale linia okazała się niedostępna.
Było około godziny 15.00. Pani Anna i jej koleżanka wybiegły z domu i zobaczyły zalane podwórza, ludzi wynoszących rzeczy z piwnic, nieliczne auta przemieszczające się powoli rwącą rzeką, w którą zamieniła się ul. Grunwaldzka. - Nie wiedząc, co dalej robić, poszłyśmy w stronę stacji kolejowej Głuszyca Górna. Nie miałyśmy pojęcia, że pociąg do Wałbrzycha nie przyjedzie, bo stacja kolejowa Kłodzko Główne jest całkowicie zalana. Pod wiaduktem zatrzymało nas kolejne oberwanie chmury. Wtedy z Głuszycy Górnej nadjechała środkiem drogi zielona nysa. Kierowca zatrzymał się na nasze rozpaczliwe machanie, ale nie mógł zjechać na pobocze i żeby wsiąść, musiałam wejść do wody po kolana. Jechaliśmy w korku na dół, w dolnej części Głuszycy Bystrzyca płynęła równo z szosą i tu właśnie był ten zator, przed Jedlinką. Podmyte drzewo przegradzało jezdnię, rozlewała się woda, na poboczach stały auta. Przedostaliśmy się jakoś, ale oglądać to, co się działo po drodze, to był koszmar, woda była wszędzie - mówi pani Katarzyna. - W samym Wałbrzychu najgorzej było jednak później 18 i 19 lipca. Pamiętam, że woda spływała kaskadami z nasypu kolejowego przy ul. Armii Krajowej i Wrocławskiej, na wysokości starej zajezdni. Jezdnia była zalana do wysokości krawężników, a na poboczach też stały auta, które nie mogły dalej jechać.
Pani Ewelina, w 1997 roku nastolatka, wracała do Wałbrzycha z wakacji z centralnej Polski. - Miałam pecha, że wybrałam się w podróż akurat w chwili, gdy fala kulminacyjna przybyła do Wrocławia. Pociągi jeździły objazdami i zamiast dojechać na dworzec Wałbrzych Główny o godz. 23, dotarłam tam ok. 6 rano. Nie zapomnę, jak pociąg dojeżdżał do dworca we Wrocławiu, a ulice pełne były żołnierzy napełniających worki piaskiem. Mój pociąg był jedyny, jaki wpuszczono na stację... Dworzec był zupełnie pusty, a do składu podpięto wszystkie wagony jadące na południe w stronę Czech. Zamknięte były przejścia graniczne i pociąg, który miał jechać do Pragi przez Międzylesie puszczono przez jedyny czynny ówcześnie Golińsk. Skład był tak długi, że ciągnęły go dwie lokomotywy i pchały kolejne. Jak stanął na dworcu Wałbrzych Główny, wysiadłam w środku lasu i obładowana bagażami szłam po torach do dworca - opowiada wałbrzyszanka.
Wystawa i zdjęcia
Powódź dotknęła także Świebodzice. W nocy z 7 na 8 lipca wezbrana Pełcznica wystąpiła z brzegów, niszcząc drogi, zrywając mosty, a przede wszystkim zalewając dziesiątki domów w dzielnicy Pełcznica i Ciernie. Z kładki na Pełcznicy woda zmyła przechodzącego mężczyznę, który utonął. W Świebodzicach również kolejna fala nadeszła w nocy z 18 na 19 lipca i była równie silna, o ile nie silniejsza od pierwszej. To, co udało się posprzątać i zabezpieczyć, ponownie znalazło się pod wodą.
Straty wyrządzone przez żywioł w infrastrukturze miasta sięgnęły blisko 7 mln zł. Świebodzice podźwignęły się jednak ze zniszczeń, dzięki staraniom ówczesnych i kolejnych władz samorządowych pozyskano wsparcie z budżetu państwa na usuwanie skutków powodzi. W ciągu kolejnych lat odbudowano mosty, drogi, umocniono brzegi Pełcznicy.
Powódź wspomina także gmina Stare Bogaczowice. W lipcu 1997 roku po raz pierwszy od ponad pięćdziesięciu lat gmina została dotknięta klęską powodzi. Nie byłoby to jeszcze dla niej tak tragiczne, gdyby nie nastąpił cały ich ciąg w latach następnych. Kolejne wydarzyły się w lipcu 1999 roku, w lipcu 2001 roku oraz 1 września 2002 roku, 19 marca 2005 i 11 lipca 2006.
Te bardzo gwałtowne przybory wód powodowały wysokie straty, a walka z nimi w czasie ich trwania musiała się ograniczać do ochrony życia ludzi i prób ratowania ich mienia. Tak częste ich występowanie pozwoliło jednak mieszkańcom gminy na zdobycie doświadczenia i wypracowanie bardziej efektywnych form i metod akcji ratowniczych, powodując ich lepsze rezultaty i zmniejszenie kosztów.
Jest szansa, że podobne dramaty w przyszłości nie będą miały miejsca. 28 czerwca 2017 r. Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej we Wrocławiu podpisał z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej umowę o dofinansowanie na kwotę 317 mln zł budowy zbiorników przeciwpowodziowych w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie powódź z 1997 roku dała się we znaki najbardziej. Cały projekt będzie kosztował ponad pół miliarda złotych, a jego realizacja zakończy się w 2021 roku.
Można się podzielić wspomnieniami
Przez cały rok 2017 prowadzona jest zbiórka wspomnień z powodzi przez Ośrodek Pamięć i Przyszłość - Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu oraz fundację im. Tymoteusza Karpowicza, o czym pisaliśmy już tutaj: KTO PAMIĘTA WIELKĄ POWÓDŹ W LIPCU 1997? Projekt bazuje na autorskiej metodzie „Pamiętam, że…” wykorzystywanej wcześniej przy publikacjach „Wrocław. Pamiętam, że…” oraz „Dolny Śląsk. Pamiętam, że…”. Przedsięwzięcie będzie prowadzone przez cały 2017 r. Działania są planowane nie tylko we Wrocławiu, ale również w wielu dolnośląskich miejscowościach.
Cele:
– zbiorowa publikacja gromadząca wspomnienia oraz zdjęcia związane z powodzią na Dolnym Śląsku z 1997 r.;
– zbiorowy film dokumentalny zrealizowany na podstawie zgromadzonych, opracowanych i zmontowanych amatorskich bądź półprofesjonalnych zapisów filmowych związanych z powodzią na Dolnym Śląsku z 1997 r.;
– wywiady z powodzianami, badania socjologiczne i teksty, które pomogą zrozumieć, jakie jest miejsce powodzi w zbiorowej pamięci mieszkańców regionu;
– gromadzenie i digitalizacja zgromadzonego zasobu w sposób ciągły na portalu Dolnośląskość.pl, pod tym linkiem: http://dolnoslaskosc.pl/dolny-slask-pamietam-powodz,s59.html.
W marcu nasi Czytelnicy tak wspominali wielką powódź:
Opr. Magdalena Sakowska
Foto użyczone: urząd gminy Stare Bogaczowice (zdjęcia powodzi), UM Świebodzice (zdjęcia wystawy)
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj