| Źródło: Wiesz Co
Wałbrzych: nasza węgierska flecistka z Muzycznym Orłem
Wiadomo, czym są Orły jako nagrody filmowe przyznawane w Gdyni. Pani tymczasem otrzymała Muzycznego Orła w dziedzinie muzyki. Co to za nagroda?
- Muzyczne Orły przyznawane są dopiero od trzech lat, ale muzycy podobnie jak filmowcy Orły przyrównują do amerykańskich Oscarów. Nominacje przyznawane są w dwóch sekcjach polskiej i zagranicznej oraz w kilku kategoriach: płyta, kompozycja, prawykonanie, solista, zespół kameralny, publikacja naukowa, publikacja nutowa i wydarzenie artystyczne. Ja zostałam nominowana w kategorii solista zagraniczny.
Co było oceniane?
- Do konkursu zgłosiłam nagranie mojego wykonania Koncertu fletowego Jacquesa Iberta z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Sudeckiej pod dyrekcją Agaty Zając. Zgraliśmy ten koncert w lutym 2022 roku. Agata Zając była w tamtym sezonie dyrygentem-rezydentem w naszej filharmonii, zdobywała pierwsze doświadczenia u progu swojej kariery dyrygenckiej po studiach. Nagranie tak się spodobało, że komisja najpierw mnie nominowała do Muzycznych Orłów, a potem na gali we wrześniu 2023 otrzymałam nagrodę.
Czy to wyróżnienie to dla muzyka wielka nobilitacja?
- To nagroda finansowa i honorowa. Dla mnie jednak najważniejsze jest docenienie przez muzyków zasiadających w kapitule konkursu. To znaczące postacie polskiej sceny muzycznej. Dyrygenci Paweł Przytocki, Łukasz Borowicz, kompozytorzy Grażyna Pstrokońska-Nawratil, soliści Antoni Wierzbiński, Dariusz Mikulski, Piotr Lato, Tomasz Strahl – wszyscy oni to aktywni artyści. Ich opinia bardzo liczy się w świecie muzycznym.
Nagroda pewnie dała Pani ogromną satysfakcję, ale czy była zauważona na przykład w rodzinnych Węgrzech?
- Tak. Po raz pierwszy renomowany magazyn o muzyce klasycznej odnotował moją nagrodę i moją osobę. Przyznaję, że to dla mnie ogromna satysfakcja. O mojej nagrodzie wspomniała także Ambasada Węgierska w Polsce i Instytut Liszta w Warszawie.
Tak a’propos, w polskich orkiestrach są inni węgierscy muzycy?
- Znam jeszcze jednego Węgra – waltornistę w orkiestrze w Krakowie. Więcej nie kojarzę. Myślę, że dla jury konkursu miało raczej znaczenie to, że jestem muzykiem orkiestrowym. Gram często koncerty solowe, bardzo to lubię, ale na co dzień pracuję w orkiestrze. To jest moja pasja. Muzycy orkiestrowi rzadko grają koncerty solowe z orkiestrą, nie zgłaszają się do konkursów i wobec tego nie są nagradzani. Stąd pewnie zainteresowanie moim zgłoszeniem.
Zatem, żeby zdobyć Muzycznego Orła trzeba zagrać koncert solo z orkiestrą? Czy to wystarczy?
- Myślę, że ważne było także to, że wybrałam jeden z najtrudniejszych koncertów fletowych – Iberta z 1934 roku. Ten koncert jest tak samo wymagający dla solisty, orkiestry jak i dyrygenta. Niewielu flecistów koncertujących ma ten koncert w repertuarze, właśnie ze względu na to, że do jego wykonania potrzebna jest także bardzo dobra orkiestra.
Widzę, że stawia Pani sobie trudne wymagania.
- Tak (uśmiech).
Muszę o to zapytać – dlaczego nie zdecyduje się Pani grać… no właśnie w Niemczech czy gdzieś indziej, gdzie są większe pieniądze dla muzyków?
- Nie wiem. Może to jest mój los. Ja wierzę w przeznaczenie. Myślę, że to nie przypadek, że wylądowałam w Wałbrzychu. Motywuje mnie muzyka, zwłaszcza trudne utwory. Utrzymuję się na odpowiednim poziomie technicznym, by móc je zagrać. Zastanawiam się czy warto dla czegoś co wydaje się trochę lepsze, zostawić to co już się ma. Tu czuję się jak w domu. Mam tutaj przyjaciół – swoją ekipę. Nie mówiąc o tym, że bardzo lubię Wałbrzych i okolice tego miasta. Uprawiam sport zarówno w lecie, jak i w zimie. Po co to zmieniać. Zresztą gram w Niemczech i nie tylko tam. Na tyle, na ile pozwala mi praca, korzystam z takich możliwości.
Za nami koncert 23 lutego, w którym wystąpiła Pani jako solistka. Czy to też jeden z tych „łatwiejszych” koncertów fletowych?
- To mój bardzo szczególny projekt. Według mojej wiedzy to pierwszy koncert doktorancki muzyka orkiestrowego w Wałbrzychu. Dla przewodu doktorskiego, który podjęłam w Akademii Muzycznej w Szczecinie, wymagane jest wykonanie, nagranie i opisanie nieznanego w Polsce koncertu fletowego. Wybrałam koncert węgierskiego kompozytora Emila Petrovicsa z 1957 roku. Petrovics napisał go jako pracę dyplomową w Akademii Muzycznej Ferenca Liszta w Budapeszcie. Później w swojej twórczości pisał raczej muzykę wokalną i filmową. Pod koniec życia został nawet dyrektorem Opery Narodowej w Budapeszcie. W moim doktoracie skupiam się na wpływie Bartóka i Szostakowicza na twórczość Petrovicsa. Obaj genialni kompozytorzy nie napisali koncertu na flet – ani Bartók ani Szostakowicz. W koncercie Petrovicsa słychać wpływy jednego i drugiego.
Brzmi zachęcająco.
- Serdecznie polecam tę muzykę. Koncert napisany jest w stylu neoklasycznym i bardzo dobrze się go słucha. W mojej pracy doktorskiej pokazuję także wpływ Bartóka i Szostakowicza na twórczość polskiego kompozytora Mieczysława Weinberga. Jego I Koncert fletowy z 1961 roku zagram na jesieni na Międzynarodowym Festiwalu im. Michała Spisaka w Dąbrowie Górniczej z Sinfoniettą Cracovią pod dyrekcją Katarzyny Tomali.
Czy można gdzieś posłuchać nagrań Koncertu fletowego Petrovicsa?
- Znam jedno wykonanie z orkiestrą – solistą jest András Adorján, węgierski flecista. Inne nagrania prezentują solistę z akompaniamentem fortepianu. Profesor Adorján nagrywając koncert korzystał jeszcze z uwag samego kompozytora. Mnie udało się dotrzeć do córki Petrovicsa – Eszter, która jest reżyserem. Od niej otrzymałam do wglądu rękopis koncertu. Chciałabym w pracy doktorskiej przygotować nową edycję materiału nutowego z uwagami Petrovicsa i Adorjána oraz niezbędnymi poprawkami jedynego do tej pory wydania z 1965 roku.
Polskie prawykonanie oznacza, że teraz muzyka Petrovicsa częściej będzie słyszana w polskich filharmoniach?
- Niestety ograniczeniem są finanse. Wypożyczenie materiałów nutowych Petrovicsa na nasz koncert wymagało dodatkowego finansowania i część kosztów pokrywać będzie Instytut Liszta w Warszawie. Słuchacze koncertów często nie mają świadomości, jakie koszty ponosi instytucja, żeby zaprezentować muzykę, która pochodzi z XX wieku. Prawo autorskie obejmuje także wydania nutowe. Dlatego jestem ogromnie wdzięczna dyrektor Filharmonii Sudeckiej Agnieszce Franków-Żelazny, że zdecydowała o włączeniu tego koncertu do programu obecnego sezonu artystycznego i pokryciu kosztów jego wykonania. Jestem pewna, że muzyka Petrovicsa jest tego warta. Ponadto dziękuję moim kolegom z orkiestry za ich cały tydzień pracy pod kierunkiem dyrygenta Pawła Przytockiego. Proszę wziąć pod uwagę, że muzyk solista przygotowuje swój repertuar kilka lat, partie solowe ćwiczy miesiącami, a muzyk orkiestry musi maksymalnie się skoncentrować w ciągu kilku dni przed samym koncertem i wykonać swoją partię najlepiej, jak to możliwe.
Redakcja
Fot. użyczone (Filharmonia Sudecka)
Inne wywiady:
Wałbrzych region: Dobrosław Kowalski jest jak sztukmistrz!
Wałbrzych: emerytowany wuefista i trener z milionami odsłon
Wałbrzych region: Anna Puchała - fit to moje życie
Wałbrzych: z brelokiem do kluczyka w kształcie trupiej czaszki
Wałbrzych i region: tu nic nie jest zero-jedynkowe
Wałbrzych: 90-letni były górnik wciąż publikuje poezje
Wałbrzych: taki ma sposób na łączenie przeszłości z przyszłością (FOTO)
Wałbrzych region: zauroczyły ją choinki... z gazet
Artykuł ukazał się na łamach dwutygodnika "WieszCo" - pełny numer dwutygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj