| Źródło: Wiesz Co
Wałbrzych region: Dobrosław Kowalski jest jak sztukmistrz!
Zawsze chciałem być jak Janusz Chomontek, a ty?
- Ja oczywiście też! Czas, w którym zacząłem interesować się piłką nożną przypadł na okres największej popularności Chomontka, a był to przełom lat 80. i 90. W piłkę jako 10-latek grałem bardzo dużo, ale żeby żonglować tak jak on…, hm, to było dla mnie coś niewyobrażalnego. Kilka lat później zdałem sobie sprawę, że jako piłkarz, kariery raczej nie zrobię. Zamiast być przeciętnym zawodnikiem postanowiłem zostać w czymś najlepszy i...pomyślałem o żonglerce. A Chomontek stał się dla mnie absolutną i właściwie jedyną inspiracją.
Tak myślałem, że mieliśmy wspólnego idola (wspólny śmiech). Ty jednak z sukcesami zacząłeś go naśladować, a ja skończyłem na miernych 122 podbiciach futbolówki, które są moim rekordem do dziś. Jakie jest twoje najlepsze osiągnięcie?
- Musisz pamiętać o ważnej rzeczy, żonglerka sportowa od dawna nie sprowadza się wyłącznie do podbijania piłki nożnej, czyli robienia popularnych „kapek”. Dziś jest to część dyscypliny jaką jest piłkarski freestyle.
O tym może później. No więc jaki jest twój rekord?
- Mój rekord podbijania piłki nożnej to około 2,5 godziny. Akurat tego nigdy nie biłem oficjalnie.
Ile? Przez 150 minut tak sobie zwyczajnie podbijałeś piłkę?
- Tak (uśmiech). W żonglerce jeśli chodzi o bicie rekordów są przeróżne kategorie. Jest żonglerka różnymi piłkami, tenisową, ręczną, do rugby, do futbolu amerykańskiego, nawet do golfa lub squasha. Z każdą piłką można poprawiać rekordy na ilość, czyli jak najwięcej podbić albo w tzw. kategoriach szybkościowych, choćby najwięcej podbić danej piłki w ciągu minuty, czy w kategorii typu najdłuższy dystans pokonany w trakcie podbijania piłki. Oczywiście bez upadku jej na ziemię. I można to robić różnymi częściami ciała – stopami, kolanami, głową.
Niesamowite! Ale wracam jeszcze do tych 2,5 godzin. Jak długo trzeba trenować, żeby dojść do takiej perfekcji?
- Im więcej tym lepiej. Najtrudniejsze jest nauczenie się techniki, czucia piłki.
Dobra, ale od czegoś trzeba zacząć?
- Jako piłkarz talentu do techniki nie miałem, w wieku 13 lat, bo wtedy zacząłem trenować żonglerkę, potrafiłem wykonać, myślę 20, 30 podbić. Zacząłem więc od zera. Ale miałem w sobie wielkie samozaparcie i wiarę, że intensywnym treningiem mogę osiągać sukces. Pamiętam, że zacząłem trenować w wakacje 1994 roku, zaczynając od wspomnianych 20-30 podbić. Wpadłem w taki trans, że trenowałem po kilka godzin dziennie. Właściwie to tylko trenowałem, jadłem, spałem i oglądałem mistrzostwa w USA. I na koniec wakacji przekroczyłem 2000 podbić co jak na 13-latka musiało robić wrażenie.
Zaraz, zaraz. W ciągu dwóch miesięcy osiągnąłeś taki progres?
- Na początku, do dwóch tygodni, do poziomu ok. 100 „kapek” poprawiałem się o kilka podbić dziennie. Późniejszy progres to już jakieś 20-50 podbić więcej. Tak doszedłem do 500 i poczułem jakbym robił to od zawsze. Po kilku dniach przeskoczyłem od razu na ponad tysiąc. Zauważyłem wtedy, że nie koncentruję się już na utrzymaniu piłki w powietrzu za wszelką cenę tylko skupiam się na doskonaleniu techniki, czystych uderzeniach piłki. Jak już masz technikę opanowaną perfekcyjnie, to przy tak długim żonglowaniu dochodzą inne elementy jak wytrzymałość, kondycja, niepoddawanie się monotonii, utrzymanie koncentracji.
W czym tkwi tajemnica tego, że jednym udaje się żonglować i żonglować, a innym piłka spada po kilku minutach?
- Oczywiście jakieś predyspozycje trzeba mieć. Jak masz talent, to wszystko przychodzi łatwiej, ale jak masz upór i chcesz to robić, wszystko można wytrenować. Ja talentu nie miałem, ale od dziecka kochałem futbol, a jak do czegoś podchodzisz z pasją to prędzej czy później musi się udać.
Robienie „kapek”, przypomina mi wyczyny cyrkowców. Czujesz się trochę jak sztukmistrz, stojący na środku areny i oklaskiwany przez zachwyconych widzów?
- Nieskromnie powiem, że tak (śmiech)
W swoim uporze przypominasz mi Forresta Gumpa. On, gdy zaczął biec, to nie mógł przestać. Z tobą jest podobnie, tylko ty ciągle odbijasz. Nogami, głową, klatką piersiową i... Właśnie, czymś jeszcze?
- Forrestowi w którymś momencie się znudziło, a mnie chyba to się nie przytrafi. Podbijam także ramionami. Są też konkurencje, w których bije się rekordy w ilości powtórzeń danego układu np. tzw. „siódemka Maradony”. Należy podbijać kolejno: prawą, lewą stopą, prawym, lewym kolanem, prawym, lewym ramieniem, głową i tak w kółko.
Podbijając piłkę ramionami osiągnąłeś przed trzema laty najlepszy wynik w Polsce?
- Tak, na stadionie w Gorcach podbiłem piłkę 1284 razy, co do dziś jest aktualnym rekordem Polski.
Skupmy się na chwilę na samych piłkach. Jakimi w ogóle żonglujesz?
- Wszystkimi, które wymieniłem wcześniej, oczywiście najwięcej nożną, ale bardzo lubię też tenisową, a ostatnio do rugby i futbolu amerykańskiego, które wbrew pozorom bardzo różnią się od siebie i wymagają innej techniki odbijania.
Tymi małymi, jak do tenisa ziemnego, jest trudniej?
- Zdecydowanie tak, zwłaszcza na początku. Ale wiadomo jak się coś już potrafi to inaczej się to ocenia, wtedy jest łatwe, a przynajmniej łatwiejsze.
To właśnie tę charakterystyczną żółtą piłeczką, którą rakietą odbija Iga Świątek, pobiłeś rekord Guinnessa?
- W 2019 roku w Łodzi na ulicy Piotrkowskiej podczas dorocznego festiwalu sztuk ulicznych Hokus Pokus podbiłem piłeczkę tenisową 118 razy ramieniem.
Jak wygląda takie ustanawianie rekordu?
- Można to zrobić na dwa sposoby. Albo zaprosić na miejsce bicia rekordu sędziego czy to z biura rekordów Guinnessa czy biura rekordów Polski. Ale oczywiście wiąże się to z kosztami, w przypadku rekordów Guinnessa jest to kilka tysięcy funtów. Ale jest też druga możliwość ustanowienia rekordu bez obecności sędziego na miejscu. Wtedy trzeba spełnić szereg restrykcyjnych warunków aby taki rekord po weryfikacji został uznany. Musi to być wydarzenie publiczne, muszą być świadkowie – osoby związane z daną dyscypliną sportu czy np. burmistrz miasta, którzy podpisują stosowne deklaracje, że wszystko odbyło się zgodnie z wytycznymi pobicia rekordu w danej konkurencji. Trzeba też przesłać materiały prasowe lub telewizyjne z takiego wydarzenia no i najważniejsza rzecz. Taka próba musi być sfilmowana przez odpowiednio ustawione kamery, odpowiedni musi być też kadr.
Pamiętam, że piłką do rugby też kiedyś pobiłeś rekord?
- To była w ogóle moja pierwsza próba bicia rekordu Guinnessa. Na obiektach świebodzickiego OSiR-u pobiłem rekord odbijając stopami 187 razy. Ten wynik został już pobity, ale na pewno w tym roku będę chciał go odzyskać.
- Jak wspomniałeś najlepsze wyniki w żonglerce osiąga się nie tylko na ilość, ale również na czas. Powiedz jak to możliwe, żeby w ciągu pół minuty podbić piłkę nożną 92 razy?
- To mój kolejny rekord Polski, ustanowiony w zeszłym roku. Skoro się udało, to widocznie jest możliwe (śmiech). A mówiąc poważnie podbijanie nie jest równe podbijaniu. Gdy podbijasz piłkę na ilość, bez granicy czasu podbijasz z reguły tzw. prostym podbiciem, a w przypadku kategorii szybkościowej podbija się samymi palcami jedną nogą – bo tak jest dużo szybciej – która cały czas jest w powietrzu. Dotknięcie podłoża to strata nawet ułamka sekundy co może być decydujące. Tu też bardzo silna musi być noga postawna, żeby po prostu nie stracić równowagi. To tak jakby porównać bieg na 100 m do maratonu. Jak widzisz w żonglerce jest sporo zawiłości technicznych, których przeciętny kibic nie dostrzega.
Może nawet jestem w stanie to sobie wyobrazić, ale żonglowanie piłką do futbolu amerykańskiego i pobicie przy tym rekordu świata, wykracza poza moją percepcję?
- To zapraszam na mój kanał na YouTube. Zaczynałem z piłką do rugby, później postanowiłem spróbować z „amerykanką”. Myślałem, że są bardzo podobne i bardzo się zdziwiłem. Z piłką do rugby byłem już po pierwszym rekordzie z tą drugą zupełnie sobie nie radziłem. Musiałem wypracować inną technikę podbijania. W obu tych „jajowatych” piłkach cały problem jest w tym, że nie da się ich cały czas podbijać w tę największą powierzchnię, bo może ona akurat spaść na stopę czubkiem i wtedy innym ułożeniem nogi trzeba ją skontrować. To są właśnie te niuanse techniczne, o których mówiłem wcześniej.
Jak każdy człowiek walczący o rekordy wyznaczasz pewnie przed sobą kolejne cele. Jakie są twoje najbliższe wyzwania?
- W tym roku na pewno odzyskanie rekordu z piłką do rugby, wyśrubowanie własnych rekordów z „amerykanką” i nożną. Nie wykluczam też kolejnych w drugiej części roku. Ponadto na bazie swoich umiejętności tworzę agencję eventową organizującą pokazy, zawody, treningi i warsztaty, a w tym roku zamierzam ruszyć z tym na dobre.
Rozmawiał Tomasz Piasecki
Fot. użyczone (archiwum prywatne Dobrosława Kowalskiego)
Inne wywiady:
Wałbrzych: emerytowany wuefista i trener z milionami odsłon
Wałbrzych region: Anna Puchała - fit to moje życie
Wałbrzych: z brelokiem do kluczyka w kształcie trupiej czaszki
Wałbrzych i region: tu nic nie jest zero-jedynkowe
Wałbrzych: 90-letni były górnik wciąż publikuje poezje
Wałbrzych: taki ma sposób na łączenie przeszłości z przyszłością (FOTO)
Wałbrzych region: zauroczyły ją choinki... z gazet
Artykuł ukazał się na łamach dwutygodnika "WieszCo" - pełny numer dwutygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj