Zwyczajnie nadzwyczajny sezon, czyli ten 2004 rok
Pierwsze wizyty na koszu, które pamiętam miały miejsce w 2000 roku, gdy juniorzy starsi Górnika grali o medale. Moje najstarsze, dość wyraźne wspomnienie związane z wałbrzyskim basketem to junior Rafał Glapiński jego przebojowa fryzura na wzór Allena Iversona. To jednak rozgrywki 2004/05 były pierwszymi, w których z uwagą, „od deski do deski”, śledziłem poczynania biało-niebieskich
Walczymy ze wszystkimi, przegrywamy z każdym
Jesienią 2004 roku „Górnicy” wracali do 1. ligi po wywalczeniu awansu. Na koszulkach pozbawionych logotypów sponsorów, znajdujący się na środku herb zastąpił emblemat Wałbrzyskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Skład pozostał niemal niezmieniony, a więc mocno wałbrzyski, oparty na wychowankach lub graczach z regionu. Pod koszem Błażej Nowicki, na skrzydłach bracia Marcin i Maciej Sterenga oraz Bartłomiej Józefowicz, na obwodzie Andrzej Neumayer, Rafał Glapiński i Marcin Kowalski. Do tego młodzi Adrian Stochmiałek i Jacek Dymarski. Z ławki grupą dowodziła z kolei lokalna duma i chwała, czyli Wojciech Krzykała.
Młoda, niedoświadczona drużyna rozpoczęła sezon od pokonania Siarki Tarnobrzeg, ale potem było gorzej. Znacznie gorzej. Przyszły porażki, zatrucie pokarmowe Glapińskiego, a moment później doszło do zawirowań na ławce trenerskiej. Zapadła decyzja, że grającym trenerem zostanie Andrzej Adamek, wychowanek klubu, wtedy 32-letni weteran, wracający do kraju po występach w Szwecji.
„Ten skład może się utrzymać w lidze, ale trzeba brać pod uwagę jedną rzecz - że nie będzie kontuzji. Bo gdyby nam, nie daj Boże, wypadł Nowicki, to byłaby katastrofa" – tymi słowami w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” rozpoczął pracę Adamek. Nowicki kontuzji nie złapał, ale biało-niebiescy gubili punkty na potęgę. W listopadzie przegrali z Kotwicą Kołobrzeg, rzucając na własnym parkiecie ledwie 57 punktów. Barw „Czarodziejów z Wydm” bronili wtedy Marcin Stokłosa i Wojciech Kukuczka (w kolejnych latach gracze Górnika), a także Marcin Flieger (rok wcześniej, jako gracz KKS Poznań, walczył z biało-niebieskimi w finale o awans do 1. ligi, rywalizował z wałbrzyszanami także w ostatnim sezonie 2019-20). Na początku grudnia Znicz Jarosław przejechał się po naszym zespole w hali przy ul. Wysockiego, pewnie wygrywając 87:72. Ekipa Adamka legitymowała się przed Sylwestrem bilansem 4-12 i jedną nogą była już w 2. lidze. Humorów nie poprawiło nawet powołane Jacka Dymarskiego do młodzieżowej reprezentacji Polski. Nastroje wśród obserwatorów były, delikatnie mówiąc kiepskie. Za gornik.walbrzych.pl:
„Walczymy ze wszystkimi, przegrywamy z każdym! To nie było wesołe zakończenie występów przed własną publicznością zespołu Górnika Wałbrzych w pierwszej rundzie rozgrywek 1 ligi koszykówki. Wynik meczu jest chyba tu sprawą drugorzędną bo po pierwsze gracze i kierownictwo klubu, patrząc na ten mecz, powinny odpowiedzieć sobie na kilka zasadniczych pytań: Czy zespół w takim składzie jest w stanie zrealizować ekstraklasowe zapędy prezesa Ludwiczuka, czy on jest w stanie choćby utrzymać się w pierwszej lidze? Czy jest możliwe aby takim składem w którym ławka rezerwowych jest tak krótka wygrywać mecze? Czy nie brakuje nam myśli taktycznej, czy w ogóle realizowane są jakieś ustawiane akcje? Czy kibice tak jak we wczorajszym meczu będą zmuszeni jeszcze długo oglądać kozłujących niemiłosiernie długo graczy nie mogących wypracować sobie pozycji?”
Najlepsi kibice nie są z Ostrowa
Górnik potrzebował wzmocnień i to prędko. Do klubu przymierzano Pawła Mroza, wysokiego ze Śląska Wrocław, który w ekstraklasie grał ogony. Nic z tego nie wyszło – pod koszem do Nowickiego dołączył Artur Olszanecki, 34-letni weteran, ostatnio związany z Kotwicą. Na obwodzie z kolei pojawił się Marcin Kałowski, wypożyczony z drugoligowych rezerw Stali Ostrów Wlkp. W tamtym okresie kandydatem do gry w Górniku był także Rafał Niesobski, ale jeleniogórzanin trafił do Wałbrzycha dobrych kilka lat później.
Na trzecim poziomie rozgrywkowym 24-letni wtedy Kałowski notował prawie 24 pkt i w Wałbrzychu liczono, że odpali armaty także na wyższym szczeblu. Początek miał niemrawy, nigdy nie punktował tyle, co w 2. lidze, ale z czasem bardzo dobrze wkomponował się w zespół. Trafiał seryjnie z dystansu, a w wywiadzie dla „Słowa Sportowego” podkreślił, jak dobrze czuje się w nowym klubie:
„Jeśli gramy w Wałbrzychu, to przy tych fantastycznych kibicach trudno nie wygrać. Podnosi się adrenalina, nie czuć zmęczenia – przy dopingu swoich kibiców każdy gra lepiej. Myślałem, że w Ostrowie są najlepsi kibice, ale teraz uważam, że wałbrzyska widownia jest jedną z najlepszych, przy jakich grałem. Kibice to nasz duży atut." Kałowski w prasie chwalił także pracę sztabu szkoleniowego, w którego skład wchodził Jan Nowak (zmarł w 2007 roku), trener przygotowania motorycznego, związany wcześniej z żeńską reprezentacją Polski, która zdobyła mistrzostwo Europy. Asystentem Adamka był z kolei Stanisław Kiełbik, legenda klubu, a także wcześniej pierwszy trener Górnika.
W lutym 2005 do biało-niebieskich dołączył Tomasz Wilczek, kolejny z doświadczonych koszykarzy, były reprezentant kraju, multimedalista mistrzostw Polski, choć on akurat pod Chełmcem odgrywał rolę zadaniowca, miał kłopoty zdrowotne, od pół roku nie grał w ligowym meczu. Wzmocniony Górnik coraz rzadziej pojawiającego się w grze Adamka dźwignął się nieco w tabeli, ale było jasne, że będzie walczyć jedynie o utrzymanie. W hali dawnego OSiR-u nasi wygrali dziewięć z piętnastu potyczek, ale problemy były na wyjeździe – ledwie dwa triumfy i aż trzynaście porażek.
W play-out na drodze wałbrzyszan stanęła Siarka, ale na waleczną, przebudowaną w trakcie sezonu ekipę z Wałbrzycha nie znalazła recepty. Wygrana w serii 2:0 (91:64 u siebie i 71:64 na wyjeździe) zapewniła naszym ligowy byt.
Najlepszym strzelcem drużyny z sezonu 2004-05 był Marcin Sterenga (śr. 13,5 pkt) , jako jedyny w zespole punktował w każdej kolejce. Wspomniany Kałowski notował śr. 11,1 pkt, czołowym punktującym był także 22-letni Rafał Glapiński (śr. 11 pkt). W 17. kolejce, w domowym meczu przeciwko Basketowi Kwidzyn, zdobył 26 punktów, co – według mojej pamięci - pozostaje jego rekordem punktowym do dziś.
A co tam dziś słychać u łowcy punktów Kałowskiego? Okazuje się, że nadal łowi, ale piłkę zamienił na wędkę. Na zdjęciu wraz ze złowionym przez siebie karpiem o wadze 29,80 kg. To rekord zbiornika Łowiska Dobro Klasztorne w Pobiedziskach. zdj: pobiedziskiklubkarpiowy.pl
Co jeszcze zapamiętamy z tamtego sezonu? Na pewno bardzo ładny jak na tamte czasy projekt biletów, które posiadam do dziś. W opisywanym okresie władzę w Górniku sprawował wspomniany wyżej Roman Ludwiczuk, dołączający wtedy także do zarządu Polskiego Związku Koszykówki. Wkrótce został jego prezesem, a kilka lat później fani biało-niebieskich, sfrustrowani upadkiem klubu, „zapraszali” go na pokład taczki. Co ciekawe, w tamtym okresie radni podjęli uchwałę o budowie nowej hali w mieście. Kompleks przy ul. Ratuszowej miał być według pierwotnych szacunków gotowy już w 2007 roku. Historia pokazała jednak, że poślizg wyniósł aż sześć lat.
Bilety z sezonu 2004-05
Figle pamięci
Z perspektywy czasu sezon 2004-05 popadł w zapomnienie. Wydarzenia z tamtego okresu zatarły się w kolektywnej pamięci kibiców. Nie jest to zaskoczeniem, bo beniaminek z Wałbrzycha miał swoje problemy, szukał dopiero swojego miejsca w 1. lidze. Zmiany kadrowe w styczniu, dołączenie do składu strzelca Kałowskiego, praca trenerów Adamka, Kiełbika i Nowaka oraz „wałbrzyski charakter” wychowanków pozwoliły uratować w mieście drugi poziom rozgrywkowy. Kto wie, gdyby nie udało się zachować ligowego bytu, to w 2007 roku pewnie nie cieszylibyśmy się z powrotu do ekstraklasy. Awans do 1. ligi w 2004 zapewnił Górnikowi grono nowych fanów, w tym mnie. Marcin Kałowski stał się moim ulubionym koszykarzem, bo wtedy, będąc w wieku gimnazjalnym, nie dostrzegałem, że był właściwie jednowymiarowym koszykarzem, bazującym jedynie na rzucie trzypunktowym. Po latach w mojej pamięci zostało jednak jego 30 „oczek” w Jarosławiu oraz celna „trójka” na zwycięstwo z Siarką, już w następnym sezonie 2005-06.
Dziś, szesnaście lat od opisywanych wydarzeń, wracam pamięcią do rozgrywek 2004-05 z wielkim sentymentem. To był mój zwyczajnie nadzwyczajny sezon.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj