| Źródło: Wiesz Co
Wałbrzych: bez kapelusza, to nie Chińczyk
Co panią śmieszy?
- „Naga broń”, wszystkie części... Żartuję, chociaż nie całkiem, bo w codziennym życiu śmieszy mnie chyba to co większość ludzi. Nie mam tu szczególnych odchyłów. Mamy w kraju urodzaj spontanicznych komedii w wykonaniu polityków i celebrytów. Czasem potrafią się tak postarać, że rysownikowi ręce opadają. Praktycznie nie da się obśmiać czegoś od czego już w oryginale można się poturlać...
Goethe kiedyś powiedział, że „człowiek pokazuje swój charakter najwięcej poprzez to, co uważa za śmieszne”. Chyba coś w tym jest?
- W Polsce po tym, co uważa się za śmieszne, najłatwiej poznać poglądy polityczne. „Pokaż mi memy w twoim telefonie, a powiem ci na kogo głosujesz”. Ale jeśli chodzi o tematykę żartów, to wydaje mi się, że ludzie generalnie uważają za śmieszne mniej więcej to samo i Bogu dzięki, bo przecież na tym bazuję w swojej pracy.
Rysownik powinien być cyniczny, ironiczny, złośliwy?
- Staram się być po prostu zabawna (śmiech). Cynizm, ironia, złośliwość to przydatne narzędzia, ale u mnie chyba na dość niskim poziomie. To już cecha charakteru i niekoniecznie zaleta. Są rysownicy, którzy potrafią przywalić „z grubej rury” i takie rysunki na pewno oddziałują mocniej na oglądającego. Tylko pewnie nie zawsze pozytywnie. Ja jestem rysownikiem trochę bardziej uniwersalnym. Poza komentowaniem rzeczywistości, robię też rysunkowe żarty innego rodzaju. Dla dzieci, reklamowe. Mają być zabawne, ale pozytywne w przekazie. To nawet większe wyzwanie. Pewnie zepsułam teraz romantyczną wizję rysownika-artysty?
Nie, dlaczego?
- Prawda jest bowiem taka, że to przede wszystkim zwyczajna praca. Dostaje się temat, siada, rysuje, wysyła...
I robi to się w sposób prześmiewczy, trafny i aktualny. To wymaga bycia dobrym obserwatorem?
- O, dziękuję za dobre słowo (śmiech). No tak. Czasem wręcz rysuje się sceny z życia wzięte, z lekka je tylko przejaskrawiając. Ale też dużo rysunków bazuje na stereotypach, wręcz takich wizualnych schematach. Nie mam pojęcia jak często się zdarza, że pijany mąż jest witany w progu przez wściekłą żonę z wałkiem, ale obrazek jest tak jednoznaczny i czytelny, że praktycznie jest tak utrwalony w grafice jak ślizg na skórce od banana w filmie. Zmienia się tylko kontekst i szczegóły, a i tak jest zabawnie.
Właśnie takie rysunki lubi pani robić najbardziej?
- Dokładnie takie, gdzie uśmiech wywołuje właściwie sam obrazek, a dymek to bardziej pretekst, dodatek i łącznik z zadanym tematem. Lubię rysować ruch, dynamikę postaci. To fajniejsze niż „gadające głowy” choć tego rodzaju rysunek satyryczny, gdzie cały dowcip jest tylko i wyłącznie w dymku też ma swoich fanów. Rysunki obyczajowe, takie o grzybach, rybach, kierowcach, turystach, mają tę zaletę, że nie tracą aktualności. Ja mam naprawdę pokaźne archiwum, ale jak przychodziło mi wybrać rysunki na wystawę albo żeby wrzucić do sieci, to niełatwo było znaleźć takie, które po latach, w oderwaniu od wydarzenia czy konkretnego tekstu, nadal były zrozumiałe.
Wspomniałem słowo „aktualny”, no więc jak udaje się pani nadążać ze swoimi rysunkami za pędzącym światem?
- Musze być na bieżąco, zwłaszcza z polityką i ważniejszymi wydarzeniami w kraju. Metody mam standardowe – radio, internet, a czasem nawet telewizja.
Tworzy pani na zapas?
- Nie, chyba że na urlop idę (śmiech). W ogóle nie bardzo widzę, jaki byłby sens takiego rysowania, żeby rodzinie pokazać? W nadziei, że za 5 lat powstanie artykuł, który ten rysunek świetnie zilustruje? Mówiłam już, że to przede wszystkim praca. Fajna, lubiana, dająca satysfakcję, ale jednak praca. Dla przyjemności to czasem maluję obrazy. Na płótnie.
Uniwersalizm w życiu satyryka jest równie ważny jak świeże spojrzenie?
- Obie te rzeczy są ważne. Świeże spojrzenie prowadzi do ciekawych, nowych skojarzeń i są szanse na stworzenie czegoś oryginalnego. Ale stare skojarzenia też nie są takie złe, bywają bardziej zrozumiałe i z niewielkimi modyfikacjami nadal bawią. A zresztą, proszę spróbować zachować „świeże spojrzenie” jak się nasty rok rysuje dowcipy o św. Mikołaju.
Trudno trafić z przekazem do kilku pokoleń? Wiadomo, że ktoś młody nie do końca „załapie” żart, który w mgnieniu oka zrozumie senior i odwrotnie?
- Są dwa sposoby rysowania – dla dzieci i dla dorosłych. Jeśli rysuje się dla dzieci, to oczywiście trzeba dostosować treść do ich poziomu zrozumienia. W przypadku dorosłych po prostu przyjmuję, że coś jest wiedzą powszechną i w miarę możliwości staram się nie komplikować tematu. Ale jak ktoś nie „załapie”, to trudno, co poradzę. Mam tylko nadzieję, że nie ma takich osób zbyt dużo.
Kiedy przychodzą pani do głowy najlepsze pomysły? Polecę sztampą – przed snem, a może pod prysznicem?
- Rano. Ja jestem skowronkiem, wcześnie chodzę spać, wcześnie wstaję. W okolicach 15:00 wypalają się resztki kreatywności, a wieczorem na poziomie 30% sprawności mózgu, to mogę co najwyżej biurko poodkurzać.
W jaki sposób powstają rysunki – najpierw jest obrazek czy tekst?
- Strasznie trudne pytanie. Różnie. To zależy. Najczęściej najpierw pojawia się wstępna sceneria, ale to jeszcze nie jest pomysł. Pomysł zwykle oznacza, że mniej więcej wiem, co powinno być w dymku, ale trzeba jednocześnie pozmieniać trochę scenerię, dodać istotne elementy. Gdzieś na tym etapie zaczynam szkicować, coś się tam wymyśla na obrazku w trakcie, już prawie koniec, a nagle bach! Takie małe olśnienie, że na przykład trzeba coś odwrotnie, inny widok, inna osoba mówi.
A czasem wszystko pojawia się w głowie ot tak, od razu. A czasem patrzy człowiek na jakiś artykuł do zilustrowania, zwłaszcza nieco abstrakcyjny w treści, ekonomiczny na przykład i ma w głowie doskonałą nicość. No i tak się można pogapić z godzinę i w końcu uznać, że może jutro będzie lepiej.
Rysunek satyryczny to taki współczesny mem?
- Być może tak, jeśli trafnie pokaże coś o czym wszyscy wiedzą, ale nie potrafili tego krótko i prosto ująć. A jak dobrze pójdzie, to nawet śmiesznie. Ale jakoś ciężko mi to ujmować w ten sposób.
Prawdą jest, że obraz mówi więcej niż tysiąc słów?
- To raczej pytanie do filozofa, a nie rysownika... Na pewno obraz mówi szybciej i lepiej zapada w pamięć.
W swoich rysunkach posługuje się pani stereotypami. Używając ich, jednocześnie utrwala je pani, a czy nie o oryginalność chodzi?
- O oryginalność chodzi w pomyśle, ale sam rysunek musi być przede wszystkim zrozumiały. Nie ma nic gorszego, jak usłyszeć od kogoś oglądającego rysunek „a o co tu chodzi”? I właśnie po to, dla zrozumiałości, w samym rysunku, w sensie grafiki, stereotypy są wręcz niezbędne. Staruszek musi mieć laskę, żeby być prawdziwym, jednoznacznym staruszkiem. A taki na przykład Chińczyk musi mieć charakterystyczny, trójkątny kapelusz. Każdy Chińczyk musi, nie ważne co on tam na rysunku robi, może samolotem lecieć, nieważne, kapelusz musi być.
Bez kapelusza to nie Chińczyk?
- Tak! Mnóstwo jest takich rzeczy, dotyczą wizerunku postaci, zachowania, a czasem nawet przedmiotów w tle. Na przykład bardzo długo rysowałam telewizor jako wielką skrzynię, chociaż już dawno były płaskie ekrany, ale taka skrzynia była bardziej telewizorzasta.
Czyli to jest tak jak z prawem inżyniera Mamonia. Najbardziej lubimy to, co już dobrze znamy?
- Coś w tym jest na pewno, że poruszanie się po utartych ścieżkach jest dobrze odbierane. No i w wielu stereotypach jakieś ziarno prawdy jednak jest.
Co jest największym ograniczeniem dla rysownika?
- W sensie tworzenia, są to dwie rzeczy. Po pierwsze miejsce publikacji. Dla przykładu, wiadomo, że jak do gazety, to się brzydkich wyrazów nie używa. Nie to, żebym strasznie chciała, ale chociażby w internecie więcej przechodzi. A po drugie to oczywiście zadany temat, to coś co należy skomentować. Taki temat działa jak kotwica dla myśli, nie można za daleko odpłynąć, bo – tu znów – chodzi o zrozumiałość. Tak się złożyło, że nie miałam nigdy jakieś swojej własnej rubryki, gdzie rysowałabym co mi się zachce. Zresztą, nie wiem, czy w ogóle bym chciała, jak można wszystko, to kompletnie nie wiadomo co. A nie, przepraszam, jest jeszcze jedno ograniczenie – lenistwo, ale to już moje prywatne dramaty...
Czego by pani nie narysowała i nie obśmiała za nic w świecie?
- Wszystko można narysować i wszystko obśmiać, rzecz w tym jak to zrobić. Bo można ten wspomniany wcześniej cynizm i złośliwość stopniować, od rysunków bardzo delikatnych, niemal ilustracyjnych po mocniejsze i bardziej krytyczne. Ale gdzieś krok dalej zaczyna się zmiana złośliwego żartu w zwykły hejt i to już nie dla mnie. Ja wiem, że zwłaszcza w przypadku dowcipów politycznych ta granica jest u odbiorcy subiektywna i często dostosowywana do tego, czy akurat ten narysowany polityk jest z ulubionej partii czy nie, więc może czasem, niestety, ktoś się kiedyś mógł poczuć urażony. W każdym razie staram się takich emocji nie budzić, wolę by oglądanie moich rysunków było przyjemne i tak po prostu troszkę bawiło.
Rozmawiał Tomasz Piasecki
Fot. użyczone (archiwum prywatne Katarzyny Zalepy)
Inne wywiady "Wiesz Co":
Wałbrzych: ,dziarka' to nie tylko mały tatuaż
Wałbrzych: górnik ze Starej Kopalni z milionami odsłon w sieci
Wałbrzych: emerytowany wuefista i trener z milionami odsłon
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie PDF na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj