| Źródło: Wiesz Co
Wałbrzych: Śmierć bez tabu. Co chcecie wiedzieć, ale nie pytacie...
Boimy się o tym pomyśleć, a co dopiero rozmawiać. Strach przed śmiercią paraliżuje, a sytuacje gdy ktoś bliski umiera wywołują szok. No, bo jak? Jeszcze niedawno chodził, rozmawiał, a teraz jest tylko martwym, zimnym ciałem?! Odczuwamy żal i pustkę. Zadajemy pytanie dlaczego? Zastanawia was, co dzieje się, gdy człowiek już odejdzie?
W takich chłodniach przechowywane są zwłoki w prosektorium
Śmierć i praca
Nie, nie chodzi o kwestie wiary, bo to każdego indywidualna sprawa. Ale co robi się ze zwłokami, jak są przygotowywane do pochówku?
Teoretycznie człowiek powinien spocząć w grobie lub zostać skremowany w ciągu 72 godzin od śmierci. Bywa jednak, że na samo stwierdzenie zgonu trzeba czekać w domu kilkanaście, a nawet więcej godzin. Na Dolnym Śląsku mamy bowiem tylko jedną ekipę, która tym się zajmuje i jeździ po całym województwie. Nie trudno zgadnąć, że jej członkowie mają pełne ręce roboty. Po prostu się nie wyrabiają. Nie mówimy tu o śmierci, która jest następstwem wypadku, np. drogowego lub o odejściach w szpitalach czy hospicjach. Tam, to co innego. Chodzi o śmierć w domu. Wtedy do stwierdzenia zgonu potrzebny jest lekarz. Bez wydanego przez niego dokumentu pracownicy zakładu pogrzebowego nie mają czego szukać na miejscu w mieszkaniu.
– Obcujemy ze zmarłymi codziennie. To praca jak każda inna, idzie się przyzwyczaić, ale najgorzej jest gdy odbieramy zwłoki dziecka. Wtedy coś ściska za serce. Wprawdzie jesteśmy profesjonalistami, ale trudno zachować w takich przypadkach totalną obojętność, zwłaszcza, że sami jesteśmy rodzicami – mówi Sławomir Kalinowski, kierownik Zakładu Pogrzebowego MZUK w Wałbrzychu.
Transportacja, kremacja...
Po śmierci w domu, zwłoki przewożone są do prosektorium. Odbywa się tzw. transportacja. To zdecydowanie lepiej brzmi. Tam trafiają do chłodni. Nim przy nieboszczyku zaczną być wykonywane rozmaite zbiegi, trzeba spotkać się z rodziną. To jest najtrudniejszy moment, bo bliscy zmarłego reagują w rozmaity sposób. Trzeba być empatycznym. W trakcie rozmowy z rodziną zapada najważniejsza decyzja.
– Czy pochówek będzie tradycyjny, czy zwłoki zostaną spalone. Jeśli wybrana zostanie ta drugą ewentualność, specjalna trumna bez metalowych okuć i plastikowych elementów z ciałem w środku zostaje przewieziona do krematorium w Jeleniej Górze, z którym mamy podpisaną umowę – tłumaczy Sławomir Kalinowski.
Bliscy mogą być przy kremacji, ale absolutnie sam proces nie może zostać im pokazany. W telewizorze ustawionym w sąsiedniej sali widzą jedynie trumnę z ciałem wjeżdżającą do pomieszczenia, gdzie następuje spalenie. Sam proces trwa ok. 1,5-2 godzin, a prochy ważą około 2 kg i… nie wyglądają jak w amerykańskich filmach. To nie jest mączka lub pył, raczej przypominają żwirek kota.
Z szacunkiem do pożegnania
Bez względu na co zdecydują się bliscy – zwłoki trzeba odpowiednio przygotować i wykonać przy nich wiele czynności i zabiegów. Przede wszystkim umyć. Z martwym ciałem cudów nie da się zrobić, ale trzeba je przygotować do pochówku jak najlepiej się da. Przeważnie stężenie pośmiertne mija po 24 godzinach. To ważne, bo przy ubieraniu, zwłoki muszą być bezwładne. Potem przychodzi czas na makijaż. Nierzadko bliscy przynoszą do zakładu pogrzebowego zdjęcie i proszą, by zmarły wyglądał tak jak na fotografii.
– Robimy wszystko, żeby nieboszczyk prezentował się najlepiej. Przy wykonywaniu makijażu stosujemy wodoodporne kosmetyki, lepszej jakości lakiery i szminki, także perfumujemy zwłoki. Do tego dochodzi czesanie – opowiada Sławomir Kalinowski.
Jasne, że nie da się kobiecie ufarbować włosów lub nakręcić na wałki, ale zmarły ma wyglądać dobrze, by z godnością i szacunkiem rodzina mogła go pożegnać. Odpowiednio wcześnie należy także zabezpieczyć naturalne otwory ciała przed wydostaniem się płynów ustrojowych.
Coś ze sobą w zaświaty
Ludzie często wkładają do trumny rozmaite przedmioty: książki, tabliczki czekolady, piersiówki (oczywiście, napełnione), butelki wina, papierosy, krzyżówki, pieniądze. Zdarzają się też oryginalniejsze pomysły, jak choćby włożenie na pożegnanie nieboszczykowi do kieszeni kuponu Lotto, a nawet opakowania prezerwatyw. Komfort ostatniego obcowania bliskich ze zmarłym to jedno, ale sam pochówek to już zupełnie inna para kaloszy. Od dawna nie zasypuje się trumny ziemią w obecności rodziny. Charakterystyczny dźwięk odbijających się od drewnianego wieka grudek niejedną osobę doprowadził do szału. Skoro można było chociaż tego oszczędzić…
Tekst: Tomasz Piasecki
Fot. użyczone (Zakład Pogrzebowy MZUK)
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj