Wałbrzych: Nielegalne bannery wyborcze - wyciągniemy konsekwencje
Sobotnia informacja wywołała burzę
Ogromna fala hejtu i półprawd narosła wokół sobotniego zdarzenia z udziałem pracowników wałbrzyskiego urzędu - straży miejskiej. Dlatego magistrat zdecydował się sprawę wyjaśnić i powiadomić o planowanych działaniach.
- Dbając głównie o wizerunek miasta i autorytet straży miejskiej, chciałbym powiedzieć, że informacje zawarte w tweetcie pana wiceministra Wąsika, jak i w informacjach prasowych całkowicie minęły się z prawdą. Jedyny fakt, to to, że strażnicy miejscy zdejmowali bannery, ale nie zostali zatrzymani na gorącym uczynku, w ich samochodzie nie zostały ujawnione żadne bannery. Bannery zaś zostały wskazane przez komendanta straży miejskiej - gdzie były przechowywane w pomieszczeniach służbowych straży. Znajdowały się tam bannery nie tylko jednego kandydata na prezydenta RP - wyjaśnia Ryszard Błażnik kierownik Centrum Sterowania Ruchem w Wałbrzychu.
Były komendant miejski policji wyjaśnia, że w feralną sobotę, przechowywane w pomieszczeniach gospodarczych bannery trzech kandydatów na prezydenta RP zostały dobrowolnie wydane. Procedura przechowywania materiałów wyborczych ściągniętych z miejsc nieprzeznaczonych do ich eksponowania od lat jest taka sama.
Ratusz boleje nad skalą negatywnych emocji wzbudzonych po wiadomości wiceministra. - Informacja zamieszczona została na Twitterze wiceministra Wąsika o godz. 19.41. W tych czterech zdaniach napisanych przez pana ministra zawarto część informacji nieprawdziwych. Napisał on, że strażnicy miejscy zostali zatrzymani. Nie jest to prawda, nie zostali oni zatrzymani. Po drugie napisał o niszczeniu bądź zrywaniu bannerów wyborczych. Nie jest to prawda, oni je ściągali z należytą uwagą, by ich nie zniszczyć. Po trzecie, pan minister napisał, że w samochodzie straży znaleziono bannery wyborcze - jest to również nieprawda. One zostały po jakimś czasie udostępnione funkcjonariuszom policji we wzmiankowanym pomieszczeniu gospodarczym straży miejskiej wskazanym przez pana komendanta i materiały te wydano dobrowolnie. Co więcej strażnicy zabezpieczyli materiały zawieszone w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Należały one do komitetów prezydenta Andrzeja Dudy, Rafała Trzaskowskiego i Krzysztofa Bosaka - wylicza Edward Szewczak, rzecznik prasowy UM w Wałbrzychu. Wątpliwości budzi moment upublicznienia tej informacji. - Zastanawiamy się też skąd pan minister miał po godz. 19 takie informacje, kiedy pierwsi pracownicy straży miejskiej zostali na policji przepytani około dwóch godzin później i nie doszło do ich zatrzymania. Tweet pana ministra mija się z prawdą i nie wiemy, kto mu takie informacje przekazał - zaznacza Szewczak.
Pytania o staranność policji
Zastanawiających wątków dotyczących sobotniego wieczora jest więcej. - Jakim cudem na Twitterze wiceszefa MSWiA, którego stanowisko powinno się cechować się dużym autorytetem pojawiła się informacja, która nie miała prawa dotrzeć do nikogo, bo pomiędzy godz. 18, a 20.30 komendant straży miejskiej wyjaśniał na policji procedury działania. Powstaje pytanie, czy ta informacja została otrzymana od policji wałbrzyskiej, czy była to instrukcja dla pracowników, jak mają się zachowywać? Bo jeśli jest tam mowa o zatrzymaniu i przeszukaniu samochodu, które nie miały miejsca, a także odbieraniu przedmiotów, to można to potraktować jako instrukcję - zastanawia się były przełożony wałbrzyskiej policji.
Budzące jego wątpliwości, jego zdaniem, są też graniczące z pietyzmem działania policji tego wieczora na terenie pomieszczeń gospodarczych straży miejskiej: - Czynności wykonywano jak na miejscach przestępstw kryminalnych fotografując i opisując, nie wiem czy był też technik kryminalistyki, ale mogę się spodziewać, że był...
Mimo całej tej staranności, zdaniem Błażnika, w policyjnym protokole przekazania przedmiotów wykazano jedynie bannery Andrzeja Dudy, choć razem z nimi wydano też materiały Krzysztofa Bosaka i Rafała Trzaskowskiego. To może, ale nie musi być jego zdaniem przypadek. - To są pytania związane z tym tematem, które powinny nas dziś nurtować ponieważ podważany jest autorytet straży miejskiej, na szwank narażone są służby policji, a tak na prawdę nikt nie przekroczył kompetencji, a tym bardziej nie złamał prawa (mówię o strażnikach miejskich) wręcz przeciwnie, zachowali się oni modelowo - konkluduje doświadczony były przedstawiciel służb mundurowych.
Alternatywny przekaz
Obecny na spotkaniu Jerzy Langer - radny Rady Miejskiej Wałbrzycha, a także przedstawiciel Wałbrzyskiego Komitetu Poparcia Andrzeja Dudy wyraził swoje wątpliwości odnośnie sobotniego incydentu z udziałem strażników. Doszło do niego w sobotnie popołudnie. Radny twierdzi, że to on wezwał policję. - Padło stwierdzenie, że funkcjonariusze nie zostali nakryci na gorącym uczynku. Jestem tą osobą, która ich nakryła. Czy funkcjonariusz może wykonywać czynności bez umundurowania, bez wylegitymowania się, a te osoby na moje pytania kim są i dlaczego to robią, czy są pracownikami kolei czy innych instytucji, na jakie polecenie wykonują te czynności nie chcieli odpowiadać. Mało tego, uniemożliwiali mi zrobienie zdjęć - opowiada działacz Prawa i Sprawiedliwości.
Radny twierdzi, że nie wiedział, kim są osoby ściągające w sobotę bannery, zanotował numery rejestracyjne samochodu, którym się poruszali i stwierdził, że wszystkie bannery jakie mieli przy sobie pochodziły z komitetu Andrzeja Dudy. Jerzy Langer zaznaczył też, że nie wysłano też pism do komitetów wyborczych, w których informowano o miejscach dozwolonych do wywieszania materiałów wyborczych.
Strażnicy działali legalnie
Przedstawiciele miasta wyjaśniają, że wszelkie formalności na linii samorząd - komitety wyborcze zostały dopełnione. - Prezydent Wałbrzycha 4 czerwca w swojej informacji zamieszczonej w BIP-ie wyznaczył miejsca, gdzie na terenach gminnych można zgodnie z Kodeksem wyborczym legalnie materiały wyborcze umieszczać. Taka informacja została również 15 czerwca listownie wysłana do komitetów - wyjaśnia rzecznik prasowy Ratusza.
Od 16 czerwca bannery powieszone nielegalnie były przez strażników miejskich ściągane i zabezpieczane. Do 27 czerwca łącznie zdjęto: 20 bannerów wyborczych Andrzeja Dudy, 3 bannery Krzysztofa Bosaka i 10 sztuk plakatów Rafała Trzaskowskiego.
Przedstawiciele magistratu argumentowali w oparciu o art. 110 Kodeksu wyborczego, że działania mundurowych wynikały z ich obowiązków służbowych. - Zapisy te mówią wprost, że policja i straż miejska są zobligowane ściągać na koszt komitetów wyborczych bannery, które są powieszone w miejscach do tego nieprzeznaczonych, na przykład w miejscach gdzie mogą wywołać zagrożenie dla ruchu drogowego, uszkodzenie mienia, czy też zagrożenia dla mieszkańców miasta. Straż miejska ściągając plakaty wyborcze wiszące w miejscach do tego nieprzeznaczonych wypełniała swoje obowiązki. Warto zaznaczyć też, że żaden komitet wyborczy nie wnioskował o wyrażenie zgody na wywieszenie bannerów na infrastrukturze miejskiej - zauważa Szewczak. A plakaty wieszano m.in. na ogrodzeniach szkół, na rondzie w dzielnicy Szczawienko, na barierkach i płotach w pasie drogowym - często w okolicach skrzyżowań - czyli miejscach ograniczających widoczność kierowcom, a także na wiadukcie kolejowym przy ul. Wieniawskiego nad jezdnią. To również bez uprzedniego zwracania się o udostępnienie tego miejsca przez kolej, do której wiadukt należy.
Zastanawiające jest, dlaczego pracownicy straży miejskiej ściągali banner z wiaduktu kolejowego, co było równie niebezpieczne dla osób ściągających go, jak też musiało być karkołomne dla tych, co go wcześniej nielegalnie powiesili. Co więcej, działania na torach podejmują tylko policjanci i pracownicy SOK. Kolej nie udzielała zgody ani na powieszenie bannera na jej terenie, ani na jego ściągnięcie... - To wiadukt w pasie ruchu drogowego, przepisy mówią, że zamieszczanie przedmiotów w pasie ruchu drogowego wymaga zgody. O tą zgodę nikt nie wystąpił - wyjaśnia szef ITS przekonując, że działanie to nie było przekroczeniem uprawnień a wykonywaniem obowiązków, zaś Szewczak dodaje: Działali w interesie bezpieczeństwa mieszkańców. Banner powieszony często nocą w pośpiechu może się odpiąć i spaść na samochód.
Podkreślano też, że wykonywanie tego typu obowiązków przez strażników miejskich również w ciszy wyborczej jest legalne. - Ściąganie zawieszonych w niewłaściwych miejscach bannerów, m.in. tych zagrażających bezpieczeństwu nie ma nic wspólnego z łamaniem ciszy wyborczej. Co więcej, straż miejska jest do tego zobligowana bez względu na porę. Policja również, nie wiemy natomiast dlaczego policja tego w Wałbrzychu nie robi - podkreśla rzecznik Ratusza.
W prawie wyborczym nie zakazano takich czynności służb i wobec tego są one dozwolone. - Wśród katalogu działań zakazanych w ciszy wyborczej jest m.in. agitacja i rozwieszanie nowych bannerów wyborczych, nie ma tam mowy o ściąganiu. Kuriozalne jest, że nielegalnie powieszone bannery legalnie ściągane przez uprawnione do tego organy było traktowane jako łamanie ciszy wyborczej - dodaje Błażnik.
Zdaniem przedstawicieli miasta to pozostawienie plakatów wiszących w miejscach nieprzeznaczonych do tego byłoby zaniechaniem czynności, a nawet niedopełnieniem obowiązków, a odczekanie na czas po wyborach i ściągnięcie ich wówczas nie miałoby sensu.
Dlaczego po cywilnemu?
- Dwie osoby uczestniczące w tych czynnościach to są pracownicy cywilni straży miejskiej, którzy wykonywali czynność techniczną - zdejmowania tych bannerów. Myślę, że niezbyt dostojnie by wyglądało, gdyby strażnik w umundurowaniu wspinał się gdzieś tam, do miejsca, gdzie te bannery były umieszczone. Trzeci pracownik był to strażnik po cywilnemu, żeby nie wzbudzać kontrowersji, że jedni pracownicy są w mundurze, a inni nie. On nadzorował te czynności i kierował pojazdem służbowym. Strażnicy mają prawo poruszać się samochodem nieoznakowanym. Wszystko to było zatem zgodne ze sztuką i przepisami - wyjaśnia Błażnik.
Strażnicy miejscy wykonali dokumentację fotograficzną bannerów powieszonych nielegalnie przed ich ściągnięciem i zabezpieczeniem, by uniknąć zarzutów o niszczenie ich. Nie tak rzadko zdarzają się zniszczenia takich materiałów, jak np. w Wałbrzychu w ostatnich dniach doszło do dwukrotnego podpalenia plakatu wyborczego. Ściągane materiały są składowane w pomieszczeniach służbowych, by oddać je na żądanie komitetów wyborczych.
Posypią się kary i pisma
Dziś ponownie do komitetów dwóch kandydatów, którzy wystąpią w drugiej turze wyborów, wysyłane są pisma przypominające o tym, gdzie zgodnie z informacją prezydenta można wieszać bannery wyborcze. Miasto będzie działać konsekwentnie. - Nie wyrażamy zgody na to, by bannery pojawiały się na mieniu gminnym w pasie ruchu drogowego. W związku z tym, że policja nie reaguje na to, my będziemy występować do komitetów wyborczych o wskazanie kto i kiedy te bannery wywiesił. Będziemy domagać się zwrotu kosztów usuwania tych bannerów, a w przypadku bannerów zawieszonych nielegalnie, będziemy dochodzić uiszczenia opłaty za zajęcie pasa drogowego - zapowiada Edward Szewczak. Miasto zabezpiecza w tym celu dokumentację fotograficzną i z monitoringu wizyjnego.
Jak udało nam się ustalić, ilość nielegalnie zawieszonych bannerów w tej kampanii jest porównywalna z poprzednimi, jednak lekceważący stosunek do przepisów w tym zakresie mają ciągle te same komitety. Jak informuje rzecznik Ratusza, wcześniej gmina nie egzekwowała zapowiadanych obecnie opłat i dodaje: - Konsekwentnie straż miejska i miejmy nadzieję, że policja również, będzie reagować na wywieszanie bannerów w miejscach niedozwolonych.
Miasto podejmie też kroki odnośnie informacji zamieszczonej w mediach społecznościowych, która to wywołała cała burzę medialną. - Dziś, najdalej jutro do ministra Wąsika zostanie wysłane pismo z prośbą o ustosunkowanie się do naszych wątpliwości odnośnie sobotniego tweeta. Mamy pytań, uważamy też, że tweet wywołał falę niespotykanego dotąd hejtu w stosunku do miasta i strażników miejskich. Wizerunek Wałbrzycha, na który ciężko pracujemy od lat został przez to nadszarpnięty - zapowiada Szewczak.
Elżbieta Węgrzyn
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj