| Źródło: Wiesz Co, polska-org.pl
Wałbrzych: co jedzono i jak świętowano tu 100 lat temu? (FOTO)
Spójrzmy dziś jednak, jak wyglądały kiedyś śląskie święta i ile z dawnych zwyczajów mieszkańców naszego regionu uda nam się odnaleźć we własnych domach?
W wigilię Bożego Narodzenia jadało się niewiele, aby tym większą przyjemnością była uroczysta kolacja. Katolików obowiązywał tego dnia post, zaś szczególnie pobożni ludzie w ogóle nie jedli nic, dopóki na niebie nie dostrzegli pierwszej gwiazdy. Za to zwierzętom w gospodarstwach nie żałowano pożywienia, dodając do niego również święcone zioła. Szczególnymi względami darzono krowy, którym mógł się w wigilię dostać nawet kawałek świątecznego ciasta.
Powszechna na wsiach była wiara, że zwierzęta (ale tylko te, które były obecne w szopie, podczas narodzin Jezusa) w wigilijną noc rozmawiają ze sobą ludzkim głosem, a tematem tych rozmów są ich ludzcy opiekunowie. Co z pewnością było jednym z powodów tej wyjątkowej dbałości o zwierzęta owego dniu. Wierzono także, że tej nocy szczególne aktywne stają się czarownice (można je było spotkać około północy tańczące na rozstajach dróg) i na różne sposoby starano się zabezpieczyć domostwa przed ich zgubnym działaniem. W regionie kłodzkim np. często praktykowano rysowanie kredą kręgów wokół wigilijnego stołu mających chronić domowników przed złymi mocami, gospodynie rysowały też kredą krzyże na drzwiach do stajni czy obory, aby czarownice nie mogły zrobić krzywdy zamkniętym w nich zwierzętom. Innymi sposobami ochrony przed czarami było np. mycie krowom wymion wywarem ze święconych ziół, co miało je uchronić przed pozbawieniem mleka. Gospodynie musiały też pamiętać w wigilijny wieczór, aby wychodząc ze spiżarni iść tyłem trzymając przed sobą świecę lub lampę, tak żeby pomieszczenie ani przez chwilę nie było pogrążone w ciemnościach. Na ten bowiem moment nieuwagi czarownice czyhały czujnie, aby niepostrzeżenie wślizgnąć się do środka i narobić szkód.
Kiedy zadbano już w należny sposób o zwierzęta, rodzina mogła zasiąść do uroczystej wieczerzy. W najbiedniejszych domach składała się ona jedynie z zupy mlecznej, w której namaczano bułki oraz ciastek, jabłek i orzechów. Z rzadka raczono się słynnym „śląskim niebem” (schlesisches Himmelreich), czyli gotowanym mięsem wieprzowym z kluskami w sosie z suszonych owoców.
Najczęściej jednak śląska wigilijna kolacja to tzw. żółta zupa, czyli wspomniana już zupa mleczna z namoczonymi w niej bułkami, posypana rodzynkami, cukrem i szafranem, karp w sosie piernikowym z kiszoną kapustą (zwany karpiem po polsku), kluski z makiem oraz na zakończenie – strucla, jabłka i orzechy. Nieco bardziej bogatą wieczerzę jadano na Górnym Śląsku, szczególnie po polskiej stronie granicy – tam na wigilijnym stole pojawiały się dodatkowo pieczony karp, kapusta z grochem oraz grysik albo ryż ze śliwkami.
Resztki z kolacji pozostawiano na stole na całą noc – miały nimi pożywić się anioły (lub, jak wierzono np. w okolicach Nowej Rudy – „zbłąkane dusze”). Ten zwyczaj (podobnie jak i niektóre inne) to echo dawnych germańskich wierzeń, zgodnie z którymi na domowym piecu pozostawiano jedzenie jako ofiarę dla bogów.
W niektórych rodzinach po kolacji następowało obdarowywanie się prezentami, choć w większości śląskich domów zwyczaj ten praktykowano dopiero w pierwszy dzień świąt. Pozostałą część wieczoru spędzano natomiast na wróżbach. Podobnie jak w Andrzejki lano wosk lub ołów, ale istniały też wróżby ściśle związane wyłącznie z tym dniem. I tak np. kiedy przed wieczerzą zapalano światło, wszyscy bacznie przyglądali się swoim cieniom, istniał bowiem przesąd, że kto nie dostrzeże w zarysie własnego cienia głowy, umrze w nadchodzącym roku. Gospodynie zaś, kiedy już zasiadły przy wigilijnym stole, nie mogły od niego wstawać aż do zakończenia kolacji, w przeciwnym bowiem razie w kolejnym roku uciec miały kury z kurnika. Nie wolno było także sprzedawać niczego w wigilijny wieczór, bowiem w ten sposób pozbywało się z domu powodzenia. Ciekawym zwyczajem było wstawianie ogarków świec w łupiny po orzechach i puszczanie ich w misce z wodą. Łupinom przypisywano imiona znajomych chłopców i dziewcząt – jeśli się do siebie zbliżyły, oznaczało to oczywiście, że osoby te zostaną wkrótce parą.
Niemal wszędzie na Śląsku powszechny był zwyczaj kładzenia siana pod wigilijny stół bądź pod obrus. Z siana tego pleciono po wieczerzy powrozy, którymi obwiązywano drzewa owocowe, aby zapewnić urodzaj. Opaski te zdejmowano dopiero na Wielkanoc. Tuż przed północą kończono wróżby i Ślązacy wyznania katolickiego ruszali na pasterkę – każdy z własną świecą. Takie mrowie świateł w kościele sprawiało z pewnością niezapomniane wrażenie. Wierzono także, że w czasie pasterki każda płynąca woda zamienia się w wino. Biada jednak bezbożnemu śmiałkowi, który chciałby ten cud wykorzystać do własnych celów – w różnych okolicach powtarzano sobie podobne opowieści o tych, którzy chcieli zaczerpnąć przemienionej w wino wody ze strumyka czy rzeki i przypłacili to śmiercią.
Po pełnym wrażeń wigilijnym wieczorze następował świąteczny dzień. I tu ciekawostka – dopiero tego ranka, wczesnym świtem w domach pojawiała się choinka. Następnie budzono dzieci, dla których przystrojone drzewko było każdego roku wyczekiwaną niespodzianką. Pod nim znajdowały drobne prezenty, najczęściej słodycze, rzadziej zabawki. Sama choinka jest natomiast najmłodszą tradycją bożonarodzeniową. Choć jej genezy znów można dopatrywać się w dawnych germańskich czy celtyckich wierzeniach, w których drzewa darzono szczególną czcią, to jako ozdoba świąteczna pojawia się dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku, początkowo wśród luterańskich mieszczan, skąd rozpoczęła swą wędrówkę na podbój całej ówczesnej Europy.
Opr. J. Drejer
FOTO
Zimowa panorama wałbrzyskiego Śródmieścia widziana z Góry Parkowej. Lata 20. XX wieku / Muzeum Porcelany w Wałbrzychu
Liczne fabryki porcelany produkowały specjalne bożonarodzeniowe talerze. Tradycję tę praktykowano także w wytwórni H. Ohme działającej w dzisiejszej dzielnicy Szczawienko. Na zdjęciu dwa takie talerze ze zbiorów wałbrzyskiego Muzeum Porcelany / Muzeum Porcelany w Wałbrzychu
Wałbrzyski Rynek w zimowej scenerii na noworocznej kartce z 1895 roku / Muzeum Porcelany w Wałbrzychu
Jarmark bożonarodzeniowy na wałbrzyskim Rynku. Lata 1910-1919 / www.polska-org.pl
Kiedyś to były prawdziwe zimy…! Tramwaj zmierza przez Nowe Miasto (dzisiejszą ul. Piłsudskiego) w kierunku Śródmieścia. Lata 30. XX. wieku / www.polska-org.pl
Czytaj też:
WAŁBRZYCH: NASZA WŁASNA ŚLĄSKA OPOWIEŚĆ WIGILIJNA
WSPOMNIENIA ZE ŚWIĄT W POWOJENNYM WAŁBRZYCHU
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj