Stara Kopalnia: świat aut rajdowych i wyścigowych (FOTO)
"Mój stary star"
Jerzy Mazur miał 2 lata, kiedy dostał swoje pierwsze autko, po czym zepchnął je ze stołu mówiąc, że nie kurzy mu się z tyłu i on takiego nie chce. W Starej Kopalni opowiadał zebranym, jak przez wiele miesięcy odtwarzał słynnego Stara 266c Unistar, na którym w 1988 roku jako pierwszy Polak wystartował w rajdzie Paryż – Dakar, odbywającym się wtedy jeszcze w Europie i Afryce. Zajął 15 miejsce na 120 załóg ciężarówek. Niestety oryginalny star został później wysłany w Bieszczady, gdzie miał wozić drzewo i wałbrzyszanin zgubił jego trop. Rok temu ukończył budowę wiernej repliki tego pojazdu i, jak mówił, dziś mógłby się nim wybrać na rajd Paryż – Dakar do Argentyny. Star stanowi dziś jeden z eksponatów Muzeum Górnictwa i Sportów Motorowych Jerzego Mazura przy ul. Ayrtona Senny w dzielnicy Rusinowa.
Dawny kierowca rajdowy z dumą wspomina mistrzostwa Polski, w których wziął udział jadąc Fiatem 126P (jego też można było zobaczyć w Starej Kopalni). – Na eliminacje zgłosiło się 130 załóg, a pozostało 36. My startowaliśmy z 36-tej, ostatniej pozycji i wygraliśmy. To był wielki sukces. Kiedy byłem najszybszy, zaproponowano mi, żebym wystartował jako reprezentant Polski na mistrzostwach w Hungaroringu na Węgrzech w 1986 roku. Miałem startować ciężarówką a nie miałem prawa jazdy, tuż przed startem uczyłem się, jak nią jeździć, mechanik siedział na masce i pokazywał mi, jak tym operować. Startowałem też w Formule bolidem, który obecnie jest restaurowany.
Tak się jeździło za PRL
- Widzę tu dużo młodzieży i chcę powiedzieć, że w tamtych czasach potrzebne były nie tylko kartki na opony, reflektory, części, ale także trzeba było mieć niezłe chody, żeby się przygotować do takiego startu – mówił Jerzy Mazur. – Ale były to także czasy związane z polską myślą konstrukcyjną i te czasy były i są dla mnie najcenniejsze. To dla mnie największa wartość, te polskie samochody z fabryki w Starachowicach. Jednak jeżdżenie tamtą ciężarówką polskiej konstrukcji to było wielkie wyrzeczenie. Metr trzeba było machać, żeby przejść z jednego biegu na drugi. Teraz to już są łopatki.
Nie tylko biegi sprawiały problemy. - W rzeczywistości PRL, żeby notatka o wymiarach 5 na 2 cm na temat mistrzostw rajdowych pojawiła się w prasie, kierowcą musiałby być syn premiera. Kiedy znaleźliśmy się w Paryżu, okazało się, że wpisowe nie wpłynęło na czas, duża suma. Do tego rajdu zgłosiło się 850 załóg, przez eliminacje przeszło 603, a 151 dojechało do mety. Na jednym odcinku specjalnym odpadło 200 aut. Zginęło ponad 10 osób, po rajdzie pisano prośby do Watykanu, żeby papież wpłynął na likwidację tej „niehumanitarnej imprezy”. Jeden z motocyklistów dojechał z obiema nogami złamanymi. Przekraczając rzekę na granicy z Senegalem nie mieliśmy wizy. Pamiętam, że jak się zakopaliśmy na środku wydmy, a niektóre miały wysokość Chełmca, musieliśmy spuszczać powietrze ze wszystkich 6 kół, trwało to 6 minut, a potem trzeba było przecież napompować koła – wspominał Jerzy Mazur.
Pilot jak Czubówna
Jerzy Mazur i Paweł Drahan spotkali się nie wiedząc o tym podczas Rajdu Dolnośląskiego na przełęczy Spalona w Górach Bystrzyckich. Jerzy Mazur kończył wtedy rajd z całkiem zwęglonym hamulcem, hamując silnikiem i pomagając sobie hamulcem ręcznym. A że szwankował także układ wydechowy, musiał jechać z otwartymi drzwiami i oknami, żeby się nie udusić. Młody Paweł Drahan stał przy trasie rajdu i marzył o tym, że kiedyś też pojedzie – ale nie jako kierowca, tylko jako pilot. – Warto mieć marzenia. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że pewnego dnia moi idole Krzysztof Hołowczyc, Leszek Kuzaj, Janusz Kulig staną się kolegami z tras. W życiu nie myślałem, że zadzwoni do mnie Leszek Kuzaj z propozycją współpracy. A tak się stało i przez tydzień dochodziłem po tym do siebie.
A co wspólnego ma pilot rajdowy z Krystyną Czubówną i innymi lektorami? - Pilot nie tylko nie może się mylić, musi też mieć dobrą barwę głosu. Jak zbyt mocno akcentuje, to wytrąca kierowcę z koncentracji, a jak dyktuje zbyt monotonnie, to go usypia – mówił Jerzy Mazur. – Na świecie jest bardzo dużo dobrych kierowców rajdowych, ale bardzo niewielu dobrych pilotów. Ja odszedłem od rajdów i przeszedłem na wyścigi, bo na dobrego nie trafiłem.
Jan Paweł II zasłużony dla sportów motorowych
Uczestnicy spotkania dowiedzieli się jeszcze, że trabant to kiepskie auto wyścigowe, bo dach ma z papieru, że startujący w rajdach taksówkarze używali taksometrów do mierzenia odległości i np. 5,50 to była określona wartość, że na Sardynii jeden z oesów miał 70 km długości przy 40 stopniach we wnętrzu auta, że pilot praktycznie nie patrzy na drogę, a to, czy dobrze dyktuje, wyczuwa po ruchach pojazdu, że rajdy mają swoją specyfikę, bo na przykład Rajd Rzeszowski biegnie szosami o bardzo śliskiej nawierzchni, że w Rajdzie Paryż - Dakar i dziś, jak kiedyś, wszyscy błądzą, choć mają najlepsze GPS-y. Dowiedzieli się też o wkładzie papieża Jana Pawła w rozwój polskich sportów motorowych.
- Dziś przed startem sprawdza się nie tylko kask, ale też spodnie, buty, skarpety, wszystko musi mieć homologację. Był przypadek, że Jan Paweł II dowiedział się, że nasza reprezentacja nie może wystartować we Włoszech z braku kasków i ufundował je. Wtedy zarabiało się równowartość 10-20 dolarów, a kask kosztował 200 i nawet federacji nie było na nie stać. Jeden z tych kasków jest dziś w moim muzeum. Pamiętam, jak górnicy wyjeżdżali z Wałbrzycha do Niemiec na etapy i pod polską flagą na podium stałem nie w homologowanym kostiumie za 1500 dolarów – to wtedy była równowartość dużego fiata w Pewexie – ale w niebieskim płaszczu przeciwdeszczowym jednego z nich – wspominał Jerzy Mazur. Ale, jak podkreślał, braki w wyposażeniu Polacy nadrabiali pasją. Kiedy w 1973 roku na autostradzie koło Kątów Wrocławskich przez 2 tygodnie bito rekord świata w jeżdżeniu samochodem bez przerwy (był to właśnie Fiat 125P), jeden z jego kolegów, nadzorujący rajd, nad ranem wracał pieszo ponad 40 km do Świdnicy, żeby na 6.00 być w pracy.
Tulipany wyrastają z betonu
I dziś sporty motorowe nie są tanie. Jak mówił Paweł Drahan, koszt startu w rajdzie bez paliwa i przy własnym serwisie to około 60 – 70 000 zł, a większość tych kosztów pochłaniają zabezpieczenia. Samochód biorący udział w rajdzie Paryż - Dakar kosztuje około 1 200 000 euro, drugie tyle jego serwis.
Paweł Drahan, zapytany przez jednego z słuchaczy o „kierowców rajdowych” na polskich drogach przyznał, że go irytują i zapewnił, że ma zamiar wystartować z petycją o zakaz wyprzedzania się wielkich ciężarówek na autostradach i choćby było potrzebne 150 000 podpisów, on je zbierze. Na końcu spotkania padło pytanie o wymarzone miejsce w życiu.
- Spacer z moim rocznym synkiem i święty spokój, bo rodzina jest najważniejszym oesem – odpowiedział Paweł Drahan.
- Swoje marzenia już spełniłem, żyję w mieście, gdzie się urodziłem, udało mi się też bez żadnej pomocy odrestaurować to, co odrestaurowałem i udało mi się sprawić, że w Wałbrzychu jest jedna z dwóch na świecie ulica Ayrtona Senny. On nie tylko był wybitnym kierowcą rajdowym, także wyedukował 12 milionów dzieci. Do dziś przy tej ulicy zdarza się wiosną taka metafizyczna rzecz: przez wylany beton przebijają się tulipany i narcyzy, i to już w marcu, kiedy Senna się urodził, a więdną w maju, kiedy zginął. Co roku jest ich więcej. Na początku, kiedy pojawił się pierwszy tulipan, myślałem, że któryś z pracowników zrobił mi kawał i włożył tam sztuczny kwiat. Sam przecież robiłem wylewki – mówił Jerzy Mazur.
Czytaj też:
WAŁBRZYCH: MOC MASZYN - RODZINNA MAJÓWKA TRWA (FOTO)
Wjedź z GOPR na Chełmiec i pokaż elegancję
Wałbrzych - Stara Kopalnia: Będzie z nami moc, Moc Maszyn!
Wałbrzych: Kwadrans i nie ma auta! [ZDJĘCIA]
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj