Krzysztof Wielicki - teraz na Podzamczu, wkrótce na K2 (FOTO)
Spotkanie w encyklopedycznym skrócie:
Alpinizm – To lina, dwóch ludzi i pasja. Nie może być układu finansowego. Nie może być tak, że ja ci płacę.
Czerwony i żółty – Podczas pierwszej wyprawy z Andrzejem Zawadą w 1980 mieliśmy takie skafanderki żółte i czerwone. Pod Częstochową była taka fabryka, kupowaliśmy bele, ktoś szył dla nas te skafanderki, mieliśmy też takie sweterki, o polarach jeszcze nikt nie słyszał – i to było nasze wyposażenie. Widać na zdjęciach, jak ono wyglądało.
Doświadczenie – „Największą wartością człowieka jest doświadczenie. Ja je szybko zebrałem, przemarzłem, dostałem po paluszkach i ostrzeżenie było. Kiedy młodzi mówili mi o czymś: „Ale porażka!”, mówiłem im: „Chłopie, jaka porażka!? Nowe doświadczenie! Jest tylko jedna porażka – śmierć.”
Dzieci – Po każdej wyprawie jakoś ich przybywało, dlatego się mówiło, że trzeba do domu pojechać i dzieci policzyć.
Głowa – Pewien szwajcarski profesor postawił tezę, że himalaistom z powodu niedostatku tlenu może się robić coś z głową. Zaprosił ich dziesięciu do Zürichu, w tym Krzysztofa Wielickiego, Jerzego Kukuczkę i Wandę Rutkiewicz. Dostali ankietę do wypełnienia i skierowano ich na badania wydolnościowe – bieg na bieżni w masce tlenowej aż się upadnie. – Mnie i Jurkowi powiedział, że mamy arytmię. Zażartowałem: „Panie profesorze, często śpię z Kukuczką, to pewnie się zaraziłem”.
Gorset – Po pierwszym miesiącu wspinania się w górach kiedy był studentem, Krzysztof Wielicki spadł kilka metrów i w rezultacie nosił gipsowy gorset sięgający od szyi po pachwinę, a zbliżało się wesele brata. Rozciął więc ten „betonowy kaftanik” brzeszczotem i pojechał na wesele. Jakimś cudem nic się nie stało. Patrz też „Lhotse”.
Grupa – Nie ma sukcesu w samotności. Człowiek jest istotą stadną.
Ice Warriors (Lodowi Wojownicy) – Przydomek nadany Polakom przez Niemców w sezonie, gdy nie zaliczyli oni żadnego zimowego wejścia, a polska ekipa cztery.
K2 – Pięć razy wspinał się na tę górę, ze wszystkich stron. Raz zabrakło 70 metrów do szczytu. Od północy jest tak samo źle, jak od południa. Wieje od końca grudnia do marca do 250 km/h, czasem jest okno pogodowe. – Zawada umarł w maju 2000 roku, zrobił nam psikusa, bo miał zorganizować narodową wyprawę zimową na K2. – Teraz ta narodowa wyprawa wreszcie ma się odbyć – pod koniec grudnia 2017 weźmie w niej udział 11 osób. Media porównują ją z wyprawą w kosmos i na księżyc. Ostatnio K2 rozprawił się z polską ekipą w lipcu 2016 roku, gdy potężna lawina zniszczyła cały obóz.
Karakorum – Tam jest najgorszy jet-stream, huraganowy wiatr związany z tym, że ziemia się obraca, silniejszy niż w Himalajach, bo Karakorum jest najdalej wysunięte i dostaje go jako pierwsze. W marcu schodzi do obozu, niszczy namioty i to znak, że trzeba wracać do domu.
Komin – Człowiek powinien pisać jakąś historię. Powinien w życiu coś zrobić, coś zostawić. Kiedy jadę przez Górny Śląsk, pokazuję wnukowi: „Widzisz ten komin w biało-czerwone pasy? To dziadek malował tymi rękami”. To głupi komin, a człowiek czuje, że coś jednak zrobił.
Ktoś – Podczas jednej z samotnych wypraw w bardzo trudnych warunkach Krzysztofowi Wielickiemu zaczął się ktoś pojawiać. – Ani kobieta, ani mężczyzna, Anioł Stróż chyba. Byłem w pułapce, zacząłem się go radzić, musiałem zejść. Powtarzała się ta obecność czy omam. Na dole w bazie zrobiłem herbatę i nalałem do dwóch kubków...
Lhotse – pierwsze wejście polskie zimą, pierwsze solowe i pierwsze w gorsecie ortopedycznym (to inny gorset, rezultat kontaktu z blokiem skalnym, który spadł Wielickiemu na głowę na wcześniejszej wyprawie i rozłupał kask). – Z powrotem było już bardzo trudno, kręgosłup bolał, zasypiałem na czekanach, ale wtedy zrozumiałem, że jest coś takiego, jak partnerstwo wirtualne. Zobaczyłem, że ktoś wyszedł z bazy i idzie w moją stronę. Nie mógł nic więcej zrobić, ale to mi dało „powera” i dałem radę. I tak spędziłem tamtego Sylwestra z Leszkiem Cichym.
Nanga Parbat – Tam Krzysztof Wielicki nigdy by nie wrócił. Wszedł sam i nie miał dowodu, że był, zebrał więc trochę kamieni i zabrał hak z chustą pozostawiony przez austriacką ekipę. Potem opowiadał o tym na jednym ze spotkań, wstał ktoś z sali i powiedział „To mój hak!”. - Chciał mi zabrać, ale dałem mu tylko chustę, a haka nie oddałem. – Zejście obserwowali przez lunetę pakistańscy pasterze, pewni, że to jakiś wariat, bo przyjechał z jednym plecakiem i poszedł na szczyt. Po jego zejściu strzelali z kałasznikowów na wiwat i powtarzali „Well done!”
National Expedition (Wyprawa Narodowa) – Podczas pierwszej wyprawy na Mount Everest, kiedy wyładowaliśmy te swoje 4 tony sprzętu, obok nas zakładali obóz Japończycy. Rozłożyli swoje namiociki i Zawada mówi: „Rozbijamy namiot!”. Po długim męczeniu się z tym okazało się, że druciki nie pasowały jedne do drugich i w końcu nie rozłożyliśmy tego namiotu. A Japończycy przychodzili i czytali napis obok niego: „National Expedition”... Ale to jest dowód na to, że to człowiek znaczy, nie sprzęt. My z tym naszym sprzętem nie mieliśmy wtedy prawa oderwać tyłka od bazy, ale mieliśmy cholerną wiarę, że ktoś z nas, nieważne kto – wejdzie. Po zejściu ze szczytu jeden z nas się rozpłakał. Nie z zawiści, z radości, że się innemu udało. Wtedy, w 1980, tak było – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Odmrożenia – Wyjątkowo paskudna rzecz, człowiek leży w szpitalu zdrowy jak byk, tylko mu palce u nóg czyszczą codziennie i nie może wstawać.
Rusztowania – Członkowie Wyprawy Narodowej musieli wypełniać normalne karty katalogowe po pobraniu wyposażenia, a że nie przewidziano tam czegoś takiego jak „zjazd na linie”, wpisywali „budowanie rusztowań”, choć w życiu nie wybudowali żadnego rusztowania. Ale dzięki tym „oszustwom” z klubu w Katowicach wyjeżdżało rocznie 10 wypraw wysokogórskich. Dziś są dwie lub trzy rocznie w skali kraju.
Ser Gouda (lub: Siekiera) – Jedna z zabawniejszych scen utrwalonych w nakręconych przez Krzysztofa Wielickiego filmach z wypraw. Nikt nie był w stanie sobie poradzić z zamarzniętym na kamień blokiem sera, nawet zawzięta Wanda Rutkiewicz – Na szczęście ja jestem chłopak ze wsi i zrąbałem 200 kubików drewna, więc się udało.
„Szmata-kierownik” – Namiot z jednym masztem. Leszek Cichy był za wysoki i się nie mieścił.
Telefon – W czasach naszych wczesnych wypraw nie było telefonów komórkowych. Jeden telefon stacjonarny miała mama, drugi sąsiad. Pewnego dnia dzwoni mama i pytam, co się stało, a ona: „Ty pieronie, przeczytałam, że byłeś na wyprawie!” A dziś? Co 15 minut się patrzy, czy ktoś nie dzwonił.
Śnieg – Zimą w Himalajach go nie ma, bo to pora sucha, pozostałości zwiewa huraganowy wiatr jet-stream. Za to – 45 C nie robi tam żadnego wrażenia, bo brak wilgoci. Tylko wszystko zamarza (patrz: Ser Gouda).
Wanda Rutkiewicz – Bardzo ważna postać, starsza koleżanka ze studiów na elektronice we Wrocławiu, wprowadzała go do klubu i pokazała, co potrafi kobieta. – Nasza płeć już ginie, kobiety będą rządzić światem, jeśli będą takie, jak ona.
Krzysztof Wielicki - jako piąty w historii zdobył Koronę Himalajów i Karakorum (wszystkie ośmiotysięczniki), a jako pierwszy człowiek globu stanął zimą na Evereście, Kanczendzondze i Lhotse. Zdobył w sumie 14 szczytów, wiele solo i zimą.
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj