| Źródło: Wiesz Co
Wałbrzych region: oni idą z 'kosołkom' do święcenia
Cieszy się Pan z Wielkanocy?
- Bardzo, bo to niezwykle duchowe i powiedziałbym specyficzne święto.
Specyficzne?
- To może nie najlepsze określenie, ale chodziło mi o otoczkę. Weźmy Boże Narodzenie. W grudniu niesamowicie istotne jest to, co na zewnątrz z choinką, prezentami, wigilią natomiast podczas Wielkanocy bardziej liczy się przeżywanie tego czasu wewnętrznie. Nie chodzi tylko o świąteczną niedzielę i poniedziałek, ale cały Wielki Tydzień. I ta otoczka w tym przypadku nie jest już tak ważna jak przy okazji Bożego Narodzenia.
W czasach, w których rządzi komercja, święta to już chyba nie to samo, co dawniej?
- Jeżeli nie przeżywamy tego czasu w odpowiedni sposób, to nawet z punktu widzenia komercyjnego, święta nie będą mieć większego sensu.
Miałem na myśli zanik dawnych tradycji wielkanocnych.
- A to na pewno. Jesteśmy bombardowani rozmaitymi bodźcami z różnych stron, czy to z telewizji, czy z internetu. Wmawia nam się co jest dobre, a co złe. Co powinniśmy robić, a czego nie. Ten zanik tradycji widoczny jest zwłaszcza u dzieci, które nie lubią powtarzalności. U nich wszystko wokół cały czas musi się zmieniać. Przez to najmłodsi przestają dbać o tradycję.
Starsi też przestają „pilnować” zwyczajów?
- Co tu daleko szukać. Dawniej po Niedzieli Palmowej wychodząc z kościoła, każdy kto miał kłopoty z gardłem, pierwsze co robił, to połykał kilka bazi z palmy. Wierzono, że to pomaga na choroby górnych dróg oddechowych. Potem, po przyjściu do domu gałązki z palmy wkładało się do zboża i do ziemniaków, żeby obrodziły. Następnie gospodarz szedł na pole i wkładał „bazicki” oraz kromkę poświęconego chleba pod pierwszą skibę na zaoranym poletku. Tego już dzisiaj nie ma. Zachował się natomiast jeszcze zwyczaj, że w zagon w ogrodzie wtyka się jedną witkę, dla lepszego urodzaju.
Jak przebiegają przygotowania do Wielkanocy w Pana rodzinnym domu?
- Po pierwsze kilka tygodni wcześniej zaczynamy robić kwiatki na palmę wielkanocną. W okolicach Łącka, czyli regionu, z którego wywodzi się moja rodzina, obowiązkiem było, aby drzewko świąteczne miało przynajmniej kilka metrów wysokości. Aby go ozdobić trzeba było wykonać od kilkuset do nawet tysiąca kwiatków. Kultywujemy ten zwyczaj, bo nasza tegoroczna palma będzie mieć około 5 metrów. Druga część przygotowań to wielkie sprzątanie w domu i obejściu, a trzecia polega na przygotowywaniu potraw. Pieczenie i gotowanie trwa praktycznie od rana do wieczora podczas całego Wielkiego Tygodnia.
Istnieje podział obowiązków między gospodynię a gospodarza?
- Mężczyźni są od ciężkich prac, a kobiety od tych nieco lżejszych. Choć nie ma tak, że jakiś chłop powie, że czegoś nie zrobi. Jeśli jest potrzeba, to i pomoże przy stole, i przy potrawach, bo nie ze wszystkim gospodynie nadążają.
Ale ciasta to chyba Pan nie wypieka?
- Nie (śmiech), ale przygotowuję to, co mam nakazane. Najpierw moja mama, a teraz żona decydują, co trzeba zrobić. Wiodą prym.
To jaki jest Pana główny obowiązek przed Wielkanocą?
- Starcie chrzanu. Idą jego ogromne ilości, zwłaszcza do typowo góralskiej potrawy jaką jest „święconina”. Do wywaru dodaje się około kilograma startego chrzanu, ale żadnego sztucznie pędzonego czy sprowadzanego z Chin, tylko swojskiego, z ogrodu. A jest on potwornie silny więc proszę sobie wyobrazić, ile trzeba się go natrzeć.
Nawet nie będę sobie tego wyobrażał...
- Chrzan trzeba ścierać na zewnątrz, bo w pomieszczeniu jest to właściwie niemożliwe. Nikt, by tego nie wytrzymał.
Czym jest właściwie „święconina”?
- To jest wywar warzywny, robiony na wędzonych kościach schabowych. To jest podstawa. Można też dodać antrykot z kością. To się gotuje, później do tego dodaje się pokrojoną ze święcenia kiełbasę. W naszym domu natomiast zupy nie zabielamy, choć w niektórych regionach jest ona robiona chociażby na serwatce albo kwaśnym mleku.
Pisanki, święcenie pokarmów czy Lany Poniedziałek to elementy znane każdemu. A jakie są zwyczaje typowo góralskie związane ze świętem zmartwychwstania?
- To w dużej mierze zależy od pochodzenia. Powiem tak, górale z Zakopanego lub Nowego Targu, robili dawniej palmy wielkości raptem kilkunastu centymetrów. Dosłownie kilka gałązek związanych lnem lub rzemieniem. Len był później wykorzystywany do poganiania bydła, natomiast z rzemienia robiono biczysko na konia. W naszych stronach, czyli okolicach Łącka, drzewka zawsze były potężne, mające nawet kilkanaście metrów wysokości. Im bogatsza rodzina, tym palma musiała być większa. Gdy wychodziło się z kościoła młodzi chłopcy wyciągali pojedyncze witki i gonili z nimi za dziewuchami. Wołając przy tym „palma bije, nie zabije” albo „nie ja biję, palma bije”. Tak było.
A w potoku o świcie w Wielki Piątek górale nadal się obmywają?
- Wy dziennikarze lubicie takie smaczki (śmiech). Ja nigdy nie myłem się w potoku, ale starsi górale owszem robili to co roku. Pamiętam za to dokładnie jaką formułę wypowiadali wtedy nad potokiem: „Ty wodzicko cysta od Jezusa Chrysta, Uobmyłaś brzyski, korzenie, Uobmyj i mnie grzysne stworzenie”.
W Wielki Piątek gaździny miały natomiast dużo ważniejsze zadanie, związane z…
...masłem?
Tak!
- Gospodynie dawniej z samego rana w Wielki Piątek robiły masło do święcenia, które później wykorzystywano do leczenia owrzodzeń i innych lżejszych przypadłości u zwierząt hodowlanych. Ale tego dnia jeszcze jedną ważną rzecz się wykonuje, którą w mojej rodzinie praktykuje się do dzisiaj. Wielki Piątek to dzień strzyżenia. Od wielu lat obcinam włosy właśnie w tym dniu.
Ostrzyżeni w Wielką Sobotę górale idą do kościoła z „kosołkiem”?
- Chyba z „kosołkom”, bo w naszej gwarze jest to rodzaj żeński. To po naszemu koszyczek ze święconką.
Przepraszam, co więc powinno znaleźć się w tradycyjnej góralskiej „kosołce”?
- Tak już lepiej (uśmiech). Oczywiście jajka, choć tu muszę wspomnieć, że w moich stronach nigdy nie było tradycji wykonywania pisanek. Barwiło się jajka na jeden kolor i niosło do poświęcenia. Tak pozostało do dziś. W „kosołce” musi znaleźć się masło, sól, chrzan. Jeśli ktoś hoduje owce, nie może zabraknąć buncu. Także wędzona słonina, kiełbasa, moskole i oczywiście chleb. Dawniej kosz niesiony do poświecenia ważył 7, 8, a nawet 10 kg.
Jak przebiega Niedziela Wielkanocna?
- Obowiązkiem jest msza rezurekcyjna. Podstawową potrawą jest natomiast wspomniana już przeze mnie „święconina”. Zalewamy nią pokrojone i ułożone na talerzu jajka oraz grzanki omaszczone masłem. Oczywiście jemy to wszystko, co zostało poświęcone. Wywaru tyle gotujemy, że starcza na kilka dni. Co będę dużo gadał, zupa jest przepyszna i doskonale doprawiona.
Nie dziwię się, jak dodajecie do zupy kilogram chrzanu, to „święconina” jest ostra jak diabli?
- Wbrew pozorom nie! Podczas gotowania wywar „przegryza się” idealnie z mięsem i potrawa smakuje wyśmienicie.
W Lany Poniedziałek jest jak zwykle wielką „polewacka” w domu?
- Zdziwię Pana, ale już nie. U nas w chałupie nigdy wielkiej „polewacki” nie było. Jak dzieciaki chcą się lać, to idą na dwór. Dawniej chałupy inaczej wyglądały, a woda robiła mniejsze spustoszenie niż dzisiaj, gdy meble i podłogi mamy sztuczne. Ojciec mieszkał w izbie, w której nie było podłogi, tylko klepisko. Dodatkowo była ona podzielona na dwie części, W jednej przebywały młode zwierzęta, w drugiej mieszkali ludzie, więc lać w chałupach można się było do woli.
To jeszcze o czymś dla ducha. Macie góralską kapelę „Janicki”, siadacie w Wielkanoc do instrumentów i muzykujecie?
- W chałupie niewiele gramy, bo typowe góralskie granie jest bardzo forsowne. W związku z tym, że zaraz po świętach też jest dużo muzykowania, więc nie ma możliwości, żeby fizycznie to wytrzymać, dlatego podczas Wielkanocy gramy jedynie symbolicznie.
Co tak naprawdę dla górali, przywiązanych do tradycji i niezwykle religijnych ludzi, oznacza Wielkanoc?
- Dla każdego to jakby ponowne narodziny. Im człowiek jest starszy, tym bardziej uświadamia sobie, że nie jest tak mocny jak mu się wcześniej wydawało i niewiele trzeba, by go złamać. Teraz ze względu na chorobę, którą przechodzę, tym bardziej doceniam odnowę duchową.
Rozmawiał Tomasz Piasecki
Fot. użyczone (Archiwum Jarosława „Harnasia” Janika)
Zobacz też: TRZYNASTE ŚWIĘTO PIEROGA (BEZ PECHA) - FOTO
Artykuł ukazał się na łamach dwutygodnika "WieszCo" - pełny numer dwutygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj