Szymon Hołownia o Afryce, popteologii i o tym, jak robić źle
Woli być Allenem niż Dodą polskiego katolicyzmu
- Z jednej strony słyszę, że jestem Żydo-masonem, z drugiej, że betonem katolickim molestowanym mentalnie przez księży i wiele, wiele innych rzeczy – co mam z tym zrobić, jaja sobie z tego robię i archiwizuję, żeby inni też sobie porobili – mówi znany dziennikarz, pisarz i prezenter telewizyjny. – Nazywano mnie już Di Caprio polskiego katolicyzmu, Marią Curie-Skłodowską polskiego katolicyzmu, Woody Allenem polskiego katolicyzmu i Dodą polskiego katolicyzmu... stanowczo wolę być Woody Allenem.
Sytuację polityczną Szymon Hołownia ocenił tak: - W polskiej debacie publicznej nastąpiła niestety rezygnacja z postulatu, że dyskutujemy o poglądach, a nie o osobach i teraz wiele dyskusji na tematy polityczne kończy się w ten sposób: „Nie cierpię tego faceta!” „Czemu?” „Bo jest głupi!” Często ci, którzy jeżdżą na wiece i festyny polityczne, są bardzo aktywni, zapominają, że tamci, którzy mają inne poglądy, inne wszystko – też mają duszę.
Autor wyjaśnił też stworzone przez siebie pojęcie „popteologii”: - Sam wymyśliłem ten termin, kiedy w pewnym momencie zauważyłem, że będę uprawiać działkę, której nikt nie uprawia – wtedy jeszcze tak było. To taka teologia, która jest w stanie trafić do człowieka. Nie uzurpuję sobie prawa do bycia szpitalem, jestem raczej pogotowiem ratunkowym – i zauważyłem, że po 10 latach wyjeżdżania w teren zaczynam uważać się za lekarza i myślę, że z tym czy z tamtym przypadkiem świetnie dałbym sobie radę... Muszę to kontrolować. Chodziło mi o to, że pod rytuałem są czasem ważne pytania, które potrzebują odpowiedzi. Nie wolno wyłączać mózgu w procesie bycia katolikiem.
Jak robić, żeby nie wyszło dobrze
O programie „Mam talent” mówił: - Dlaczego wziąłem udział? Dla pieniędzy i sławy, oczywiście! A prawda jest taka: ja się trochę w to wkopałem, bo kiedy przyszła ta propozycja, byłem nadętym bubkiem i wyobrażałem sobie, że jestem ważnym publicystą, wielką gwiazdą. To powinno minąć samo i na ogół mija. To był akt rozpaczy dyrektora TVN, któremu spaliło na panewce już kilka koncepcji takiego programu i stąd duet Prokop – Hołownia. Ale się przyjęło i po etapie myślenia, że mam misję i pacholęta będą we mnie wpatrzone jak w obraz, zaczęło iść całkiem nieźle. Ten program chyba wypuścił ze mnie trochę ciśnienia, bo byłem bardzo spięty…
Nawiązując do tytułu książki Szymona Hołowni „Jak robić dobrze?” jeden z uczestników spotkania spytał go, jak robić źle. – Na pewno być nieuważnym i w sytuacji, w której musimy dokonać wyboru, dokonać złego, bo jest się tak czymś zaaferowanym, pochłoniętym, że się nie dostrzega ludzi i sytuacji. Drugie źródło i drzwi, przez które wchodzi zło, to ewidentnie lęk. Nie mam co do tego wątpliwości. W teologii lęk jest podstawowym narzędziem szatana. Człowiek, który zaczyna się bać, że nie sprosta swojej misji ratowania świata, zaczyna być agresywny, a potem boi się jeszcze bardziej i jeszcze bardziej jest agresywny. Tak się robi spoty wyborcze – najpierw jest ponura muzyka, okropne zdjęcia, dramatyczne sytuacje, a potem pojawia się ktoś, kto nas od tego wszystkiego uratuje.
Afryka to dzieci
W kontekście Afryki i uchodźców Szymon Hołownia mówił o przedziwnej dwoistości w naszym kraju – z jednej strony Polacy są nieprawdopodobnie hojni i otwarci, potrzebującym od razu przynieśliby herbatę i koce, z drugiej strony Polska jest na szarym końcu, jeśli chodzi o pomoc rozwojową. - W 2005 roku zobowiązaliśmy się, że skoro wzięliśmy dużą pomoc z Unii, powinniśmy oddać kilka procent potrzebującym krajom, a oddaliśmy dotąd 0,13 %. Ciągle bierzemy, a niewiele dajemy. A przecież w Polsce jest gdzie zadzwonić, kiedy dziecko umiera na ulicy. Jest policja, straż miejska, straż pożarna, pogotowie. Nasze fundacje działają w 7 krajach Afryki i w żadnym z nich nie ma do kogo zadzwonić, tak jak nie ma bezpłatnej opieki medycznej. Chłopak potrzebuje 3 dializ w tygodniu, a rodzinę, po poniesieniu ogromnych kosztów, stać tylko na 2. I życie mu się skraca. Mówi się, że to jest bieda strukturalna, ale w czym to dziecko umierające na ulicy zawiniło? W naszym hospicjum nie da się „dać wędki zamiast ryby”, bo co, przy łóżku się tę wędkę położy?
Dlatego Szymon Hołownia polemizował z kolejnym popularnym truizmem, że mądrzy ludzie nie są biedni. Jak mówił, zna profesora fizyki, który załamał się po tym, jak go żona rzuciła i żołnierza, który po powrocie z Afganistanu nie wytrzymał syndromu stresu pourazowego – obaj wylądowali na ulicy. – Wszyscy bezdomni, których znam, to są bardzo mądrzy ludzie. Bezdomny to ja, albo pan za 3 miesiące, jeśli coś się wydarzy: załamanie psychiczne, inne nieszczęście. Dla mnie biedni to realny świat. Dzieci, którym pomagam, to nie Afryka, to Moses, Julia i inni. Mamy w Kongu jeden szpital, który działa bez prądu, tam jest wojna, grozi, że wszystko zostanie rozkradzione, radzimy sobie trochę z generatorem, trochę z panelami słonecznymi, ale nie ma respiratora i z tego powodu ostatnio umarł nam człowiek, którego dałoby się uratować w każdym europejskim szpitalu.
Uczestnicy spotkania pytali zatem, jak Szymon Hołownia radzi sobie z frustracją i czy nie martwi się o dalszy los swoich fundacji. Odpowiadał, że na początku, zbierając 20 000 zł na ambulans dla sióstr prowadzących szpital, nie liczył na wiele – ale udało się w 2 miesiące i od tej pory wyposażyli już ośrodek w profesjonalne EKG dla noworodków, USG, laboratorium do badania krwi, 2 gabinety, a potem nawet w jadalnię i w końcu uzbierano nawet na dom dla osieroconych dziewcząt, żeby miały gdzie mieszkać przed startem w dorosłość. – A teraz w Kongu budujemy szkołę zawodową i to już jest wędka, ale opiekujemy się przede wszystkim sierotami. W Burkina Faso założyliśmy spółdzielnię rolniczą od podstaw i to też jest wędka. To wszystko się tak rozrasta, że myślę o tym, żeby zacząć w Polsce.
Czytaj też:
URSZULA ZYBURA: POINTY Z JACHIMOWICZEM W TLE
NIEROZWIĄZANA ZAGADKA SENSACYJNA WAŁBRZYCHA
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj