Filip Łobodziński i jego Bob Dylan (FOTO)
Jak mówił Filip Łobodziński, twórczość wielkiego amerykańskiego poety jest dla niego ważna już od liceum. - Kolega zainfekował mnie jego twórczością. To był szok, że ktoś w wieku 21 lat mógł pisać poematy do muzyki o tym, jak wygląda świat na skutek działalności człowieka. W Polsce mieliśmy w latach 70-tych wybitnych twórców, Niemena, Demarczyk czy Grechutę, ale oni korzystali z dorobku polskich poetów, dopiero, jak się Jacek Kaczmarski pojawił, to okazało się, że można pisać swoje. Ciągle była to jednak tradycja poezji zmagającej się z polskością. A Dylan nie zmaga się z amerykańskością, on się zmaga z człowiekiem – zauważył dziennikarz. - On pokazuje, że piosenka jest nie tylko po to, żeby przyjemnie spędzić czas. Także po to, żeby... nieprzyjemnie spędzić czas.
Filip Łobodziński zaczął przekład "Tarantuli" od metaforycznego sporu z jej twórcą, który mówił o swojej książce: "To kupa bzdur, które pisałem nie do końca przytomny, ale musiałem to skończyć, bo podpisałem kontrakt i groziła mi kara". - Nie zgadzam się z tą opinią. Nie ma drugiego człowieka, który mógłby sobie na jednym kominku postawić nagrody Pulitzera, Oskara, Grammy i Nobla. A jeszcze bardzo dobre pastele i akwarele tworzy, zdarzyło mu się zagrać w filmie, tworzył też niesamowite kompozycje rzeźbiarskie z odpadów metalowych, lutując je. Z takim człowiekiem nie można się zgodzić, jeśli mówi, że jego książka to bzdet – argumentował tłumacz.
Filipowi Łobodzińskiemu nie groziła wprawdzie żadna kara, ale zasady pracy dla amerykańskich agentów reprezentujących Boba Dylana i jego twórczość okazały się bardzo surowe. - Musieliśmy wszystkie nasze przekłady przełożyć z powrotem na angielski, żeby agenci literaccy Dylana w Stanach mogli sprawdzić, czy się z niego nie naśmiewamy, czy zachowaliśmy "ducha" tej poezji – mówił tłumacz. - Jednak gdyby Dylan wydał tylko te książki i nie wydał swoich płyt, to byśmy się tu dziś nie spotkali, bo jego książki nie byłyby tłumaczone. Co nie znaczy jednak, że nie są one tego tłumaczenia warte. Ta literatura przypomina trochę malarstwo abstrakcyjne. To jest sztuka, która nie musi opowiadać o świecie, która zmusza nas do własnych rozmyślań.
Natłok bodźców, przeładowanie nimi w "Tarantuli" to, jak tłumaczył Filip Łobodziński, rezultat zalania Ameryki w latach 60-tych informacjami z telewizji, a zwłaszcza rozbestwieniem reklamy, co Polacy przeżyli dopiero w latach 90-tych. Bob Dylan usiłował uciec z tego wiru i w momencie, gdy stał u szczytu popularności i nieustannie koncertował, wykorzystał niegroźny w sumie wypadek motocyklowy, żeby wycofać się do życia rodzinnego z niedawno poślubioną żoną, dwójką ich dzieci i pasierbem. - Nagrywał dziwaczne piosenki innych ludzi, żeby zepsuć swój wizerunek – mówił Filip Łobodziński.
Była też mowa o przekładach poezji Patti Smith, prywatnie wielbicielki poezji Dylana, która mimo choroby podpisała 300 egzemplarzy "Tańczę boso" opracowanej przez Filipa Łobodziskiego. Na rok następny tłumacz zapowiedział opublikowanie biografii amerykańskiej poetki.
Bob Dylan, "Duszny kraj. Wybrane utwory z lat 1962-2012", wybór, przekład, komentarze i posłowie F. Łobodziński, Stronie Śląskie 2017.
Patti Smith, "Tańczę boso", fotografie Frank Stefanko, Stronie Śląskie 2017.
Bob Dylan, "Tarantula", przekład i komentarze F. Łobodziński, Stronie Śląskie 2018.
Czytaj też: PRZYJEDZIE DO NAS FILIP ŁOBODZIŃSKI Z BOBEM DYLANEM
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj