Dlaczego warto kibicować koszykarskiemu Górnikowi?
Gdy w gabarytowo skromnym, podziemnym pomieszczeniu w Hali Wałbrzyskich Mistrzów kibice wręczali koszykarzom koszulki z biało-niebieską definicją, czyli walką i ambicją, odbierający wyglądali na nieco zakłopotanych i skrępowanych. Mocne słowa wydrukowano na plecach, ale fani woleli by zadomowiły się w sercach ich ulubieńców.
„Broń szczelnie, rzucaj celnie” – stwierdził kiedyś trener Tomasz Jankowski, próbując, nieco w stylu ś.p. Kazimierza Górskiego, znaleźć prostą, ale trafną receptę na wygrywanie meczów w koszykówkę. Facet chyba nie do końca miał rację, bo biało-niebiescy wygrali pięć z dziewięciu meczów, choć rzutowo często wyglądali dramatycznie. 10 z 92 rzutów – to skuteczność „Górników” zza łuku, biorąc pod uwagę w sumie całe mecze z Czarnymi Słupsk, WKK Wrocław i Sokołem Łańcut, trzy kwarty z Pogonią Prudnik oraz połowę z GKS-em Tychy. Wałbrzyszanie rzucają z dystansu najgorzej w lidze (44/182), a mniej punktów zdobywa tylko jedna drużyna. Choć statystyki bywają dla Górnika bezlitosne, to w momencie gdy piszę te słowa nasz klub zajmuje ósme miejsce w 1. Lidze, mając taki sam bilans co piąty w stawce tyski GKS.
„Biało-niebieska definicja: wola zwycięstwa, waleczność i ambicja” – to hasło na kibicowskiej fladze i pamiątkowych koszulkach, które otrzymali zawodnicy przed sezonem. Takie hasło może ciążyć, ale w przypadku Górnika często ma zastosowanie na parkiecie. W 32 minucie meczu z Pogonią Górnik przegrywał 53:65, ale potrafił się odbudować, wygrywając 82:76. W Kutnie zaczął źle (2:10), miał kłopoty później (50:62), ale znów potrafił zwyciężyć, tym razem 77:73. W starciu z GKS-em Tychy do przerwy przegrywał 22:31, zdobywając tylko cztery punkty w drugiej kwarcie. Po wyjściu z szatni ponownie naszym nie zabrakło woli walki, a seria punktowa 16:0 mocno wpłynęła na końcowy triumf 73:65.
Ogromną siłę charakteru biało-niebiescy zademonstrowali w derbach Dolnego Śląska. Po dwudziestu minutach byli już na deskach, przegrywali z wrocławskim Śląskiem 35:48, cztery przewinienia mieli Rafa Glapiński i Tomasz Krzywdziński, a trenera Marcina Radomskiego sędziowie, z dla siebie tylko znanych powodów, wyrzucili do szatni. Po zmianie stron Górnik nie złożył jednak broni, wstał z kolan i postawił się możniejszemu i silniejszemu kadrowo rywalowi. Bez trenera, jedynie z nadzorem stojącego przy linii bocznej Glapińskiego, wałbrzyszanie byli zmotywowani jak nigdy wcześniej w tym sezonie. Byli zespołem, który nie bał się rywala, który kipiał pewnością siebie. Zawodnicy byli jednością, pokrzykiwali na siebie, mobilizowali do jeszcze cięższej pracy w obronie i mozolnie odrabiali dużą stratę punktową. Koszykarze czuli wsparcie swoich głośnych kibiców. Gdy Hubert Kruszczyński i wspomniany Krzywdziński siadali zmęczeni na ławce, kierowali gesty wdzięczności w stronę fanów w postaci oklasków. W 32 minucie meczu wałbrzyszanie doprowadzili do remisu 66:66 i choć ostatecznie ten mecz przegrali po bardzo dobrych akcjach Roberta Skibniewskiego, weterana i byłego reprezentanta Polski, to z postawy „Górników” wszyscy zgromadzeni na hali wałbrzyszanie (a było ich sporo) byli dumni. Bo nasi walczyli, bo nie spuścili głów, bo zrobili naprawdę wszystko, co mogli. Różnica pomiędzy najlepiej punktującym w lidze Śląskiem a prawie najgorszym w tym elemencie Górnikiem była bardzo niewielka.
"Ale kibiców to mamy najlepszych" wspomniał po derbach na swoim instagramie Marcin Jeziorowski, wychowanek Górnika
Czasem mamy pretensje do naszych koszykarzy o te wszystkie niecelne rzuty, ale zapominamy, że aż sześciu z nich (Durski, Kruszczyński, Spała, Ratajczak, Krzywdziński, Jeziorowski) przed startem tego sezonu miało zerowe lub niewielkie doświadczenie gry w 1. lidze. Łapał się na tym także Marcin Radomski, o czym wspominał w rozmowie z naszym portalem.
Trener Arkadiusz Koniecki, zdobywca wicemistrzostwa Polski z Górnikiem w 1986 roku, prowadził kilka lat temu szkolenie w Szkole Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie, gdzie czarnym mazakiem napisał na tablicy wielkimi literami „JAJO”, prosząc zawodników by w życiu i sporcie kierowali się tym hasłem. Konsternację słuchaczy szybko wyjaśnił: „JAJO”, czyli „Ja jestem odpowiedzialny”. Pierwszoligowi koszykarze Górnika odpowiedzialność za siebie, za zespół, za klub i za jego kibiców zademonstrowali już kilkukrotnie. I to w trudnym roku w roli beniaminka. Oby tak dalej!
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj