| Źródło: Wiesz Co
Wałbrzych i region: taki był św. Mikołaj przed laty. I tak podróżował
Najpierw krótkie przypomnienie. Według średniowiecznych przekazów Mikołaj żył na przełomie III i IV wieku. Był biskupem, który wsławił się cudami oraz pomocą biednym i potrzebującym. Przez wieki był jednym z najbardziej czczonych świętych na Zachodzie i Wschodzie. Nazywano go Mikołajem z Miry (w tym starożytnym mieście został biskupem) lub Mikołajem z Bari (w tym włoskim mieście znajduje się największe jego sanktuarium, tu w XI wieku przeniesiono jego prochy). Z biegiem czasu biskup stał się inspiracją dla „narodzin” znanego nam dzisiaj Świętego Mikołaja.
Tylko jakim cudem cały świat dał się przekonać, że dobrotliwy dziadziuś gość mieszka w Laponii, chociaż jego pierwowzór urodził się i żył na terenie obecnej Turcji? Choćby w średniowiecznym Amsterdamie uważano, że przypływa żaglowcem z ... dalekich ciepłych mórz, z kolei w polskiej książeczce sprzed prawie 100 lat można przeczytać, że „w jeden jedyny dzień w roku Św. Mikołaj schodzi z nieba”. Jest wiele historii na ten temat. Po raz pierwszy wizerunek Mikołaja jadącego z bieguna północnego saniami zaprzężonymi w osiem reniferów pojawił się w 1823 roku, w wierszu autorstwa Clementa Clarke’a Moore’a. Być może wiersz ten był inspiracją dla fińskiego prezentera radiowego Markusa Rautio, który podczas jednej z audycji dla dzieci stwierdził, że Święty Mikołaj mieszka w Laponii. Temat ten rozwijano w kolejnych programach radiowych od 1927 roku. Z czasem w fińskim mieście Rovaniemi powstała wioska Świętego Mikołaja, w której naszego darczyńcę można spotkać przez cały rok.
Zanim współczesna popkultura „ubrała” Mikołaja w czerwone wdzianko, wyglądał on zupełnie inaczej... po prostu jak ksiądz biskup. Autor książek Tadeusz Pudłowski w 1915 roku tak go opisywał: „Na głowie ma szczerozłotą infułę biskupią, w ręku długi złoty pastorał. Odzież jego składa się z bieluteńkiej jak śnieg szaty, przepasanej pasem kosztownym z płaszcza szkarłatnego, narzuconego na ramiona”. Z kolei pisarka Wiktoria Hessel-Zaleska w 1945 roku pisała: „Święty trzymał w prawej ręce złoty pastorał, a na głowie miał złotem i czerwienią haftowaną infułę”. Po raz pierwszy Mikołaj w czapce elfa zamiast w biskupim nakryciu głowy (infuła, mitra) został przedstawiony w 1881 roku przez karykaturzystę Thomasa Nasta. Obecny wizerunek w czerwonym płaszczu i czapce został zaprezentowany w 1930 roku przez koncern Coca-Cola i z czasem przyjął się na całym świecie.
Okazuje się, że dawnymi pomocnikami Świętego Mikołaja wcale nie były elfy. Dawno, dawno temu nasz święty rozdawał prezenty sam, bez pomocy, albo towarzyszył mu... diabeł! W XIX wieku, szczególnie w kulturze holenderskiej, miejsce diabła zajął Czarny Piotruś (Zwarte Piet). Według jednego z przekazów był on etiopskim chłopcem o imieniu Petrus, którego Mikołaj kupił na targu niewolników w Mirze, a następnie darował mu wolność. Wdzięczny Petrus pozostał u boku swego wybawcy (z czasem jego imię skrócono do Piet).
Dzisiaj postać Czarnego Piotrusia jest kontrowersyjna z tego powodu, że w niektórych kręgach uważa się go za element kultywowania tradycji rasistowskiej oraz symbol ciemiężenia krajów Trzeciego Świata przez państwa zachodnie. Ale, ale... w Polsce też Mikołaj korzystał z czarnoskórych pomocników. Wspomniany już Tadeusz Pudłowski tak pisał o Mikołaju: „Daje więc rozkaz swojej służbie, która się składa z małych etjopów o czarnych twarzach i lśniących jak węgiel oczach, aby poczynili przygotowania do podróży”. Dziś nie do pomyślenia, ale tak to dawniej bywało.
Na koniec słowo o środkach transportu naszego świętego. Nie zawsze do sań Mikołaja zaprzężone były renifery. W literaturze natkniemy się na jelenia („służba zaprzęga do saneczek rączego jelenia, składa do nich wory z podarunkami...”) czy kucyki („wsiadł do lekkiego, ślicznego wózeczka zaprzężonego w czwórkę kucyków i puścił się znowu w drogę”). Ale mogło być i tak, że Mikołaj w ogóle nie przemieszczał się saniami, tylko schodził z nieba po drabinie („otóż schodzi z nieba całkiem zwyczajnie po drabinie z białego jedwabnego sznurka zrobionej, zaczepią aniołki o najwyższą chmurkę i rozwiną, a święty Mikołaj schodzi po niej uważnie, powoli, ostrożnie, aż na samą ziemię”).
Ale wiecie co? Nieistotne, jak i skąd przybył, ani kto mu towarzyszył. Ważne, że każde grzeczne dziecko co roku o tej porze otrzymuje jakiś fajny prezent.
I o to chodzi.
Czytaj też:
KOŚCIÓŁ ŚW. MIKOŁAJA - WIEKOWA RUINA TUŻ POD WAŁBRZYCHEM (FOTO)
W NIEDŹWIEDZICY JUŻ WIDAĆ FRESKI: SĄ NIESPODZIANKI
Piotr Frąszczak
Fot. użyczone (T. Pudłowski, „Święty Mikołaj”, 1915)
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie PDF na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj