Chełmiec – siedziba wiedźmy Tobmetzen (FOTO)
Tobmetzen, jak przystało na wiedźmę, była wyjątkowo mało urodziwa. Podobno było można na nią patrzeć tylko przez chwilę. Może dlatego, że wielkie pranie robiła tylko raz w roku? Wystraszyć mógł się nie na żarty ten, kto zobaczył, jak na jednej ze swoich łąk na stokach Chełmca całkiem goła suszy w maju swoje rzeczy, rozpościerając je na trawie, albo wieszając na gałęziach. Jeśli ktoś natrafił na taki widok, znikał on mu zaraz z oczu, za to słyszał przeraźliwy śmiech i dziwne odgłosy w lesie.
Upodobania pedagogiczne wiedźmy wyrażały się w tym, że uprowadzała z domów dzieci, ale nie robiła im krzywdy. Grzeczne prowadziła na swoją łąkę i pozwalała im do woli zrywać kwiaty i owoce. Niegrzeczne jednak zabierała do innej swojej kwatery, mianowicie do starego kamieniołomu, gdzie było zimno, ciemno i pełno węży, ropuch, salamander, chrząszczy, a jędza karmiła uwięzione dzieci tylko grzybami i... liśćmi. Musiały one siedzieć na gołej ziemi i liczyć igły na wskazanym przez nią świerku, a kiedy skończyły, musiały zaczynać od początku. I kazała im też wyłuskiwać nasiona ze świerkowych szyszek. Ale potem odprowadzała je do domu, dawała słodkie bułki i układała znowu w ich łóżkach. Podobno zawsze już od tej pory były grzeczne. Bywała przy tym nieco roztargniona, bo dziecko z jednej miejscowości, dajmy na to z Jabłowa, potrafiła zaprowadzić do innej, na przykład na Biały Kamień...
Kiedy po deszczu Chełmiec spowijały mgły i opary, ludzie w miejscowościach u stóp góry zwykli mawiać, że Tobmetzen w swojej kuchni warzy jakieś nieszczęście. Jak się popatrzy na ciecz wypełniającą dzisiaj dno jej kamieniołomu, to rzeczywiście...
Od czasu do czasu jędza z wielkiej góry zajmowała się też wychowywaniem dorosłych. Jedno z podań mówi, że pewnego razu do lasu poszli pracować dwaj drwale, sąsiedzi. Jednego prześladował pech, miał poważnie chore dziecko, drugi właśnie świetnie wydał córkę za mąż i w życiu spotykało go wyłącznie powodzenie. Kiedy ścinali drzewa, z lasu wyszła nagle dziwaczna stara kobieta w kapeluszu z piórem na głowie i z koszykiem. Podeszła i każdemu z panów wręczyła... szyszkę, po czym poszła dalej. Ten, którego prześladowało nieszczęście, podziękował i schował ją do kieszeni, a drugi rzucił ją za odchodzącą staruszką z jakimś szyderstwem. Po powrocie do domu pierwszy stwierdził, że dziecko wyzdrowiało, a drugi, że jego wydana za mąż córka upadła tak nieszczęśliwie, że złamała i rękę i nogę.
Poza tym Tobmetzen, jak na przyzwoitą wiedźmę przystało, potajemnie doiła krowy, rozbijała naczynia z mlekiem i zapędzała bydło w tak dzikie ostępy Chełmca, że pasterze nie mogli go potem odnaleźć.
Tobmetze nie spotkaliśmy w jej kamieniołomie, rzeczywiście posępnym i mrocznym.
Jednak, kiedy wpatrywaliśmy się w połówkę klucza leżącą obok niego na ścieżce zastanawiając się, czy to może być zaszyfrowana informacja...
... obok przemknął nagle jakiś cień.
Zapytaliśmy też o Tobmetzen przydrożne drzewo i taka była reakcja...
Zatem być może nadal patroluje swoje rewiry. A więc na zakończenie krótki kodeks postępowania w królestwie wiedźmy z Chełmca: w maju omijamy tamtejsze łąki, bo nikt nie lubi, jak mu się przeszkadza w trudnym i wymagającym heroicznej postawy wysiłku (i nie należy deptać łubinu, jest pod ochroną), dzieci trzymamy zawsze przy sobie i poświęcamy im uwagę, bo inaczej pójdą ze starszą panią, która im tę uwagę poświęcać będzie, nie wypasamy bydła w lesie, a jak ktoś nam da szyszkę – dziękujemy i chowamy do kieszeni, to na szczęście.
Źródło: „Historia i podania zamków i miast regionu wałbrzyskiego“ („Geschichte und Sagen der Burgen und Städte im Kreise Waldenburg“), W. Reimann, Mieroszów 1925.
Czytaj też:
NASZE MIŁOSNE LEGENDY: PIORUN, PIERŚCIEŃ I NAJBRZYDSZA NA ŚWIECIE
ZAMEK NOWY DWÓR: OSTRZEŻENIE DLA POSZUKIWACZY SKARBÓW (ZDJĘCIA)
ZAWZIĘTY UPIÓR Z REIMSWALDAU (DZIŚ RYBNICA LEŚNA)
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj