W diecie ważna jest różnorodność
Zacznę banalnie. Co to znaczy zdrowo się odżywiać?
- Nie ma definicji zdrowego odżywiania. To nie receptura. Każdy z nas jest inny, ma różne potrzeby, uzależnione od wieku, wagi, chorób, trybu życia. Najważniejsza w jedzeniu jest różnorodność. Wtedy unikniemy jakichkolwiek niedoborów żywieniowych.
Zjadłem dziś rano zbożowe płatki, zalane chudym mlekiem, do tego dwie kanapki razowego pieczywa z cheddarem oraz pomidorem i zagryzłem croissantem. To był dobry wybór?
- Widzę tu dużą różnorodność (śmiech). Ocena pojedynczego posiłku, nie znając potrzeb pacjenta, ani innych posiłków w ciągu dnia, nic mi nie mówi. Wolałabym mieć opisane kilka dni, z uwzględnieniem godzin posiłków, wielkości porcji. Wtedy wiem, czy porcje są za duże lub za małe, czy podjada Pan pomiędzy posiłkami, czy raczej je co 3-4 godziny.
Dodam, że rano nie wlałem w siebie kubka kawy, bo jej po prostu w ogóle nie pijam.
- Ja również nie piję kawy (uśmiech), wolę herbatę, a w lecie soki lub przeciery. Są jednak osoby, które dzień zaczynają od kawy. Nie lubię zmieniać nawyków żywieniowych pacjentów, których zmieniać nie trzeba. Bo to zawsze dość mocno ich ogranicza. Jeżeli trzeba wyeliminować kawę, to mówię o tym. Kawa jest zdrowa, oczywiście pita w umiarkowanych ilościach. Spożywanie jej wiąże się ze zmniejszeniem ryzyka wystąpienia choroby nowotworowej oraz chorób sercowo-naczyniowych. Jeżeli możemy pić kawę i ją lubimy, to ja nie widzę problemu.
Dla porównania, proszę powiedzieć, jak wyglądało Pani śniadanie?
- W lecie najczęściej wybieram lekkie i letnie śniadania. Jest to jogurt typu skyr, czyli wysokobiałkowy z domowym musli i owocami. Czasami chleb graham z masłem, serkiem twarogowym i warzywami sezonowymi. Zima to owsianka na ciepło lub jajecznica.
Zgubnym elementem diety jest wprowadzenie zbyt dużych restrykcji – mówi dietetyk kliniczny Agnieszka Podgórska
Dietetycy mówią swoje, a ludzie i tak wiedzą lepiej i jadą na śniadanie np. do restauracji typu fast food. Tak po ludzku, nie wkurza to Pani?
- Czasami. Zwłaszcza jak to widzę. Przejeżdżam obok takiej restauracji, a tam kolejka rodziców z dziećmi, reszta siedzi przy stolikach i zajada się frytkami popijając szejkiem. Wkurza mnie brak edukacji. Bo o brak podstawowej wiedzy tu chodzi. Zauważył Pan, że nie reklamuje się produktów zdrowych?
Tak
- No właśnie. Nie ma reklam jogurtów naturalnych, tylko owocowych. Reklamuje się żelki, chipsy, kolorowe napoje, restauracje typu fast food. I dzieciaki patrząc na te uśmiechnięte i szczęśliwe buzie aktorów grających w reklamie i też tak chcą. I kończy się to w kolejce po batonika czy wizycie w restauracji z fast foodami.
W reklamie rodzina zamawia niezdrowy posiłek, korzystając z możliwości jaką daje drive-thru, a przyjmująca kobieta zamiast powtórzenia potraw, wymienia nazwy chorób. Nie jest to zbytnie uproszczenie?
- Zdania dietetyków i psychologów dotyczących reklam z takim przekazem są podzielone. Jedni wolą od razu z „grubej rury” powiedzieć, czym grozi spożywanie przetworzonej żywności, a drudzy wolą powoli zmieniać nawyki żywieniowe. Nie wiem, czy taki przekaz trafi do osób, które jedzą produkty fast food. Widział Pan kiedyś cholesterol? A może trójglicerydy?
No pewnie, że nie.
- I nigdy oprócz cyferki na wynikach z krwi tego nie zobaczy. Dlatego mówienie, do osób młodych, zdrowych, o chorobach, które mogą się pojawić, jest bez sensu. Miałam wielokrotnie spotkania w szkołach z dziećmi i młodzieżą, dotyczące słodyczy. Jestem na sali, przede mną młode, uśmiechnięte buzie dzieciaków, większość z prawidłową wagą ciała. I ja nagle im prosto z mostu mówię, że jedzenie słodyczy powoduje nadwagę i wymieniam inne choroby. Nie widzę tu sensu. Nie zrozumieją takiego przekazu.
Dobrze, brnijmy dalej. Dla mnie na obiad musi być mięso. Rozmaitego pochodzenia i w różnej postaci, ale jednak. Wielu mężczyzn uważa podobnie. To błąd?
- Nadmiar mięsa w diecie nie jest zdrowy ani potrzebny. Badania jednoznacznie to wykazują. Jednak część badań dotyczy mięsa przetworzonego, jak wędliny, parówki, a inne badania mięsa czerwonego. Dieta fleksitariańska to taki rodzaj żywienia, gdzie jemy mięso, ale ograniczamy jego ilość, szukając innych zamienników. Człowiek jest biologicznie wszystkożerny, dlatego, jak wspomniałam na samym początku, warto wprowadzić w diecie różnorodność. Kilka razy w tygodniu mięso, jak najmniej przetworzone, z uwzględnieniem przede wszystkim drobiu, to dobre rozwiązanie.
Teraz zrobi się bardzo poważnie. Co jest Pani zdaniem najbardziej zgubne w diecie dla naszego organizmu?
- Trochę przewrotnie odpowiem na to pytanie. Co jest zgubnego w źle ułożonej diecie?
Zawód dietetyka jest nieregulowany prawnie. Każdy może być dietetykiem. Kilka dni lub tygodni kursu internetowego i już mamy dyplom. Smutna prawda, ale tak to wygląda. Dlatego przez ponad 20 lat mojej pracy w zawodzie, widzę diety ułożone przez takie osoby. Najczęściej jest bardzo zaniżona kaloryczność diety. Czyli im mniej jem, tym lepiej, bo tracę na wadze. Diety 1000 kcal, która pani takiej nie stosowała? A potem efekt jo-jo. Czyli powrót do starej wagi. Jak moi pacjenci widzą pierwszy raz jadłospis z kaloriami na poziomie 1700-1800, to łapią się za głowę, że dużo, że przytyją.
Też się łapię za głowę, że tak w ogóle można układać dietę?
- Kolejnym zgubnym elementem diety jest wprowadzenie zbyt dużych restrykcji, czyli eliminacja pieczywa, ziemniaków, czasem bezpodstawnie nabiału lub glutenu. I tu znów wracam do kursów internetowych. Brak podstawowej wiedzy z technologii żywności sprawia, że nie umiemy analizować składu pieczywa, że każde węglowodany uważamy za złe. Taka eliminacja na dłuższą metę się nie sprawdza. I tak nastąpi nawrót do starych nawyków żywieniowych.
Czyli, żeby dieta nie była dietą, a tylko dobrze ułożonym planem żywieniowym, skrojonym, jak ubranie, pod pacjenta, musi mieć określoną kaloryczność, nie głodową. Powinna być też ułożona pod preferencje żywieniowe, dostępność produktów, czas który możemy przeznaczyć na przygotowanie posiłku.
Druga część wywiadu z Agnieszką Podgórską, dietetykiem klinicznym. Z rozmowy dowiecie się dlaczego podjadanie jest niebezpieczne dla organizmu, których produktów spożywczych powinniśmy unikać i czy wszyscy lubią czekoladę?
Jakie są najgorsze nawyki żywieniowe?
- Podjadanie – to najczęściej popełniany grzech żywieniowy. Podjadamy pomiędzy posiłkami, nie jemy kolacji, bo niezdrowo, za to podjadamy zamiast kolacji. Ze względu na dostępność produktów spożywczych, mamy non stop ku temu okazje. Nie musimy wychodzić z domu, żeby zamówić pizzę, kupujemy po kilka sztuk jednego produktu, bo była promocja. Często chodzimy „na głodnego” do sklepu i wrzucamy do koszyka wszystko, co nam wpadnie w ręce.
Wstyd się przyznać, ale zdarzyło mi się tak robić…
- Proszę iść do sklepu po obiedzie, tylko z listą zakupów. Nie kupi Pan nic dodatkowego. Ogromna dostępność produktów spożywczych sprawia, że mamy ciągle okazje na podjadanie. Od dwóch lat mam zajęcia w Domu Seniora, z ludźmi w wieku 70 lat i więcej. Starsi państwo są nauczeni jeść trzy razy dziennie. Ile mnie czasu kosztowało wprowadzenie osobom z cukrzycą drugiego śniadania (uśmiech). Oni nie są nauczeni podjadania.
Nikomu nie wcisnę owsianki, jeżeli jej nie lubi, albo kaszy. Jest mnóstwo zamienników – mówi Agnieszka Podgórska, dietetyk kliniczny
Żywność z fast foodów też stanowi podjadanie?
- Fast food, czyli szybka żywność jest łatwo dostępna. To nie tylko nawyk młodych osób. Ale i kierowców zawodowych, przedstawicieli handlowych. Zamiast konkretnego posiłku, hot dog. To jest też zły nawyk żywieniowy. Kolejnym jest pomijanie posiłków – zamiast zjeść zdrową i smaczną kolację, siadamy przed telewizorem i zaczynamy czuć głód. Otwieramy lodówkę, albo szafkę, a tam ciasteczka lub paluszki się do nas uśmiechają. W pracy traktowanie jabłka, jako drugiego śniadania. A obiad dopiero za parę godzin. Zamiast drugiego śniadania w formie zwykłych kanapek z chleba pełnoziarnistego, ciasteczko lub coś na szybko, bo już głód czujemy. Gorzej, jak nic nie zjemy i po 8 godzinach pracy przychodzimy do domu i zjadamy, co nam wpadnie w ręce, zanim przygotujemy obiad.
Których produktów powinniśmy unikać?
- Żadnych?
???
- Znów wracam do różnorodności. Jeżeli mamy ochotę na ptysia, to zjedzmy go. Jeżeli chcę zjeść awokado, to również wprowadzę go do swojego jadłospisu. W jedzeniu ważny jest bilans. Nie ma podejścia zero-jedynkowego i popadania w skrajności. Często taka skrajność źle się kończy. Uznajemy za zło wcielone słodycze i przez miesiąc nie jemy, dodatkowo ćwiczymy do upadłego. A po miesiącu mamy tego dosyć i rzucamy się na czekoladę i pochłaniamy od razu całą tabliczkę.
Czyli raczej powinniśmy mówić o ograniczaniu konkretnych produktów?
- Dokładnie tak. Każda dieta, nawet dotycząca chorób, polega na ograniczeniu produktów, których jeść nie powinniśmy. Mając cukrzycę, jeżeli cały tydzień pilnuję tego, co powinnam zjeść, to jeden cukierek nie zaszkodzi. A jeżeli nie mam żadnych przeciwwskazań zdrowotnych, to fajnie sprawdza się zasada 80 do 20 procent. Czyli w 80 procentach jem to, co zdrowe i nieprzetworzone, a 20 procent zostawiam na przyjemności. Nasz organizm jest jak rzeka. Jeżeli jesz 80 procent tego, co zdrowotnie dobre, to te pozostałe 20 procent popłynie z nurtem.
Jak niebezpieczne dla naszego zdrowia jest podjadanie między posiłkami?
- Jest niebezpieczne, zwłaszcza na dłuższą metę. Takie „dziubanie”, może to nieprofesjonalne określenie, ale dotyczy podjadania, nie zjadania konkretnego posiłku, sprawia, że nie uczymy się jedzenia o stałej porze. Zaczynamy podjadać, a potem kończy się na jedzeniu przez cały dzień. Pacjenci często zadają mi pytania o zdrowe „podjadacze”.
Co im Pani odpowiada?
- Dla mnie nie istnieje coś takiego jak podjadanie. Co z tego, że warzywa są niskokaloryczne i można byłoby je zjadać pomiędzy posiłkami. Ale po co? Lepiej tak ułożyć jadłospis, żeby posiłek sycił nas na tyle, żeby sytość wystarczała do kolejnego posiłku. Podjadanie pomiędzy posiłkami przeciąża trzustkę. Dlatego coraz częściej, zwłaszcza u młodych osób, można zaobserwować zjawisko, zwane insulinoopornością pokarmową. Ciągle coś „dziubiemy”, zamiast normalnie i dobrze zjeść, trzustka co chwilę produkuje insulinę, bo co chwilę wzrasta nam poziom cukru we krwi. Aż w pewnym momencie poziom insuliny trwale się podniesie, nawet jak jesteśmy na czczo. Insulinooporność to stan przedcukrzycowy. Czyli jeżeli trzustka wiele lat tak pracuje, na zwiększonych obrotach, to kiedyś się „zepsuje” i wtedy mamy cukrzycę.
Wielu mówi: „zdrowa żywność jest za droga, wolimy zjeść tłusto, ale do syta i taniej”.
- Osoby wkraczające w świat zdrowego żywienia są często przerażone ceną produktów z grupy tzw. zdrowej żywności, jak nasiona chia czy jagody goji. Fakt, są to produkty zaliczane do żywności superfoods, czyli superżywności – naturalnych, nieprzetworzonych produktów, zawierających składniki, działające wyjątkowo korzystnie na organizm. Ale obok nich stoją nieegzotyczne, dużo tańsze polskie zamienniki, jak dynia, jarmuż, siemię lniane, natka pietruszki, żurawina czy miód, które mają identyczne działanie.
Słucham, ale ślinka mi jakoś nie leci?
- Tylko pozornie żywność dietetyczna jest droga. Idąc do sklepu, na liście większości z nas znajdują się napoje, ciastka do kawy czy też w okresie letnim lody. Podchodząc do kasy nie dziwi nas ostateczna kwota zakupów. Jednak porównując cenę sezonowych owoców i warzyw z wyżej wymiennymi produktami można zaobserwować dużą różnicę na korzyść zdrowszych zamienników. Litr wody w najbliższym sklepie jest o wiele tańszy niż litr sztucznie barwionego i dosładzanego kolorowego napoju. Kilogram jabłek czy warzyw sezonowych, jak ogórki, dużo tańczy od kilograma czekoladowych cukierków.
Jedzenie powinno być przyjemnością. Czy zdrowo zawsze znaczy smacznie?
- To zależy od naszych preferencji żywieniowych. Jednemu „coś” może smakować, a drugi nie ruszy „tego” i powie, że mu nie smakuje. I nie pomogą tu przyprawy, zachęcanie czy mówienie, że zdrowe. W układaniu jadłospisu zawsze kieruję się tym, co lubi i czego nie lubi mój pacjent. Nikomu nie wcisnę owsianki, jeżeli jej nie lubi, albo kaszy. Jest mnóstwo zamienników. Jednak jeżeli wybiórczość żywieniowa jest na tyle duża, że nie dam rady ułożyć sensownego i dobrze zbilansowanego menu, warto najpierw zacząć od wizyty u psychologa. Jednak najczęściej znajdujemy takie posiłki, żeby były i smaczne i zdrowe.
Bez jakiego smakołyku, niekoniecznie zdrowego, nie jest Pani w stanie się obejść?
- Bez czekolady (długi śmiech). Podobno 9 na 10 osób lubi czekoladę, a dziesiąta zawsze kłamie (śmiech).
Rozmawiał Tomasz Piasecki
Fot. użyczone (Archiwum Agnieszki Podgórskiej)
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj