| Źródło: Profil społecznościowy właścicielki psów
Wałbrzych region: straciła ukochanego psa i rozpoczęła o niego walkę (FOTO)
I nagle przepadły, jedna po drugiej
Całą historię na swoim profilu społecznościowym opowiedziała Marta Iskierska, prezes Związku Kynologicznego PL. 2 maja z ogrodzonej posesji w Chwaliszowie zniknęła szczenna suczka Bunia, buldog francuski. Dwa dni później spod bramki tej samej posesji zniknęła wylegująca się na słońcu 16-letnia suczka shih tzu o imieniu Laysy.
- Podejrzewam działaczkę fundacji, zaczynam się nią interesować. Mówię głośno i oficjalnie, że mam nagranie monitoringu, że Laysy została skradziona. To działa na tyle, że 16-letnia sunia zostaje podrzucona kilometr od mojego domu. O znalezieniu psa informacje zamieszcza sołtys. Odzyskuję ukochanego psa ostrzyżonego na łyso ostrzem chirurgicznym - relacjonuje właścicielka suczek.
Marta Iskierska układa plan działania, chcąc odzyskać drugą suczkę. Przestaje szukać Bunii, wyłącza wszystkie posty, udaje, że zapomniała o sprawie i jednocześnie przeczesuje wszelkie zbiórki pobliskich organizacji działających na rzecz zwierząt.
"Uśmiercili" właściciela psa...
- Stwarzam im poczucie, że sprawa ucichła i w końcu mogą bezpiecznie wyciągnąć psa z ukrycia - i tak dzieje się po dwóch miesiącach. Pojawia się post z moim psem informujący o mojej rzekomej śmierci. Pierwsze, co robię, to screen posta, by mieć dowód po usunięciu. Robię też screeny komentarzy, by mieć dowody, kto i gdzie tego psa z nimi widział. Dopiero po zebraniu wystarczających dowodów piszę oficjalny komentarz:
,,Szanowna Grupo Ratuj"
Proszę o wyjaśnienie, jakim sposobem ten pies znalazł się u Państwa, gdyż stwierdzam, że to nie żadna Kluska, lecz moja rodowodowa sunia Bunia, na dowód przedstawiam zdjęcia identycznych urazów, jakie miał mój pies, proszę o wyznaczenie terminu możliwości potwierdzenia osobistego tożsamości zwierzęcia - pisze właścicielka psów.
Pani Marta publikuje ten komentarz oficjalnie, by wszyscy inni komentujący i zainteresowani adopcją go widzieli, również osoby, które zapewniły psu dom tymczasowy i ich znajomi. Jednak post znika, a ona zostaje zablokowana na profilu organizacji.
- Otrzymuję kolejny dowód, że w tym momencie jest to świadoma kradzież. Zaczynam rozmawiać z ludźmi, którzy mieli styczność z psem, ustalam, u kogo jest, gdzie chodzi na spacery. Uzbrajamy się w cierpliwość. Nie robię zadymy, bo wiem, że wtedy ukryją psa i nigdy go nie zobaczę. Proszę ludzi, by nie mówili nic osobom, które się psem opiekują, gdyż wiem, że istnieje ryzyko, że zostanie przeniesiony i ukryty, jeśli współpracują ze złodziejami. Jeden z moich informatorów jednak powiadamia rodzinę zastępczą - na moje szczęście to ludzie, którzy nie chcą być wmanewrowani w złodziejstwo. Gdyby było inaczej, mogłabym już nie zobaczyć psa - czytamy dalej w historii Marty Iskierskiej.
Nawet czip nie pomógł - pomogły geny
5 lipca w radiu właścicielka psów wysłuchała audycji, w której liderzy Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt i Grupy "Ratuj" mówili o swojej współpracy. Zadzwoniła do studia, żeby publicznie zapytać prezes Fundacji "Ratuj" o swojego psa. Nie udało jej się połączyć, więc wysłała do radia e-mail, który pozostał bez odpowiedzi.
- Następnego dnia kontaktuje się ze mną dom tymczasowy - twierdzą, że czekali na kontakt z mojej strony po tym, jak mój informator przekazał im informację o mnie. Umawiamy się na spotkanie. Przykładam czytnik - nie ma czipa. "Ona ma wyciętego czipa" - odpowiada mi kobieta, po czym zwraca się do partnera: "Widzisz, pani przyłożyła czytnik dokładnie w to miejsce, gdzie ona miała tą dziwna ranę, jakby kreskę - mówiłam ci, że pewnie ktoś wycinał czipa". Pokazują mi zdjęcie po wycięciu czipa. Mówią mi, że dwa tygodnie przed zaginięciem otrzymali zapytanie, czy zaopiekują się buldogiem francuskim, a 7 maja o 23.00 w nocy został im przywieziony pozszywany i poraniony pies. Po kastracji, z pozszywanym nosem i paprzącą się raną na karku i czole. Pies również miał nabrzmiałe sutki. Poszliśmy razem na najbliższy komisariat i całą sprawę wnieśliśmy na papier. Pies oficjalnie wrócił do mnie - relacjonuje właścicielka psów.
Jak kończy swoją historię pani Marta, opiekunowie z domu tymczasowego niestety byli po tym wydarzeniu zastraszani groźbami. Jak przyznaje, nigdy nie odzyskałaby suczki, której wycięto czip, gdyby nie niepodważalny dowód - ustalony profil DNA psa, coś, czego nie da się usunąć.
Sprawę potwierdza wałbrzyska policja. - Kradzież psa rzeczywiście została zgłoszona przez tę panią po jego odzyskaniu, 6 lipca, na jednym z komisariatów we Wrocławiu. Wałbrzyska policja prowadzi obecnie postępowanie sprawdzające, czy doszło do przestępstwa. Będzie ono trwało 30 dni i na początku sierpnia zapadnie decyzja o wszczęciu lub umorzeniu sprawy - mówi Agnieszka Głowacka-Kijek, oficer prasowy wałbrzyskiej policji.
- Mam wszelkie zdjęcia pokazujące, jak zwierzę było poranione, u nich musiało zostać pogryzione. I jak pies ma ranę po wycięciu czipa, jeszcze ze szwami. Zgłosiło się do mnie kilka innych osób, którym również prawdopodobnie ukradziono psy. Zaczęłam baczniej przyglądać się organizacjom. W trakcie pracy nad 5 dla zwierząt nasłuchałam się wielu historii poszkodowanych osób. To dało mi wiedzę na tyle, by wiedzieć, jak odzyskać psa - podsumowuje Marta Iskierska i chce w ten sposób przestrzec innych właścicieli psów, którzy mogą jej historię traktować jako poradnik w takiej sytuacji.
Na razie śledztwo w sprawie trwa
Punkt 7.3 ustawy o ochronie zwierząt, na podstawie którego fundacje i stowarzyszenia odbierają zwierzęta, mówi wyraźnie, że zwierzę można odebrać, gdy jego życie jest zagrożone - tylko i wyłącznie. Niestety bardzo często nie jest wtedy wzywana policja czy straż miejska i opinia, że znęcano się nad zwierzęciem, nie jest potwierdzana przez nikogo innego poza członkami fundacji i ich współpracownikami. Ale w powyższych przypadkach nie było nawet mowy o znęcaniu się, była natomiast fikcyjna "śmierć właściciela".
Jeśli śledztwo potwierdzi, że rasowy pies został ukradziony przez działaczy fundacji mającej się zajmować pomocą dla zwierząt, rzeczywiście będzie to szok. Jednak warto pamiętać, że są także uczciwi miłośnicy zwierząt, którzy z poświęceniem niosą im ratunek, a taka nieuczciwość jednostek uderza w nich, bo zniechęca ogół do wspierania tego typu organizacji. Tak jak to było z niesławnej pamięci Malwiną W. z Manii Pomagania.
Inne historie organizacji działających na rzecz zwierząt, a w konflikcie z prawem:
GŁUSZYCA: OBROŃCY ZWIERZĄT I KOSZMARNA SPRAWA ZAGŁODZONYCH PSÓW
WAŁBRZYCH REGION: MALWINA W. NIE WYJAŚNIŁA KOSZMARNEJ ŚMIERCI PSÓW
Bronił zwierząt i łamał prawo, teraz broni siebie
Wałbrzych region: a teraz czekam na normalnego pana... (FOTO)
WAŁBRZYCH REGION: CZY PANI SOŁTYS OSZALAŁA? (FOTO)
WAŁBRZYCH: 10 000 ZŁ ZA WSKAZANIE SPRAWCY POWIESZENIA PSA
Lubiechów: Zabiła nowo narodzone kotki i wyrzuciła je do śmieci
WAŁBRZYCH: ZABIŁA NOWO NARODZONE KOTKI. JEST WYROK
KOT POSTRZELONY W MIEŚCIE W BIAŁY DZIEŃ
ZNĘCAŁ SIĘ NAD ZWIERZĘCIEM? ZNAMY KOLEJNE FAKTY
Opr. MS
Foto użyczone: Marta Iskierska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj