Wałbrzych: kapitan Albert Kościński o Turcji, trudnej misji i Orionie (FOTO)
Żeby odnaleźć
Jak wszyscy pamiętamy, 6 lutego doszło do silnego trzęsienia ziemi w Turcji i Syrii. Zaraz po tej informacji polscy strażacy z ciężkiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej Husar Poland ruszyli ze wsparciem. Tamtego dnia dwóch strażaków z wałbrzyskiej komendy: starszy kapitan Tomasz Kwiatkowski z psem Chillem oraz kapitan Albert Kościński z psem Orionem pojechali do Punktu Koncentracji Sił i Środków w Warszawie. W drogę do Turcji wraz z zespołem ratowników udał się jednak tylko drugi z nich. Kilka dni temu pisaliśmy o ich powrocie: Wałbrzych: nasi bohaterowie powrócili do domu (FOTO). Dziś mogliśmy poznać bliżej jego i jego kolegów ratowników. A także bardzo sympatyczne psy, na czele z Orionem, który ocalił ludzkie życie.
- Na taką akcję w każdej chwili mogą od nas pojechać 43 osoby, jakbyśmy mieli wtedy dyżur, pojechałaby cała czwórka ratowników z psami. Specjalistyczna Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza "Wałbrzych" działa, żeby pomagać innym. Na stanie jest obecnie 5 piesków, Zoja musiała odejść na emeryturę, ma tyle obrażeń, że już nie jest w stanie nieść pomocy ludziom - mówi komendant Państwowej Straży Pożarnej w Wałbrzychu Krzysztof Szyszka.
Przypominamy, że po wylądowaniu w Turcji w nocy 7 lutego polscy strażacy zostali skierowani do 70-tysięcznego miasta Besni - ze wstępnych informacji wynikało, że doszło tam do zawalenia się wielu budynków, w tym wielorodzinnych, gdzie wciąż mogą znajdować się żywi ludzie. Już po godz. 15.00 polskiego czasu wydobyli spod gruzów pierwszą żywą osobę. Tego dnia odnaleźli ich jeszcze siedem, kolejnego dwie. Akcja ratunkowa przebiegała w bardzo trudnych warunkach, utrudniał ją dodatkowo silny mroźny wiatr. Polska grupa ratownicza wspierała równocześnie lokalnych ratowników poprzez wykorzystanie specjalistycznego sprzętu oraz technik. Działania trwały do 14 lutego, odnaleziono jeszcze dwie żywe osoby. Jak mówi kapitan Albert Kościński, życie szybko zweryfikowało tam plany.
Orion wiedział
- Powinniśmy pracować w systemie 8 godzin pracy, 8 odpoczynku, ale szybko okazało się, że dwie grupy nie mogą odpoczywać. Wszystkie siły z polskiego modułu i 8 psów zostały wysłane na strefę do pracy. Od powrotu z Turcji słyszę pytanie, ile osób uratował Orion, ale to nie jest jak z myśliwcem, że można powiedzieć, ile samolotów udało się zestrzelić. Kwestia jest bardziej skomplikowana, psy pracują w "dwupsich" zespołach, drugi i czasem trzeci pies swoim węchem weryfikują znalezisko pierwszego psa. Ilość gruzu nie pozwalała im pracować w taki sposób, jak na ćwiczeniach. Po prostu patrzyliśmy, czy zaczynają się interesować jakimś kawałkiem gruzowiska. Muszę pochwalić mojego psa, bo w zdecydowanej większości miejsc, gdzie wykazywał zainteresowanie, zostały znalezione żywe osoby - mówi kapitan.
Jak wyglądał pierwszy dzień wałbrzyszanina i jego psa na miejscu wielkiej ludzkiej tragedii - i wielkiego zagrożenia?
- Jeśli mówimy o pierwszej osobie znalezionej przez grupę Husar Poland, pracowałem przy rozstawianiu obozowiska i miałem zmienić kolegów, kiedy dostaliśmy informację o pierwszej odnalezionej żywej osobie, to przyniosło dużo pozytywnych emocji, że wciąż udaje się odnaleźć żywych ludzi. Motywowało to ratowników do dalszej pracy, równie ważna była praca operatorów sprzętu ciężkiego, praca przy wydobyciu jednej osoby trwała po kilkanaście godzin, najdłużej spod gruzów wydobywaliśmy osobę przez 21 godzin i to nie było tak, że odsunie się trochę gruzu i wychodzi trzyosobowa rodzina. Zostaliśmy przyjęci w Besni z otwartymi rękoma, mieliśmy zapewnione busy do transportu, paliwo, dostawaliśmy ciepłą zupę - relacjonuje Albert Kościński.
Powoli wraca do siebie
Jak podkreśla ratownik, to był bardzo trudny sprawdzian dla wszystkich psów, pracowały w cieple i w zimnie, na dużym obszarze, a ponieważ było ich mało, były mocno eksploatowane. Odbiło się to na ich zdrowiu.
- Zdarzały się obtarcia i rozcięcia łap, psy nie zawsze mogły pracować w butach, bo pewniej czują się bez nich na niestabilnym gruzowisku. Obserwowaliśmy dużo zakwasów, bóle mięśni i po powrocie do kraju od razu była opieka weterynaryjna, pierwsze badanie Orion miał już w hotelu, obecnie przechodzi szereg badań u specjalistów, między innymi USG i wyniki krwi, dostaje suplementy. Widać, że nie jest tak radosny, jak przedtem, bolą go kości, mogą się pojawiać jakieś stany zapalne - mówi opiekun dzielnego psa.
Jednak Orion nie cierpi na nic poważnego, badania mają raczej charakter rutynowy, na początku spotkania był poważny, jak przystało na bohatera, ale kiedy dołączyła reszta czworonożnego zespołu, bawił się równie wesoło, jak one.
- Szkolenie szkoleniem, a misja misją. Okazało się, że ta ilość pomocy, której musimy udzielać na miejscu, jest bardzo duża. Czasami pracowaliśmy po dwie godziny, ale częściej po 10-12 godzin. Na początku Orion miał mnóstwo zapału, biegał, szukał, ale kiedy przepracowaliśmy całą pierwszą noc, rano był bardzo zmęczony i widać po nim było, że potrzebuje odpoczynku - mówi Albert Kościński.
A jak wygląda życie codzienne psiego bohatera?
- Orion ma 4,5 roku, jest ze mną od ósmego tygodnia życia, od dwóch lat ma uprawnienia ratunkowe. Na co dzień nie siedzimy w domu, nosi nas po świecie. Czasem cały dzień śpi, a czasem cały dzień chodzimy po górach. Spędzam z nim cały wolny czas, ale oczywiście jest też ze mną w pracy. Po służbie wsiada ze mną do samochodu i jedziemy w świat. Byliśmy już razem w mnóstwie miejsc, ale prywatnie nie latamy samolotem, bo nie chciałbym skazywać Oriona na luk bagażowy - mówi właściciel wyjątkowego golden retrievera.
Nie każdy może być Orionem
Do zespołu przewodników psów ratujących życie oprócz Alberta Kościńskiego należą także znani dobrze naszym Czytelnikom oficer prasowy PSP Tomasz Kwiatkowski z psem Chill rasy retriever toller, kapitan Robert Strojny, właściciel dwóch suk owczarka belgijskiego: Zoi i Karli, a także kapitan Daniel Malinowski z żywiołowym 10-miesięcznym Everestem, również rasy golden retriever.
- Nikt nie jest w stanie sam wyszkolić psa. Pies musi lubić ludzi i uważać, że są fajni, musimy często zmieniać pozorantów, żeby wiedział, że to nie Kasię czy Piotrka ma ratować, ale każdy obcy człowiek musi być dla niego super gościem, który mu da super prezent. Musimy często zmieniać miejsce, nie możemy pracować na jednym gruzowisku. Predyspozycje oceniamy już w 49 dniu życia psa - chęć podążania za człowiekiem, reagowanie na dźwięki, na różne dziwne przedmioty i sytuacje. Musimy wybrać takie, które dadzą sobie radę z różnymi obciążeniami - mówi Robert Strojny.
Z wałbrzyskimi strażakami ratownikami pracują nie tylko golden retrievery i mallinois, także sznaucery czy teriery i owczarki innych ras. Na koniec wszyscy dziennikarze dostali zadanie, by poczęstować każdego psa przysmakiem - żeby mogli zdać egzamin na fajnego człowieka.
O działaniach naszych strażaków ratowników z psami pisaliśmy:
Wałbrzych Dzień Strażaka 2021: Odznaczenia i awanse [ZDJĘCIA i LISTA]
Wałbrzych: strażacy ratownicy z OSP wreszcie mają nowe auto (FOTO)
STRAŻ WAŁBRZYCH: WIELKA AKCJA W RUINACH PORCELANY KSIĄŻ (FOTO)
WAŁBRZYCH: NA UL. UCZNIOWSKIEJ ZATRZĘSŁA SIĘ ZIEMIA [FOTO]
GRUPA POSZUKIWAWCZO-RATOWNICZA OSP WAŁBRZYCH W AKCJI (FOTO)
STRAŻACY Z POLSKI I CZECH W AKCJI [FOTO]
NOCNE POSZUKIWANIA W ZAMKU KSIĄŻ I PARKU KSIĄŻAŃSKIM [FOTO]
BĘDZIE NOWY STRAŻAK - ZOJA ZDAŁA EGZAMIN!
PSY PRZESZUKIWAŁY RUINY I GRUZY
EWAKUACJA I POSZUKIWANIA NA DZIKOWCU
AKCJA Z PSAMI TROPIĄCYMI
OSP Wałbrzych: RATUJĄ NAM ŻYCIE, A MY MOŻEMY POMÓC IM [FOTO]
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj