Wałbrzych i okolice: dramatyczne losy zabytków
Rejestr się zmienia, właściciele też
Wałbrzyska delegatura wojewódzkiego konserwatora zabytków obejmuje pięć powiatów. Jak mówi jej kierownik Maria Ptak, lista najcenniejszych obiektów, czyli rejestr, jest płynna i zmienia się choćby z tego powodu, że coś, co w latach 80-tych zabytkiem jeszcze nie było, dziś już nim jest. – Tak jest z architekturą modernistyczną, wtedy uważano ją, owszem, za zabytkową, ale nie kwalifikującą się do wpisania do rejestru, a dziś to się zmienia – podaje przykład konserwator.
Jak mówi Maria Ptak, choć ilość spraw kierowanych do delegatury rośnie szybko i w 2013 roku wynosiła 5000, a w 2016 już 10 000, to zarazem spada ilość wniosków kierowanych przez właścicieli obiektów – bo zabytek może trafić do rejestru dwiema drogami, dzięki właścicielowi i z urzędu, decyzją konserwatora. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy obiekt jest szczególnie cenny, albo jego istnienie jest zagrożone.
- Właściciele czasem się wtedy denerwują. Bywa, że się odwołują, bo zmienia się status, pojawiają się ograniczenia, nowe obowiązki. Jednak nie wszyscy wiedzą, że są z tym związane także nowe możliwości, takie jak szanse na dofinansowanie. Odwołało się na przykład PKP od naszej decyzji wpisania dworca Wałbrzych Szczawienko do rejestru zabytków, dlatego cała procedura trwała tak długo. Ocaliła ona jednak zabytkowy dworzec przed wyburzeniem – mówi Maria Ptak. – Jest znikoma tendencja u właścicieli, żeby uznawać wpis do rejestru jako wartość i atut, ale jest. Był taki przypadek w Bielawie, gdzie inwestor chce otworzyć w swoim obiekcie hotel i uważa, że taki wpis podnosi jego rangę i prestiż.
Spichlerz czeka na ratunek
W naszym mieście wiele jest niszczejących obiektów, z niektórymi właścicielami konserwator zmaga się od dawna, próbując wyegzekwować zabezpieczenie tych budynków przed zawaleniem. Dobry przykład znajduje się w Śródmieściu i zarazem niedaleko Galerii Victoria. To pierwszy wałbrzyski dworzec, Wałbrzych Towarowy, z 1853 roku. Dziś w stanie rozpaczliwym. – Ten obiekt objął wpis interwencyjny do rejestru zabytków 5 lat temu, po pożarze, który w nim wybuchł. Dla nas stanowi problem to, że nie możemy prowadzić tam czynności ze względu na postępowania komornicze, a obiekt popada w ruinę – mówi konserwator.
Zdarzają się przypadki, że właściciel zabytku domaga się wykreślenia obiektu z rejestru, bo na przykład chce go wyburzyć. Wtedy może skierować wniosek do ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego i musi to w przekonujący sposób umotywować. Nie dotyczy to raczej obiektów, co do wyburzenia których nie ma żadnych podstaw. – Na pewno na niekorzyść właściciela świadczyłaby sytuacja, w której obiekt został wpisany w określonym stanie, bardzo złym i ten stan się nie zmienił w następnych latach – zauważa Maria Ptak.
Zdarzają się też przypadki, że konserwator musi zgłosić zaniedbania na policję. Tak jest obecnie w jednej z wałbrzyskich dzielnic.
- Urzędy konserwatorskie mogą w ramach nadzorów zobowiązywać właścicieli, ale tylko do prac zabezpieczających. Nie możemy wydać nakazu rekonstrukcji. Tak jest w przypadku zabytkowego spichlerza przy ul. Lisiej w dzielnicy Lubiechów. Nakazaliśmy prace, które nie zostały wykonane, więc sprawa została skierowana na policję. W takim przypadku sąd może nałożyć karę. Ostatnio był taki głośny wypadek w delegaturze legnickiej, gdzie właścicielowi, który dopuścił do zniszczenia zabytku, wymierzono karę grzywny o wysokości 25 000 zł – mówi konserwator.
List gończy też się zdarza
Lubiechowski spichlerz zbożowy jest cennym zabytkiem tego rodzaju, dobrze zachowanym. Wybudowano go w XVIII wieku, była wysuwana hipoteza o jego średniowiecznym pochodzeniu lub utworzeniu go z resztek średniowiecznej wieży obronnej. Otacza go fosa. Od kilku lat jego dach jest poważnie uszkodzony, razem z fragmentem ściany, co zagraża reszcie budynku. – Obecnie ma on od 4 czy 5 lat kolejnego właściciela, który deklarował wykonanie prac, ale nie wystąpił do nas o wytyczne i pozwolenie. Dlatego wszczęliśmy procedury nakazowo-nadzorcze i wydaliśmy na razie zalecenia, nie nakazy, żeby dać mu szansę, skoro ma spichlerz od niedawna. Jednak w związku z niewykonaniem tych prac musieliśmy złożyć zawiadomienie na policji. Takie zaniedbania prawo uznaje za wykroczenie – stwierdza Maria Ptak. – Po kolejnej kontroli właściciel dostanie już nakaz nakładający obowiązek zabezpieczenia obiektu.
Taki nakaz otwiera drogę egzekucji. W wypadkach skrajnych zaniedbań przepis prawa dopuszcza odebranie zabytku. Lubiechowski spichlerz i tak jest w niezłym stanie w porównaniu z bliskim zawalenia się kościołem ewangelickim w Unisławiu Śląskim. Jego początki sięgają 1742 roku. – Ten zabytek też jest w rejestrze, ma go osoba prywatna, 3 lata temu przeprowadzono tam podstawowe prace zabezpieczające w obrębie wieży. Właściciel występuje do urzędu marszałkowskiego o dotacje, ale ich nie otrzymuje. Obiekt jest wystawiony na sprzedaż razem z nie wpisaną do rejestru plebanią oraz cmentarzem. Został przez nas umieszczony powtórnie w planie kontroli.
Jak mówi konserwator, z tym właścicielem jest kontakt, deklaruje współpracę, chce powołać fundację na rzecz ratowania zabytku. W nieodległym Sokołowsku Fundacja „In Situ” wytrwale ratuje przed zawaleniem się byłe sanatorium im. dr Brehmera, więc może i kościół będzie miał trochę szczęścia. A czas na to jest najwyższy. Inna jest sytuacja kolejnego ogromnego zabytkowego obiektu, dawnego szpitala kawalerów maltańskich w Mokrzeszowie, dobrze widocznego z drogi krajowej nr 35 między Wałbrzychem a Świdnicą. Tu dwa lata temu za właścicielem z powodu skrajnego zaniedbania zabytku prokuratura wydała list gończy. Potem ustanowił on swojego pełnomocnika i delegaturze udało się skutecznie przeprowadzić nadzór konserwatorski. – Wydaliśmy nakaz zabezpieczenia zabytku w terminie do połowy tego roku, a potem będziemy kontrolować powtórnie – zapowiada Maria Ptak.
Człowiek z maczetą
W Wałbrzychu również było prowadzone śledztwo w sprawie zaniedbania zabytku, zostało jednak przez prokuraturę umorzone z powodu braku przesłanek, żeby uznać za celowe zaniedbanie obiektu. A o pewnym zaniedbaniu jednak mówić trzeba, skoro w zabudowaniach dawnej fabryki porcelany Wałbrzych – bo o niej mowa - przy ul Żeromskiego i Starachowickiej w maju ubiegłego roku wybuchł pożar, który zniszczył jeden z budynków. W rejestrze zabytków znajduje się tam tylko jeden obiekt, pozostałe są w wykazie i konserwator bierze pod uwagę wpisanie kolejnych z nich do rejestru, zanim nie będzie już czego ratować.
Nakaz konserwatorski został też wydany między innymi w przypadku zagrożonego ruiną małego dworca kolejowego stacji Jedlina Górna, jeden przystanek za Wałbrzychem Głównym w kierunku na Kłodzko. Bo oprócz właścicieli prywatnych kłopotliwe bywają też instytucje. Obok PKP na przykład Agencja Nieruchomości Rolnych, która zabytki pod swoim nadzorem remontuje po nakazach i monitach konserwatorskich, często wielokrotnych.
Jak widać, praca konserwatora do najmniej stresujących nie należy i potwierdza to kierownik wałbrzyskiej delegatury. – Miałam przypadek, że w jednej z dzielnic Wałbrzycha, dokąd pojechałam na kontrolę, wyszedł mi naprzeciw człowiek z maczetą. Od tej pory na kontrole jeździmy we dwie.
Jak mówi Maria Ptak, przesada w drugą stronę też jednak nie jest dobra. Kłopotliwe bywają również... stowarzyszenia zajmujące się ochroną zabytków, bo w dobrej wierze przydają one pracy cierpiącemu na niedostatki kadrowe urzędowi konserwatora i spowalniają tempo jego działań. Tak było kilka lat temu, kiedy stowarzyszenie z Opola zgłosiło do rejestru kilkanaście budynków mieszkalnych z wałbrzyskiego Śródmieścia. Po analizie zgłoszenia delegatura uznała, że poza dwoma nie posiadają one wartości, które uzasadniałyby umieszczenie ich w rejestrze zabytków. Te dwa to była pastorówka kościoła luterańskiego przy ul. Mlynarskiej 25 i budynek utrzymany w stylu uproszczonego neoklasycyzmu szkoły berlińskiej przy ul. Pankiewicza 5.
A jakie inne wałbrzyskie obiekty, zdaniem Czytelników, są zagrożonymi zabytkami?
Czytaj też:
SĄ ŚRODKI NA DALSZE RATOWANIE GRUNWALDU
ZAMEK GRODNO I NIEDŹWIEDZICKIE FRESKI Z DOFINANSOWANIEM
KTÓRE ZABYTKI DOSTANĄ DOTACJE KONSERWATORA?
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj