| Źródło: Państwowa Straż Pożarna w Wałbrzychu
Straż Wałbrzych: Kronika dziwnych przypadków świątecznych
Poza nieodłącznymi w sezonie zimowym pożarami sadzy w kominach, kilkoma kolizjami samochodów osobowych, pożarami śmietników i wykonywanymi pomiarami na obecność tlenku węgla, wałbrzyscy strażacy zajmowali się też kilkoma nietypowymi działaniami.
Ozdoba się pali
W Boże Narodzenie tuż przed godz. 20 strażaków na wałbrzyski Rynek wezwała Straż Miejska. - Strażnicy wskazali ozdobę świąteczną, z której wydobywały się iskry - relacjonuje Robert Strojny z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Wałbrzychu. Ozdoba świeciła w tak nietypowy sposób przez zwarcie instalacji obwodu oświetleniowego. Wyłączono więc jej zasilanie odłączając wtyczkę.
Spalili nie tylko frytki
W jednym z walimskich zajazdów 26 grudnia przed godz. 17 doszło do pożaru frytkownicy. Na miejsce zadysponowano trzy zastępy z PSP i jeden z OSP. Na szczęście pożar się nie rozprzestrzeniał. - Wezwano straż do płonącej frytkownicy, jednak sytuacja była opanowana. Dwie osoby ugasiły urządzenie przy pomocy mokrych ścierek i gaśnicy proszkowej - zaznacza Strojny. Poszkodowani byli zdenerwowani wskutek zdarzenia, po udzieleniu im pierwszej pomocy odmówili przyjęcia dalszej pomocy medycznej.
Natomiast 27 grudnia o godz. 16.30 strażacy gasili poddasze domu jednorodzinnego na ul. Okrężnej w Szczawnie-Zdroju. Pożar zaczął się od komina i rozprzestrzenił na poddasze. Na miejsce wysłano 4 zastępy strażackie. 5 osób obecnych w tym dniu w domu samodzielnie opuściły go i nie wymagały pomocy medycznej. Spłonęło ok. 5 metrów kwadratowych górnej części poddasza.
Wycieczka po jeziorze z przygodami
Trochę przedłużoną wycieczkę mieli turyści, którzy 27 grudnia po godz. 15.30 pływali statkiem wycieczkowym po Jeziorze Bystrzyckim. - Na środku Jeziora Bystrzyckiego awarii uległ statek wycieczkowy "Książ" z 20 osobami na pokładzie. Statek nie nabierał wody, awarii uległa instalacja napędowa - wyjaśnia ratownik. Strażacy dopłynęli łódką do unieruchomionego statku. Wszyscy na pokładzie, tak załoga, jak i turyści, czuli się dobrze i nie wymagali pilnej pomocy, załoga gości zaopatrzyła w koce i gorącą herbatę. - Podjęto zatem decyzję o holowaniu statku do pomostu, od którego dzieliła go odległość ok. 1 km. Po odholowaniu statku ewakuowano pasażerów na brzeg - zaznacza Strojny. Nikt z ewakuowanych nie wymagał ani pierwszej pomocy, ani tym bardziej interwencji pogotowia.
Na miejscu obecny był m.in. wałbrzyskie WOPR. Działania trwały 2 godziny i 18 minut, brały w nich udział 3 zastępy strażackie, w tym, samochód z przyczepą i łódką.
Podzamcze - palił się niczyj garnek
W niedzielę 29 grudnia o godz. 12.36 strażaków wezwali mieszkańcy wysokościowca na ul. Kasztelańskiej, gdzie miało dojść do pożaru. Na miejsce wysłano cztery zastępy strażackie. Tym razem jednak zamiast gasić pożar, strażacy ustalali pieczołowicie, gdzie się paliło... nikt z lokatorów nie chciał się przyznać do tego, że to on spalił garnek. - Lokatorzy wyjaśnili strażakom, że zapach spalenizny najbardziej wyczuwalny jest na 2 i na 3 kondygnacji. Sami sprawdzili wszystkie mieszkania do 4 piętra i nie mogli ustalić, gdzie się paliło. Nie otwierano w jednym z mieszkań na 3 piętrze, a wewnątrz paliło się światło - opowiada ratownik. Obawiano się o życie i zdrowie mieszkańca zamkniętego lokalu, okazało się jednak, że bezzasadnie. - Gdy strażacy weszli przy użyciu drabiny na balkon zamkniętego mieszkania, jego lokator sam otworzył drzwi wejściowe. Nie stwierdzono w tym mieszkaniu zagrożenia - wyjaśnia pan Robert. Mamy więc pierwszy zwrot akcji, wciąż jednak nie wiadomo, w którym mieszkaniu spłonął niedzielny posiłek.
Następnym "podejrzanym" okazała się właścicielka mieszkania na drugim piętrze, tam czuć było spaleniznę w największym stopniu. - Lokatorzy potwierdzili, że tu było największe zadymienie, jak weszli tam sami do środka próbując zlokalizować jego przyczynę. W mieszkaniu znajdowała się kobieta, która przyznała, że używała kuchenki, ale niczego nie przypaliła - dodaje. Kolejny zwrot akcji nastąpił, jak ratownicy znaleźli przed budynkiem wyrzucony przez okno przypalony garnek. Niestety nikt nie potrafił zgadnąć, z którego piętra spadł. Po ponad godzinnym "śledztwie" strażacy poddali się i wrócili do bazy.
TIR płonął i wybuchał
Dziś, 30 grudnia o godz. 1.44 strażacy z Wałbrzycha i Kamiennej Góry gasili TIR-a, który spłonął na drodze powiatowej pomiędzy Jaczkowem a Kamienną Górą. Jak zastępy przyjechały na miejsce, cały DAF łącznie z przyczepą wypełnioną ładunkiem objęty był pożarem.
Strażacy otrzymali zgłoszenia z trzech niezależnych źródeł - od mieszkańców okolicznych miejscowości widzących łunę pożaru i słyszących wybuchy, a także od kierowcy, który podczas pospiesznej ewakuacji z płonącego pojazdu zgubił telefon i mógł zadzwonić po służby dopiero z najbliższej stacji paliw, do której przyszedł pieszo.
- Samochód przewoził maszyny do zwijania folii, papierowe rolki, odzież i zbiorniki wypełnione środkiem chemicznym. By go ugasić podano dwa prądy wody - wyjaśnia strażak z KM PSP w Wałbrzychu. Do uprzątnięcia pojazdu i śladów pożaru na drodze występowały utrudnienia. W akcji brało udział 6 zastępów strażackich: 3 jednostki z PSP w Kamiennej Górze, 1 z PSP w Wałbrzychu oraz dwa zastępy z OSP, w tym OSP Czarny Bór.
fot. OSP KSRG Czarny Bór
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj