Piotr Stelmach: Nie uśmierciłem Ciechowskiego w książce
Piotr Stelmach, dziennikarz muzyczny i prezenter ma rozpoznawalny głos radiowy, ale gości poza stolicą nie tylko na antenie, bo zdarza mu się prowadzić ciekawe imprezy muzyczne, dlatego w Wałbrzychu bywa regularnie od czterech lat na festiwalach rockowych. W wałbrzyskiej bibliotece - Galerii pod Atlantami - w roli pisarza był pierwszy raz. Spotkanie z nim poprowadziła dziennikarka Kinga Nyga-Chwalińska. Z fanami muzyki Ciechowskiego gość szybko znalazł wspólny język.
Potok wspomnień popłynął
Od kilku lat wydawnictwa prosiły pana Piotra by pokusił się o napisanie książki o Republice, w końcu zgodził się, ale na wydawnictwo złożone ze wspomnień o Grzegorzu Ciechowskim. Odbył więc 150 spotkań, nagrał 200 godzin materiału i napisał ponad tysiąc stron... Tak powstała "Lżejszy od fotografii. O Grzegorzu Ciechowskim" książka nietypowa nawet jak na debiut. - Książka zaczyna się od grudnia 2001 roku, a kończy wspomnieniem z 29 sierpnia 1957 roku, kiedy do Tczewa przyjechał cyrk, a mama Grzegorza urodziła go - mówi Piotr Stelmach, jego zamysł odwrócenia kolejności był zabiegiem przemyślanym, a sam proces przetwarzania w książkę setek godzin nagrań nazywa "katorgą". Wszyscy rozmówcy cytowani w "Lżejszy od fotografii..." zgodzili się na rozmowę, zawarte w niej teksty zostały autoryzowane.
- Grzegorza nie znałem osobiście, odbyliśmy jedną rozmowę telefoniczną i raz spotkaliśmy się. Uścisnął mi dłoń, powiedział "cześć" i poszedł - opowiada gość Atlantów. Jednak poczuł się uprawniony, by pokazać wielogłos na temat nietuzinkowego twórcy, dając głos osobom, które go znały dobrze, sam pozostał w cieniu. Trudny okazał się nie tylko wybór materiału użytego w książce i też ostateczne jej skrócenie z ponad tysiąca powstałych stron rękopisu. Wyzwaniem okazał się też tytuł. - Przez trzy lata spieraliśmy się o tytuł, pierwotny i zaaprobowany brzmiał "Fotografie, z których będziesz mnie teraz wycinać" i nawiązywał do tekstu piosenki "Odchodząc" - wyjaśnia autor, ostatecznie jednak po wielu konsultacjach zdecydowano się na tytuł ostateczny, równie niekomercyjny jak jego pierwowzór.
Mimo miłości do twórczości Obywatela G.C. jego obraz w książce Stelmacha nie jest jednowymiarowy i czołobitny. - Ta książka nie jest pomnikiem Grzegorza, chciałem pokazać w niej człowieka wielkich wzlotów i upadków, który wiedział jak zaczynać wszystko od nowa. Byłem jego fanem odkąd jako nastolatek usłyszałem "Kombinat" i "Białą flagę". Grzegorz był idolem w dawnym tego słowa znaczeniu, był jak słup graniczny. Był mocarzem określającym ramy, ale był też kruchy, tęsknił i płakał - opowiada Stelmach.
Spotkania z osobami bliskimi Ciechowskiemu było dla początkującego pisarza wielkim, często wzruszającym przeżyciem, jak np. spotkanie z mamą Grzegorza. Co istotne, książka nie odziera nieżyjącego twórcy z prywatności, wbrew trendom "różowego dziennikarstwa" pozostawia te niuanse niedopowiedziane.
Grzegorz wiecznie żywy
Praca nad książką sporo nauczyła twórcę o nim samym, a sama biografia frontmana Republiki jest poradnikiem - jak zaczynać od nowa. - Dowiedziałem się jak facet w kwiecie wieku może zrobić błąd, przewrócić się na prostej drodze, a następnie popełnić kolejne błędy, a potem się po nich podnosić. Historia Grzegorza ma też swoje ciemne strony, ale pokazuje też, że może być po tym nowy początek - wyjaśnia dziennikarz muzyczny.
Republikę i twórczość Obywatela G.C. Stelmach uważa za fenomen, grupa potrafiła zawładnąć słuchaczami, nawet w konfrontacji z wrogą publicznością - jak w 1985 roku na festiwalu w Jarocinie. Ich twórczość była kochana lub nienawidzona, nigdy nie można było być wobec niej obojętnym. Jak to określił gość wieczora: - Była jak rodzaj spaceru z krokodylem na smyczy po osiedlu. Nie sposób na to nie zwrócić uwagi. Zmuszali słuchaczy do myślenia, dzięki nim nie lubię oczywistości - wspomina. Teksty piosenek autorstwa Ciechowskiego twórca książki o nim uważa za wyjątkowe, a "Tobie wybaczam" za piosenkę ponadczasową, tekst wszech czasów. "Mamona", "Strażnik snu", czy wspominane wcześniej "Kombinat" i "Biała flaga" oparły się próbie czasu i zachowały aktualność.
Książka o Ciechowskim jest też swoistym przepracowaniem przez autora kwestii odejścia jego młodzieńczego idola. - Nigdy nie powiedziałem na antenie, że Grzegorz nie żyje, nie uśmierciłem go również w książce. Wiele osób wypowiadających się w mojej książce jak Jacek Bryndal podobnie jak ja przyjęła jego śmierć - tak jakbyśmy myśleli, że to tylko jakaś kreacja artystyczna i Ciechowski wróci w końcu nagle z nową płytą. Jeżeli tak... to czekamy...
Elżbieta Węgrzyn
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj