| Źródło: Zdjęcia: Krzysztof Żarkowski, archiwum Krzysztofa Żarkowskiego
Okiem fotografa przyrody: opowiada Krzysztof Żarkowski (FOTO)
Miał być ptakiem?
Krzysztof Żarkowski pierwsze lata życia spędził w dzielnicy Podgórze, gdzie nie brakuje miejsc, w których można się zachwycać dziką naturą. Swoją pasję odkrył jednak podczas wakacji u rodziny na wsi, zajmując się domowymi zwierzętami i ptactwem. Pamięta, jak pierwszy raz zobaczył na Mazurach bociany, których nigdy wcześniej nie widział, bo ich nie było w Wałbrzychu. - Ptak z innej bajki, pięknie latający, potężny. Pomyślałem, że fajnie byłoby polatać tak, jak on – wspomina. - Linie anatomii idealne. Stworzyłem teorię, że ptaki są dowodem na istnienie wolności. Choć oczywiście później zdałem sobie sprawę, że większość ich działań determinuje instynkt.
O przyszłości małego Krzysia zadecydował być może pewien błahy epizod – jego tato pożyczył kiedyś znajomemu pieniądze, a ten oddał potem dług w postaci aparatu fotograficznego marki Zorki 2C. Tato nie interesował się tą dziedziną sztuki i aparat wylądował na dnie szafy, gdzie później znalazł go drugoklasista. Było to już po przeprowadzce na Piaskową Górę, w szkole podstawowej nr 15 działało kółko fotograficzne i do niego młody adept fotografii miał już należeć do końca szkoły podstawowej.
Do Bolkowa i z powrotem
- Fotografowałem, co się dało, nawet śnieżycę. Tego aparatu nie sprzedałem nigdy i powiedziałem synowi, żeby mi go do grobu włożył. Opanowałem technikę fotografii czarno-białej i w liceum kupiłem sobie Zenit z zestawem foto-snajper. Zrobiłem ciemnię w łazience, co trochę utrudniało życie rodzinie. Ciągle bardzo interesowały mnie ptaki, więc postanowiłem połączyć te dwie pasje i z aparatem wyruszałem pieszo w teren. Na przykład do Dobromierza i z powrotem. Moim rekordem było dojście pod Bolków i powrót tego samego zimowego dnia – opowiada Krzysztof Żarkowski.
Realizując swoje marzenia początkujący przyrodnik po maturze zaczął naukę w policealnym studium leśnym w okolicach Poznania, gdzie prowadził już koło amatorów czarno-białej fotografii. Po wojsku (gdzie też fotografował i uczył fotografii) trafił do Biura Geodezji Leśnej i Urządzania Lasu w Brzegu, gdzie miał już pozostać na zawsze. Jednak odkrył, że podliczanie metrów kubicznych nie jest tym, co chciałby robić. - Nijak się to miało do moich wyobrażeń o lesie i środowisku. Wyszedłem z tego, trzeba było zwracać stypendium – wspomina fotograf.
Jednak Wałbrzych
Krzysztof Żarkowski wrócił do rodzinnego miasta, gdzie został fotografem, a z czasem także fotoreporterem w lokalnych mediach. Cały czas utrwalał na kliszy przyrodę i robił slajdy, bo to było najtańsze rozwiązanie w epoce przed fotografią cyfrową. Wciąż ma ich tysiące. - Sfotografowałem wszystko, co się dało w Wałbrzychu i okolicach, poznałem wszystkie kompleksy leśne i zakamarki od Dobromierza po Bartnicę i po 2000 roku zacząłem się wypuszczać dalej. Moim ulubionym miejscem stało się Jezioro Mietkowskie, najważniejsze zawsze były oczywiście ptaki, ale i zwierzęta, i środowisko leśne. Moje motto życiowe to "z ptakami przez życie" – mówi Krzysztof Żarkowski.
Zgodnie z tym hasłem od lat 70-tych współpracuje stale z Zakładem Ekologii Ptaków (później Zakładem Behawiorystyki Zwierząt) Uniwersytetu Wrocławskiego, a jego obserwacje trafiły do monografii "Ptaki Śląska" i do innych publikacji naukowych, w których pojawiał się jako...
...amator-pasjonat
- Dzięki mojemu hobby poznałem bardzo ciekawych ludzi w kraju i za granicą. Nie skończyło się na tym, że już opracowałem technikę i to mi wystarcza. Obserwowałem moich kolegów, którzy poszli studiować biologię na UWr, żeby móc poznawać ornitologię – najczęściej potem zostawali nauczycielami i tracili swoją pasję. Ja pozostałem jej wierny. Sam się nauczyłem rozpoznawania ptaków i fotografowania, zaraziłem pasją fotograficzną swojego syna – mówi Krzysztof Żarkowski.
Rok 2018 rozpoczął się dla przyrodnika wizytą u ptaków, których bliższe poznanie było jego marzeniem. I rzeczywiście, poznał blisko, a nawet bardzo blisko dorodnego głuszca z Borów Dolnośląskich. Ptaki te niedawno były reintrodukowane w te regiony, ale utrzymanie ich przy życiu jest bardzo trudne, bo nie boją się niczego i w okresie godowym atakują każdy poruszający się obiekt – nieistotne, czy to samiec-rywal, lis, dzik, rowerzysta czy narciarz.
Teraz fotograf marzy o wyjeździe do Niemiec na spotkanie dropi, największych ptaków, jakie kiedykolwiek żyły w naszym kraju, niestety próba ich reintrodukcji w Wielkopolsce kilka dekad temu zakończyła się dramatem – pracownik instytutu naukowego, gdzie je hodowano i wypuszczano w teren, z zemsty czy z innego powodu pozbawił ptaki życia. To symbol tego, jak na życie tych skrzydlatych istot wpływa gatunek homo sapiens. Ostatni polski głuszec żyjący dziko zakończył życie w 2002 roku, teraz przywożone są do nas ptaki ze Szwecji, z Białorusi, hodowane są też w wolierach, co potem skutkuje dziwnymi zachowaniami. - Jak to zrobić, żeby młode zapamiętały, że lis czy borsuk jest groźny i trzeba uciekać? - pyta retorycznie Krzysztof Żarkowski.
Teraz?
Teraz fotograf zamierza się dzielić tym, czego nauczył się i co stworzył przez lata. Już zaczął, prowadząc warsztaty w szkołach i dla seniorów, a myśli o tym, by chętnych zabierać w teren i uczyć podstaw fotografii ptaków i dzikich zwierząt, od strony teoretycznej i praktycznej. Ma już na koncie kilka albumów fotograficznych, pierwszy pojawił się jeszcze w latach 90-tych, potem były kolejne, wydane przez starostwo powiatowe w Wałbrzychu. - Chciałbym kiedyś zrobić album, który będzie realizacją moich pasji, poszukuję takiej możliwości – podsumowuje przyrodnik.
Krzysztof Żarkowski ma też w planie szerzenie wiedzy o ptakach i ułatwianie im życia w naszym mieście. Po zwieńczonych sukcesem czteroletnich zabiegach o budę lęgową dla sokoła wędrownego na kominie wałbrzyskiego PEC-u i uczestnictwie w akcji budowania karmników w szkołach chciałby doprowadzić do powstania w Wałbrzychu bezpiecznych miejsc dla ginącej populacji jerzyków, bez których trudno wyobrazić sobie nasze lato (i te fajne zbiorowe świsty o zmierzchu – i komarów mniej).
- Termomodernizacja budynków, zatykanie otworów powoduje, że jerzyki nie mają gdzie się gnieździć. Można porobić dla nich specjalne miejsca lęgowe, takie jak warszawska "Wieża dla jerza". Przez to zatykanie otworów wlotowych życie tracą także sowy płomykówki i inne gatunki. Dla pustułek też możemy powiesić w mieście kilkadziesiąt budek lęgowych. Bierzmy przykład z Czechów, Węgrów czy Słowaków, którzy są 20 lat przed nami, jeśli chodzi o ochronę ptaków w miastach – konkluduje Krzysztof Żarkowski.
A my będziemy cyklicznie prezentować opowieści fotografa i przyrodnika o dzikich mieszkańcach naszych lasów i gór - ale także naszego miasta, bo wbrew pozorom często goszczą też i tutaj.
Czytaj też:
CIETRZEW ZADOMOWI SIĘ W NASZYCH LASACH?
CZESKA SOKOLICA CHCIAŁA ZAMIESZKAĆ NA KOMINIE PEC-U
PODZAMCZE MA PUSTUŁKI - DZICY LOKATORZY OBSERWOWANI
WAŁBRZYCH NA PTAK - ZADBALI O SKRZYDLATYCH MIESZKAŃCÓW
NAJWIĘKSI SKRZYDLACI MIESZKAŃCY NASZEGO REGIONU (FOTO)
PIASKOWA GÓRA: MAMY CZTERY PISKLAKI (FOTO)
GNIAZDO NA KOMINIE PEC-U MA JUŻ LOKATORÓW [FOTO]
SOKOŁY WĘDROWNE NA KOMINIE PEC: BĘDZIE JE MOŻNA PODGLĄDAĆ
PODZAMCZE: NIE TYLKO WAŁBRZYSZANIE SPĘDZAJĄ TU NOC
BĘDĄ PRZYLATYWAĆ, JEŚLI JE UGOŚCIMY
Akcje i wydarzenia z udziałem KRZYSZTOFA ŻARKOWSKIEGO
Magdalena Sakowska
Foto: Krzysztof Żarkowski: rodzina błotniaków, czeczotki, mornele, wąsatki, żołny, zimorodek, krogulec, pluszcz i oczywiście głuszec
Archiwum Krzysztofa Żarkowskiego (zdjęcia podczas fotografowania płatkonoga płaskodziobego i szlachara na Jeziorze Mietkowskim)
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj