Zywert: Co cię nie zabije, to cię wzmocni (WYWIAD)
Wraz z Kormoranem Sieraków zdobyłeś w 2010 roku mistrzostwo Polski U-14. Jak do tego doszło, że szkolny klub z małego miasta nie miał sobie w kraju równych?
Widzę, że zaczynamy od wczesnych lat! (śmiech). Kluczem było to, że naszą przygodę z basketem zaczynaliśmy bardzo wcześnie, bo w wieku 5 lat. Przez dłuższy czas pracowaliśmy w tej samej grupie ludzi. Dobrze się znaliśmy, byliśmy zgrani, a nasz trening polegał na szlifowaniu techniki, a nie na założeniach taktycznych. Trener Jarosław Czekała bardzo szybko nas zorganizował w drużynę. Oczywiście na początku to była tylko zabawa. Wraz z bratem bliźniakiem rozpoczęliśmy od treningów ze starszym rocznikiem, gdzie grali Damian Szymczak czy Jakub Fiszer. Obaj jeszcze w poprzednim sezonie występowali w 1 lidze.
Grałeś ze Stelmetem Zielona Góra w Eurocup, w sezonie 2015-16 zagrałeś jedno spotkanie w Eurolidze – i to w dodatku przeciwko FC Barcelonie. Jak wspominasz tamten czas?
Ta europejska przygoda była dla mnie czymś zupełnie nowym. Chłonąłem doświadczenia jak gąbka. Było to spełnieniem moich marzeń, choć – powiedzmy sobie szczerze – odgrywałem w tamtej drużynie marginalną rolę. Bardziej trenowałem niż grałem, łapałem jakieś epizody w końcówkach spotkań. Z drugiej strony, rywalizacja na treningach z koszykarzami europejskiego formatu na pewno dużo mi dała. Co do miast, żadne nie zapadło mi jakoś szczególnie w pamięć. Każde miało coś w sobie, graliśmy na południu Europy, w Atenach, ale także w Krasnodarze, znajdującym się w głębi Rosji. Na zwiedzanie jednak nie było czasu, skupialiśmy się na przygotowaniach do meczów. Oczywiście coś tam dało się zobaczyć, czy to z okna samolotu, czy zza szyby autokaru, w drodze na halę.
Niedawno poważna kontuzja kolana wyłączyła z gry w tym sezonie Karola Kamińskiego. W przeszłości przechodziłeś podobny uraz. Jak wyglądał twój proces wracania do zdrowia? Jakie myśli cię wtedy nachodziły?
Życzę Karolowi, by szybko wrócił do zdrowia. W wieku 17 lat sam zerwałem więzadła krzyżowe w kolanie. To był dla mnie duży szok, bo człowiek w tym wieku nie myśli o kontuzjach, zdaje mu się, że jest niezwyciężony. Tym bardziej, że wcześniej w ogóle nie miałem kłopotów zdrowotnych. Długo myślałem, że nic złego mi się nie stało. Diagnoza lekarza była dla mnie jak cios w tył głowy. Później jednak wiedziałem, że muszę się otrząsnąć i powrócić do zdrowia. Proces rehabilitacji jest dużo ważniejszy od samej operacji. To trudny czas, wymagający dużego samozaparcia. Jest trochę bólu, trzeba mocno pracować, by kolano wróciło do pełnych obciążeń. Po roku przerwy wróciłem do gry, ale kilka miesięcy później miałem problemy z chrząstką w kolanie. Ta sama noga. Ciało nie wytrzymało, znowu czekała mnie dłuższa przerwa. Było trochę negatywnych myśli, ale duże wsparcie znalazłem w rodzinie, zwłaszcza w rodzicach, którzy bardzo mi pomagali, również w kwestiach finansowych. Minęło kilka lat, cóż mogę powiedzieć: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni”. Cieszę się, że mogę dalej grać w koszykówkę.
Masz takie poczucie, że gdybyś dołożył stabilniejszy rzut za trzy, grałbyś teraz w ekstraklasie?
Nie wiem, czy grałbym w ekstraklasie, ale na pewno jest to główny element nad którym muszę pracować i pracuję. W dużej mierze brakuje mi przy tych rzutach chłodnej głowy i pewności siebie. Za dużo chyba na tym boisku myślę, zamiast kierować piłkę do kosza (śmiech). Nie ukrywam jednak, że szukam także innych sposobów na zdobywanie punktów, zacząłem grać więcej tyłem do obręczy. Trener mi doradza, bym szukał swojego miejsca na parkiecie w ataku, a nie tylko koncentrował się na kreowaniu kolegów. W ostatnich meczach rzeczywiście to wygląda lepiej.
Co cię przekonało w 2019 roku do przenosin do Górnika?
Od początku przenosin do 1 ligi powiedziałem swojemu agentowi, że interesuje mnie gra o wysokie cele. Nie chciałem walczyć o utrzymanie, „bujać się” od meczu do meczu w drużynie ze środka tabeli. Trener Grudniewski zadzwonił do mnie, nakreślił plan jak zamierza budować drużynę w Wałbrzychu. Szczerze mówiąc, długo się nie zastanawiałem. Trener zdradził niektóre nazwiska, które udało się w Górniku podpisać, wspominał również o graczach z którymi był już po słowie. Znam się w środowisku z innymi zawodnikami, kontaktowałem się z nimi, czy rzeczywiście coś jest na rzeczy.
Dokończ proszę zdanie: Największą siłą biało-niebieskich jest…
zespołowość i drużyna.
Dwa razy z rzędu, po zwycięstwach w derbach ze Śląskiem i potem w Pruszkowie, kibice wybrali cię MVP meczu. Jak to odbierasz?
To na pewno miłe, gdy kibice doceniają moją grę. Staram się robić na boisku to, czego oczekuje ode mnie trener i koledzy. Staram się by zespół jak najlepiej funkcjonował, żebyśmy wyglądali na parkiecie jak drużyna. Cieszę się, że kibice to dostrzegli.
Kiedyś jeden z moich znajomych spotkał cię pod supermarketem, gdy robiłeś z dziewczyną zakupy. Podobno ona wspominała, że bardzo jej się w naszym regionie podoba. To prawda? Jak wam się u nas mieszka?
Gdy mamy trochę wolnego czasu, to często jeździmy po okolicy, szukamy fajnych miejsc do spacerów. Uważam, że tereny wokół miasta są przepiękne, choć powiem szczerze, że nierzadko po meczach jestem tak zmęczony, że nie mam szczególnie ochoty chodzić po górach (śmiech). Dziewczyna często mnie jednak wyciąga z domu. Może to dobrze, aktywny wypoczynek jest lepszy niż siedzenie na kanapie. Rzecz jasna ogromne wrażenie robi zamek Książ i jego okolice. Co do lokali, to akurat w czasie pandemii niestety jest z tym ciężko. Lubimy jednak pochodzić po Szczawnie-Zdroju, zjeść coś tam na miejscu.
Co jeszcze lubi robić Kamil Zywert w wolnym czasie?
Staram się jak najwięcej jeździć, zwiedzać. Gram też na konsoli, szczególnie w serię NBA 2K, ale także w Call of Duty. Długo by wymieniać. Lubię w wolnych chwilach włączyć jakiś serial. Wcześniej oglądałem „Grę o tron”, „Skazanego na Śmierć”, teraz zacząłem „The Crown”, który jest całkiem ciekawy. Większość tych znanych i cenionych w ostatnich latach seriali chyba widziałem, to dla mnie fajna forma relaksu przed snem.
Czytaj także:
MALESA: MOJE SKOJARZENIA Z GÓRNIKIEM? WALECZNOŚĆ, SERCE I... (WYWIAD)
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj