RSR: To on rozpędził rowerowe tryby w Wałbrzychu (część 1)
Wałbrzych dla Was: Otwarcie sezonu rowerowego odbylo się przy pięknej, słonecznej pogodzie, chociaż jeszcze dwa dni wcześniej leżał śnieg. Wymodliliscie pogode?
Tomasz Czeleń: (Śmiech) Udało się – może po prostu niebiosa uchyliły się przed radością wałbrzyszan i ich pozytywną energią! Ale muszę przyznać, że w tym roku jak nigdy do tej pory patrzyłem z niepokojem w niebo. Tego typu wydarzenia potrzebują pięknej pogody. Bez niej nie ma tego, co najważniejsze dla organizatora - frekwencji i udanej imprezy plenerowej.
Uroczyste otwarcie sezonu rowerowego to twoja inicjatywa. Kiedy i w jakich okolicznościach powstała?
Pomysł zrodził się tak naprawdę dużo wcześniej niż pierwsza edycja. Od lat jeżdżę po całym kraju, pracując przy przeróżnych dużych i małych eventach. Stąd się wywodzę, pierwsze organizacyjne kroki stawiałem właśnie w Wałbrzychu i pobliskim Boguszowie-Gorcach. Mam ogromny sentyment i to zawsze będzie moje miejsce na ziemi. Zawsze chciałem robić coś dla ludzi z tego regionu i wiele razy tak właśnie było. Jedną z moich pasji od samego dzieciństwa jest rower. Podczas jednej z takich dużych rowerowych parad w innej części kraju pomyślałem – czemu by nie spróbować w Wałbrzychu? Pięć lat temu podczas pikniku organizacji pozarządowych, który odbywał się na Piaskowej Górze spotkałem Mateusza Kaszubskiego ze Stowarzyszenia Rowerowy Wałbrzych. Przedstawiłem Mateuszowi pomysł i zabraliśmy się do pracy! Bez profesjonalnego wsparcia Mateusza na pewno za taką imprezę w Wałbrzychu bym się sam nie zabrał.
Wszystko potoczyło się lawinowo – pukaliśmy do wielu drzwi, lokalnych mediów, zarażaliśmy potencjalnych partnerów tym, że to się może udać, utworzyliśmy profil i wydarzenie na Facebooku, ktoś zgłosił chęć zaprojektiwania nam plakatu, ktoś że nakręci film, jeszcze ktoś, że załatwi promocję w autobusach miejskich. Wsparł nas Urząd Miasta, a lokalni przedsiębiorcy oferowali nagrody za wzmiankę o nich i logo na plakacie, a na Facebooku i ulicach coraz więcej dało się słyszeć i czytać, coś w stylu „ale fajnie, ja jadę”. Okazało się że można całkiem sporo. Cóż nam pozostało jak nie spiąć to wszystko razem i dać ludziom jak najwięcej się da, zarazić ich pozytywną energią i rowerową mocą wspólnego przejazdu przez miasto całymi rodzinami?
Zgłosiłem w urzędzie zgromadzenie, opracowaliśmy trasę, poprosiliśmy służby miejskie o zabezpieczenie trasy i niech się dzieje co ma się dziać. Efekty każdy widział. Od drugiej edycji prosiliśmy partnerów o nagłośnienie i mini scenę by naszymi skromnymi siłami dać coś więcej uczestnikom niż tylko przejazd. Miejsce do wspólnej integracji podczas spotkania po paradzie. Przez trzy lata fantastycznie współpracowaliśmy.. Rozpoczęcie Sezonu Rowerowego poszło w eter, przyciągnęło ludzi, sponsorów, którzy sami się zgłaszali do pomocy, fundowali nagrody, upominki. My z Matuszem rozpędzaliśmy takie rowerowe tryby, które same się zaczynały kręcić coraz mocniej i szybciej, czym bliżej było do imprezy. Przez trzy edycje z każdą kolejną sami byliśmy coraz bardziej zaskoczeni jak wiele można zdziałać nie mając tak naprawdę kompletnie żadnego zaplecza. Uczestnicy i partnerzy wydarzenia sami stworzyli tę imprezę, biorą w niej udział całymi rodzinami. Druga edycja (wtedy pogoda była najpiękniejsza) była dla nas – organizatorów - ogromną radością i wielką nagrodą. Frekwencja wzrosła z 50 osób (I edycja) do grubo ponad 800 osób w drugiej edycji (niektóre media podały liczbę 1000). Podczas II i III edycji udało nam się przekonać kilku partnerów w ogóle nie związanych z naszym regionem. Upominają się o kolejne zaproszenia do Wałbrzycha – naprawdę!
Wiedzieliśmy z Mateuszem, że nie bardzo mamy im jak podziękować za to że chcieli do nas przyjechać i dać coś ludziom w zamian za promocję – w podziękowaniu zabraliśmy ich na wycieczkę po Wałbrzychu – dziękują do dziś. Każdy kto w jakikolwiek sposób zainteresował się naszym wydarzeniem jest dla nas tak samo ważny. Również ten, który się wściekał, że musi przez nas stać w korkach. I to jest chyba cała tajemnica tego naszego rowerowego święta.
Od lat jesteś związany z walbrzyskim PTTK. Skąd u ciebie zamiłowanie do turystyki?
Po pierwsze – rodzina, która dała mi dobry przykład. Babcia, która kiedyś prowadziła rzeszę swoich uczniów na turystyczne rajdy, wujek przez wiele lat związany z wałbrzyskim PTTK, rodzice, którzy zabierali mnie na różne wycieczki.
Po drugie – nauczyciele w szkole, dzięki którym trafiłem właśnie do PTTK, uczestniczyłem w wielu konkursach, rajdach, wycieczkach, a potem uzyskałem uprawnienia kadry programowej i współorganizowałem wiele turystycznych imprez. Po trzecie - region, z którego pochodzę. W końcu jak można urodzić się i wychować w Boguszowie-Gorcach i nie pokochać gór, pięknych widoków i nie zachwycić się taką okolicą. Potem ciekawość świata przychodzi sama. Studiowałem wszelkie kierunki i specjalizacje turystyki zarówno te stricte turystyczne jak i ekonomiczne. Mam swoje za uszami w tym temacie. Po prostu – pasja. Oprócz PTTK-u oddziału Ziemi Wałbrzyskiej, z którym związany jestem mniej więcej od 2000 roku, współpracuję również ściśle z Zarządem Głównym PTTK w Warszawie. Obecnie głównie na bazie promocji właśnie rowerowego stylu życia.
Druga część wywiadu wkrótce!
Czytaj także:
ROZPOCZĘCIE SEZONU ROWEROWEGO I TURYSTYCZNEGO W WAŁBRZYCHU
RSR 2017 W WAŁBRZYCHU: WIĘCEJ ZDJĘĆ
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj