Pierwszy medal koszykarzy Górnika Wałbrzych
Niczym laborantka pipetą dozujemy wam informacje o sukcesach koszykarzy Górnika. Nie sposób w jednym, czy nawet w kilku artykułach dokładnie opisać drogi jaką przebył klub w czasie swojej kilkudziesięcioletniej historii. A przecież po drodze były wielkie sukcesy. Dziś o jednym z nich.
„Nabita” do niemożliwości hala przy ul. Masarskiej. W akcji Kent Washington (Start Lublin), pierwszy czarnoskóry koszykarz w polskiej lidze.
Skończyliśmy poprzednio na sezonie 1979/80, gdy biało-niebiescy drugi rok z rzędu zajęli w lidze 7 miejsce. Wtedy mało kto spodziewał się, że następne rozgrywki będą dla graczy z hali przy ul. Masarskiej przełomowe. Przed sezonem 1980/81 na stanowisku trenera pozostał Andrzej Kuchar, a jego asystentem mianowano Henryka Zająca, wcześniej pracującego z koszykarkami Unii Wałbrzych. W drużynie nie doszło do żadnych spektakularnych zmian kadrowych. I to miała być siła biało-niebieskich.
Drugi rok z rzędu w I lidze rywalizowało 10 ekip, których czekało 36 kolejek. Grano wtedy po dwa mecze w weekend z tym samym przeciwnikiem. Dziś raczej nie do pomyślenia Górnicy rozpoczęli piorunująco, od czterech wygranych z rzędu. Mieczysław Młynarski, Wojciech Krzykała, Tadeusz Reschke, Stanisław Kiełbik i Zenon Kozłowski „przejechali się” po Łódzkim Klubie Sportowym i Gwardii Wrocław. Po 4 kolejkach byli jedyną ekipą w stawce z kompletem punktów. W końcu musiały przyjść pierwsze porażki, w Rzeszowie z Resovią i u siebie z Wybrzeżem Gdańsk, ubiegłorocznym wicemistrzem Polski. W 9 i 10 serii gier podopieczni Andrzeja Kuchara niespodziewanie dwukrotnie przegrali w Lublinie. W barwach Startu szalał wtedy Kent Washington, pierwszy czarnoskóry zawodnik w historii polskiej ligi koszykówki. Amerykanin rzucił odpowiednio 22 i 32 pkt, a nasi „mali” nie mieli pomysłu jak go powstrzymać. Być może niektórzy byli zapatrzeni jak Washington czarował w „Misiu”, gdzie zagrał epizod jako Ryszard Ochódzki i stali jak wryci? Ale na parkiecie Kent też potrafił wyczyniać cuda z piłką.
Z piłką młodziutki Stanisław Kiełbik.
Dobra, ale wróćmy do ligi, bo w niej działy się rzeczy niezwykłe. Wreszcie biało-niebieskim przyszło zmierzyć się ze Śląskiem Wrocław. W tamtych czasach absolutnym dominatorem rozgrywek. Gdy wrocławianie nie zdobywali mistrzostwa kraju, zapatrzeni w nich eksperci i dziennikarze od razu uznawali to za sensację. W sobotnim meczu wałbrzyszanie pokonali rywali 92:88, a w niedzielnym rewanżu było 97:103. Głównie dzięki wybornej postawie Dariusza Zeliga. W Śląsku zaczęto jednak dostrzegać, że w regionie urósł im poważny konkurent. Który „nie pęka”, a co więcej potrafi się skutecznie „postawić”. Na półmetku w tabeli prowadził Śląsk (33 pkt). Tuż za nim czaiły się Wisła Kraków i Zagłębie Sosnowiec, które zgromadziły o 3 punkty mniej. Z dorobkiem 28 oczek na 4 pozycji plasował się nasz Górnik.
Trzeci z prawej Andrzej Kuchar, trener, który doprowadził wałbrzyskich koszykarzy do pierwszego w historii medalu MP. Drugi z prawej Leon Klonowski, wieloletni koszykarz Górnika.
W Wałbrzychu po cichu zaczęto marzyć o pierwszym w historii klubu medalu MP. To było naprawdę realne. Zwłaszcza, że runda rewanżowa układała się po myśli koszykarzy spod Chełmca. Po podwójnych wygranych ze Startem Lublin i Legią Warszawa, zespół awansował na drugie miejsce w tabeli, ale przed Górnikami były pojedynki we Wrocławiu ze Śląskiem. Przynajmniej jedna wygrana bardzo przybliżała drużynę do upragnionego wicemistrzostwa. I co się okazało? W pierwszym starciu biało-niebiescy zrobili to, wygrali na wyjeździe z wielki Śląskiem 77:75! Dodajmy, że 35 pkt zdobył Mieczysław Młynarski. Prawie połowę dorobku całej drużyny! W rewanżu już tak dobrze nie było, ale przed dwoma ostatnimi seriami gier biało-niebiescy byli w komfortowej sytuacji. Żeby zapewnić sobie drugie miejsce w tabeli wystarczyło dwukrotnie wygrać u siebie z Wisłą Kraków. Łatwo powiedzieć. Dopingowani przez nadkomplet publiczności w hali przy ul. Masarskiej nasi koszykarze nie mieli kłopotów z pokonaniem Krakusów. Dwukrotnie bardzo przekonująco. W obu spotkaniach rywali „rozstrzelał” Młynarski rzucając odpowiednio 39 i 37 pkt. Zresztą „Młynarz” w tym sezonie regularnie notował po 30 oczek. Takiemu Wybrzeżu nawrzucał choćby 53 pkt! Na koniec sezonu spotkała go za to zasłużona nagroda. Został wybrany najlepszym koszykarzem rozgrywek. Dziś byśmy powiedzieli MVP i drugi rok z rzędu został królem strzelców rozgrywek z dorobkiem 1115 punktów. Średnia na mecz imponująca – pond 30 oczek! To był wyjątkowy sezon, zakończony wicemistrzostwem Polski Górnika. Mało kto się spodziewał, że następny będzie jeszcze lepszy.
Tabela końcowa sezonu 1980/81
1.Śląsk Wrocław 36 65 3414:3038
2.Górnik Wałbrzych 36 60 3397:3108
3.Zagłębie Sosnowiec 36 56 2838:2791
4.Wisła Kraków 36 55 3004:3005
5.Resovia Rzeszów 36 55 2912:2983
6.Gwardia Wrocław 36 54 2994:2961
7.Legia Warszawa 36 52 3139:3110
8.Wybrzeże Gdańsk 36 52 3025:3104
9.Start Lublin 36 48 2970:3223
10.ŁKS Łódź 36 43 2929:3312
Tekst: Tomasz Piasecki
Fot. użyczone (Archiwum prywatne Stanisława Kiełbika i Mieczysława Młynarskiego)
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj