
Kontra: Od taczki do szampana. Długie siedem lat Górnika

12 marca 2011 był słonecznym dniem. Dla wałbrzyskich kibiców basketu nie miało to większego znaczenia, bo nad ich ukochanym klubem zawisły ciemne chmury. Klub rozpadał się finansowo i kadrowo. W meczu ze Zniczem Pruszków biało-niebieskich na parkiecie reprezentowała garstka lokalnych koszykarzy, bez szans w starciu z rywalem. Pamiętam z tego dnia kilka obrazów. Jednym była zawieszona dystrybucja biletów. Klub jakby się wstydził wymagać od kibiców pieniędzy w dniu swojego upadku. Drugim był wyraz twarzy Michała Spychały, wtedy młodego szkoleniowca Znicza, który w duży nawias brał opowieści swojego nieco starszego kierownika, opowiadającego mu jak to na Wysockiego zawsze ciężko się grało przez ogłuszający doping fanów oraz uderzenia w powieszone na balkonach blaszane reklamy. Spychała spojrzał w stronę balkonów, ale kibiców tam nie zobaczył. Tego dnia w hali pojawiła się garstka, bo pierwszoligowy Górnik miał swój pogrzeb. Nie wszyscy byli gotowi obejrzeć rozkład klubu na własne oczy, ale ci najbardziej sfrustrowani się pojawili i wjechali na halę z taczką, zapraszając na „pokład” Romana Ludwiczuka i Janusza Kozłowicza. Pomimo gorącej siły perswazji działacze ostatecznie na transport taczką się nie skusili. Koniec przygody z 1. ligą był pewny, bo po Zniczu były trzy walkowery, a przyszłość rysowała się w bardzo ciemnych barwach.
O tamten mecz zapytałem wiernego kibica Górnika, który był wtedy blisko samej taczki. Popularny „Płetwa” do tamtych dni wracał niechętnie i trudno mu się dziwić:
Pamiętam jakby to było wczoraj. Frustracja we mnie i u innych chłopaków z grupy kibiców była ogromna. Z jednej strony cieszyłem sie, że dogrywamy sezon i będzie można zdzierać gardło dla ukochanej drużyny, z drugiej to, co się działo w klubie chodziło mi po głowie cały czas: w szkole, w czasie wolnym, kładąc się spać... Nie martwiłem się, że Górnik przystąpi w następnym sezonie do gry w niższej lidze, ale że przestaniemy istnieć... Nie mogłem tych obaw znieść, poczułem się jako kibic oszukany. Mieliśmy zapewnienia od pewnych osób z ówczesnego zarządu, że wchodzi do klubu duży sponsor, że dawno nie bylo tak dobrze... Sponsora nie było, okazało się, że jest zadłużenie, a koszykarze od dawna nie widzieli zasłużonych za pracę pieniędzy. Pomysł z taczką pojawił sie spontanicznie. Szkoda tylko, że wtedy niektóre media podkoloryzowaly sprawę. Nie chcieliśmy nikogo na tą taczkę siłą wrzucić. Ta akcja była symboliczna, chcieliśmy „podziękować” panom, którzy nas oszukali i doprowadzili do takiej sytuacji nasz ukochany klub.
Brak kasy w budżecie i zbieranie na hali na maści dla zawodników było deprymujące – wspomina ten czas kolejny z kibiców, „Blady”, który do Wałbrzycha na mecze Górnika dojeżdża ok. 90 km.
W niechlubnym meczu ze Zniczem (71:117) udział wziął 20-letni Bartłomiej Ratajczak. Cały sezon grał mało, ale przy problemach kadrowych i dziurawym budżecie dostał szansę, zdobył 14 punktów.
Trenerem był Arkadiusz Chlebda, który w listopadzie 2009 roku właśnie w starciu ze Zniczem debiutował na trenerskim stołku w 1. lidze.
Dzień później w hitowym pojedynku ligi młodzików z WKK Wrocław w hali przy pl. Teatralnej zagrali za to dobrze radzący sobie w lidze młodzicy Górnika, w składzie z niespełna 14-letnim Damianem Durskim.
***
16 maja 2018 był słonecznym dniem. Drugoligowy Górnik wywalczył awans do 1. ligi, pokonując w decydującym, trzecim meczu Księżaka Łowicz. Spotkania biało-niebieskich są modne, a o bilety szalenie ciężko, rozchodzą się w mrugnięciu oka w przesprzedaży. W hali przy ul. Wysockiego nie ma już balkonów i blaszanych reklam, ale znowu jest głośno. Po końcowej syrenie rozpoczyna się świętowanie. Nie ma taczki, jest szampan. Nie ma wyzwisk i epitetów, są uśmiechy i podniesione w górę ręce. Pamiętny obrazek ma miejsce pod halą. Choć zaczyna padać kibice odpalają race, a po chwili wychodzi do nich reprezentacja zawodników – bohaterów tego środowego popołudnia. Koledzy podnoszą „na barana” Rafała Glapińskiego, fani skandują jego nazwisko oraz intonują kolejne przyśpiewki.
Mati, jeden z kibiców „Wałbrzyskiego Kotła”:
Odczucia mogły być jedynie pozytywne. W końcu po kilku latach bycia na sportowym dnie, jeżdżenia po salach gimnastycznych Górnik powrócił do 1. ligi - i to chyba w najmniej spodziewanym momencie. Po trzech sezonach otwartej walki o awans (z silnym składem), która zawsze kończyła się niepowodzeniem wywalczyliśmy go bardzo odmłodzoną grupą zawodników. Jeszcze bardziej serce rośnie, gdy popatrzy się na walkę naszych koszykarzy w każdym spotkaniu. Powrócił wałbrzyski charakter, wiele zwycięstw zostalo wręcz wyszarpanych. Ten sezon był chyba jednym z najpiękniejszych w życiu dla wielu młodszych kibiców Górnika Wałbrzych. Awans jest nasz!
Tomek z „Wałbrzyskiego Kotła” nie mieszka już w Wałbrzychu, ale na meczach jest często:
Nareszcie ta ciężka praca mozolnego budowania profesjonalnego zespołu od podstaw została wynagrodzona. Od kilku tal brakowało kropki nad "i", aż w końcu zobaczyliśmy kompletny, pewny swego team. W Wałbrzychu atmosfera na koszykówkę zawsze była bardzo dobra i nareszcie się udało. Gratulowałem zespołowi, bo zasłużyli ciężką pracą na powrót do 1. ligi. Od począku podobało mi się jak ten zespół jest organizowany, krok po kroku idzie do przodu. Przybywa sponsorów, zainteresowanie meczami coraz większe, marketing klubu zaczyna naprawdę fajnie wyglądać, stopniowo pod każdym względem Górnik pokazywał, że jest gotowy wejść szczebel wyżej. Marzy mi się by teraz razem z trzema solidnymi wzmocnieniami pojawiło się też jeszcze kilku solidnych sponsorów, by organizacynie był to solidny klub i odbudował markę mocnego Górnika sprzed lat. Głód koszykówki na wyższym poziomie jest wielki w tym mieście. Tym bardziej że przecież wszyscy tutaj pamiętają jeszcze fantastyczne sezony w 1. lidze i ten zakończony awansem do ekstraklasy. Fani są spragnieni meczów i potyczek z uznanymi koszykarskimi markami.
W spotkaniu z Księżakiem zagrał 27-letni Bartłomiej Ratajczak, już nie młody talent, ale wicekapitan Górnika i ważny element układanki zwycięskiego Górnika.
Na ławce trenerskiej wciąż siedział, choć trochę bardziej siwy i tym razem w roli asystenta, Arkadiusz Chlebda.
W pierwszej piątce zwycięskiego Górnika grał 20-letni Damian Durski, odkrycie sezonu, po meczu obcinający siatkę z obręczy:
***
Te dwa skrajne pod względem emocjonalnym wydarzenia w historii wałbrzyskiego basketu dzieli ponad siedem lat. Górnik od wyjechania taczki do wystrzelenia szampana przeszedł długą drogę. Powrót do 1. ligi okazał się maratonem. Do tego droga była często dziurawa i wyboista, a długi odcinek był pod górkę.
Lato 2011: Po spadku z pierwszej ligi Górnik przeszedł transformację organizacyjną. Upadła spółka akcyjna, a młodzież do gry w 3. lidze zgłosiło powstałe w 2010 roku stowarzyszenie, do tej pory zainteresowane tworzeniem szkolenia dla rocznika 1997. Stery przejęli nowi ludzie, z dużym zaangażowaniem wylewając fundamenty pod skompromitowaną na polskiej scenie markę dwukrotnego mistrza Polski.
Styczeń 2012: Górnik pokonuje w „Teatralnej”, przy wielkim wsparciu kibiców, lidera 3. ligi, KKS Siechnice 84:82. Skazywana na porażkę młodzież zaskakuje, jest wreszcie w tym trudnym czasie z czego się cieszyć.
Marzec 2012: Górnicza latorośl przegrywa w derbach Wałbrzycha z faworyzowanym KK 76:81, ale nikt z tego powodu nie składa broni. Od grających głównie licealistami biało-niebieskich nikt nie oczekuje cudów.
Lato 2012: Górnik i KK łaczą siły. Na przedsezonowej prezentacji Łukasz Biedny daje pokaz podniebnych lotów, a skład ze Sławomirem Buczyniakiem na czele ma grać o awans do 2. ligi.
Listopad 2012: Biało-Niebiescy grają najgorszą ksozykówkę od lat. Trzeci mecz z rzędu nie zdobywają choćby 60 punktów, przegrywają u siebie z WKK Wrocław 58:78. Stojący obok mnie na trybunach znajomy podsumowuje występ dobitnie: „Ale nędza”. Na deser wałbrzyszanie ulegają rezerwom Zastalu i po sześciu kolejkach mają komplet porażek na koncie. W 3. LIDZE. Górnik sięgnął wtedy dna. Pod koniec miesiąca jest wreszcie pierwsza wygrana, we Wschowie, dzięki 40 punktom Buczyniaka.
Lato 2013. Dwa ostatnie trzecioligowe sezony Górnik kończył z marnym bilansem 7-11. Teraz ma być wreszcie inaczej. Do Wałbrzycha wraca Rafał Glapiński. Dla wałbrzyszan otwiera się Aqua Zdrój, a zamyka wysłużona „Teatralna”. Nieco później do koszykówki zdecydował się wrócić Piotr Niedźwiedzki, który wracał do formy na wałbrzyskich obiektach.
Maj 2014: Świętujemy awans w Aqua Zdroju, wygrywając dwa z trzech meczów w finale baraży. Jakby tego było mało, jeden z kibiców trafił w konkursie z połowy i zgarnął pieniądze.
Marzec 2015: Gonimy w tabeli Nysę Kłodzko. Ta przegrywa z Polonią Bytom i przed naszym zespołem pojawia się szansa wskoczenia na miejsce barażowe w walce o 1. ligę. Niestety gramy bardzo źle we Wrocławiu z WKK, gdzie przegrywamy 61:67 po dogrywce. Do dogrywki doszło cudem, bo rzut niemal z połowy równo z końcową syreną trafił Rafał Glapiński. Po meczu zespół i trener usłyszeli na swój temat wiele gorzkich słów.
Grudzień 2015: Kolejny sezon, choć już bez Niedźwiedzkiego, przyniósł kolejną nadzieję na powrót do 1.ligi. W grudniu gramy w Aqua Zdroju w ligowym hicie z rewelacją rozgrywek, Polonią Leszno. Końcówka drugiej kwarty i seria punktowa gości 17:0 (z 29:31 na 29:48) ustawia mecz i uświadamia kibicom, że grupy D w sezonie 15/16 nie wygramy.
Kwiecień 2016: W ćwiercfinale toczymy wyrównany bój z Kotwicą Kołobrzeg, ale nie wygraliśmy swojej grupy i nie mieliśmy przewagi boiska. Z tego też powodu decydujący mecz trzeba było grać nad Bałtykiem, gdzie „popłynęliśmy” 61:84.
Luty 2017: Znowu jesteśmy w czubie 2. ligi. Bolesna i niespodziewana porażka po dogrywce z Sudetami Jelenia Góra 75:76 okazuje się mieć poważne konsekwencje. Łukasz Niesobski nieatakowany przebiega całe boisko i trafia lay-up na zwycięstwo. Bolesna, bo moment później Śląsk przegrał ze Stalą Ostrów Wlkp. i wygrana z Sudetami w praktyce zapewniłaby 1. miejsce w tabeli i uniknięcie w ćwierćfinale mocarzy z R8 Basket Kraków. A tak dwa miesiące później R8 planowo przekreśla nasze szanse na awans.
Grudzień 2017: Odmieniony skład radzi sobie w lidze świetnie i niespodziewanie przewodzi stawce. Na drodze jednak znowu staje wrocławski Śląsk. Jeszcze na niecałe dwie minuty przed końcem meczu WKS prowadził siedmioma punktami, ale biało-niebiescy grali do końca, odwracając losy spotkania i wygrywając 66:64. To ważne zwycięstwo bardzo pomogło w walce o 1. miejsce w grupie D, które później znowu odegrało kluczową rolę – w ćwierćfinale i półfinale byliśmy rozstawieni, wygraliśmy decydujące potyczki w dużej mierze dzięki atutowi własnego parkietu.
Czytaj także w serii "Kontra":
DUET KK, CZYLI O DWÓCH TAKICH, CO DOSTALI SZANSĘ
STOPA Z FAJNYM GŁOSEM. O WAŁBRZYSKIM SPIKERZE
Z ŻYCIA BOISKOWYCH ROZJEMCÓW
DEFENSOR Z JAJAMI. HISTORIA MICHAŁA SARANA
DURSKI I KRUSZENIE LIGOWEGO MURU
POCZTÓWKA Z KALIFORNII. PAMIĘTACIE ARCHIEGO?
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj