| Źródło: Wiesz Co
Górnik Wałbrzych I liga: Dwa wolne w grobowej ciszy
Przed startem I ligi w sezonie 1983/84 PZKosz utrzymał obowiązujący dotąd system rozgrywek. Najpierw 10 zespołów rozgrywało mecze każdy z każdym. Następnie pierwsza szóstka grając znów mecze między sobą, miała wyłonić ze swojego wąskiego grona mistrza Polski. Po Henryku Zającu trenerem wałbrzyskich koszykarzy został Arkadiusz Koniecki, któremu w pracy pomagał Jan Lewandowski. Kadra Górnika prawie w ogóle się nie zmieniła, dlatego kibice mieli nadzieję na kontynuowanie medalowej serii.
Nie wszystko w drużynie funkcjonowało bez zarzutu. Zespół wygrywał z zespołami niżej notowanymi, ale miewał problemy z faworytami, takimi jak Lech Poznań, Wisła Kraków, czy Zagłębie Sosnowiec. Po 18 kolejkach nasi zajmowali 4 miejsce w tabeli, tracąc aż 4 oczka do poznaniaków i po jednym punkcie do Białej Gwiazdy i sosnowiczan. Początek finałowej rozgrywki był udany. Górnik wygrał we Wrocławiu z Gwardią i u siebie wysoko z Lechem, któremu 41 pkt rzucił Młynarski. Co z tego, skoro w dwóch następnych potyczkach biało-niebiescy ponieśli porażki. Nie pomógł piorunujący finisz, na koniec sezon mistrzostwo w cuglach zdobyli Lechici, a trzy ekipy zgromadziły tę samą liczbę punktów – po 47. Były to Wisła, Zagłębie i Górnik. Trzeba było sporządzić małą tabelkę, a w niej najgorzej wypadli niestety wałbrzyszanie, zajmując ostatecznie najgorsze z możliwych, 4 miejsce. Królem strzelców I ligi został znów Mieczysław Młynarski (zdobył w sezonie 762 pkt). Stało się to po raz czwarty w karierze „Młynarza”. Po raz szósty i jak się później okazało ostatni, nasz superstrzelec trafił do najlepszej piątki sezonu, w której znalazło się również miejsce dla Stanisława Kiełbika.
W sezonie 1984/85 I ligę powiększono do 12 zespołów. Zmieniono też formułę rozgrywek. Najpierw grano spotkania każdy z każdym, a później fazę play-off, ale nie taką jaką dziś ją znanym, ale… o tym trochę później. Na trenerskiej ławce pozostał Arkadiusz Koniecki z asystentem Lewandowskim, którym z drużyny ubył Wojciech Krzykała, wyjeżdżając za granicę. To było jedyne, ale istotne osłabienie składu. Do kadry dołączyli za to utalentowani juniorzy, m.in.: Jarosław Ludzia, Grzegorz Markowski, Stanisław Anacko, Paweł Wisko, czy Mariusz Winiarski.
W regularnych rozgrywkach Górnik bił się dzielnie, ale takiemu Lechowi z Jarosławem Jechorkiem czy Śląskowi z Dariuszem Zeligiem trudno było „podskoczyć”. Po 22 kolejkach biało-niebiescy zajmowali 5 miejsce w stawce. I tu dochodzimy do fazy play-off, o której wcześniej wspomnieliśmy. Nie grano do żadnych dwóch, czy trzech zwycięstw. Ot mecz, rewanż i to musiało wystarczyć. Bardzo liczyły się małe punkty, o czym za chwilę się przekonacie, bo ostateczny bilans dawał awans lub go pozbawiał. Rywalem w I rundzie play-off była Wisła Kraków. Najpierw nasi zagrali w hali przy Pl. Teatralnym. Gospodarze pokonali Białą Gwiazdę 94:84 i z nadziejami jechali na rewanż do Grodu Kraka. Tam jednak łatwo nie było. Krakowianie zwyciężyli 95:82 i to oni grali dalej. Naszym pozostała walka o miejsca 5-8. Najpierw biało-niebiescy rozprawili się z Hutnikiem, a później ze Stalą Bobrek Bytom i na koniec sezonu zajęli 5 pozycję.
Przed startem ligi 1985/86 nie grzebano w regulaminie. Pozostawiono ten sam system rozgrywek, co przed rokiem. Po dwóch chudszych latach niektórzy rywale zaczęli drwiąco uśmiechać się pod nosem, twierdząc, że era Górnika dobiegła końca. Na domiar złego trenerowi Arkadiuszowi Konieckiemu Śląsk „wyjął” Kiełbika, który we Wrocławiu miał odbyć służbę wojskową. Dziurę na rozegraniu mieli załatać powracający do składu Krzykała oraz młokos Jerzy Żywarski.
Sezon zasadniczy koszykarze z Wałbrzycha zakończyli na 4 miejscu i do I rundy play-off przystąpili z uprzywilejowanej pozycji. Pierwsze spotkanie tej fazy z Zastalem grali w Zielonej Górze i zwyciężyli 64:61. W rewanżu było 99:78 i biało-niebiescy przeszli do strefy medalowej, mogąc realnie myśleć nawet o mistrzostwie Polski. W półfinale podopieczni Arkadiusza Konieckiego zmierzyli się ze Śląskiem, który po sezonie zasadniczym był liderem tabeli i faworytem wielu do złotego medalu. Pierwszy pojedynek w hali OSiR-u obserwowały tłumy kibiców. U gości w niewdzięcznej roli wystąpił Kiełbik, wychowanek Górnika grał dla Śląska…
Gospodarze spisali się wyśmienicie, zwyciężając 93:72. Na rewanż jechali z wielkimi nadziejami. Grali we Wrocławiu jak równy z równym i wygrali po raz drugi, tym razem 67:63. Dla Śląska była to pierwsza w sezonie porażka we własnej hali, ale jakże dotkliwa. W finałowej rozgrywce grano już do dwóch zwycięstw, a przeciwnikiem było Zagłębie Sosnowiec, obrońca tytułu. Pierwsze spotkanie odbyło się na parkiecie hali OSiR-u. Podobno mecz na żywo obserwowało ok. 3 tys. kibiców (ludzie stali wszędzie, kilka rzędów na balkonach, w przejściach na schodach, przy boisku), a przynajmniej kilkaset osób czekało przed obiektem na wieści. Wspaniały doping, a na parkiecie twardy bój o każdą piłkę. W takiej atmosferze Górnicy zwyciężyli 85:84, a wygraną zapewnił Wojciech Krzykała trafiając dwa wolne. Podobno gdy nasz rozgrywający rzucał w hali panowała grobowa cisza. Rewanże w Sosnowcu nie poszły po myśli wałbrzyszan, którzy dwukrotnie ulegli Zagłębiu 74:82 i 72:76. Wałbrzyszanie wywalczyli trzeci srebrny medal w historii klubu. Wkrótce mieli cieszyć się ponownie ze złota.
Fot. użyczone (Archiwum Wojciecha Krzykały)
Na zdjęciu koszykarze Górnika odbierają gratulacje i trofea za wicemistrzostwo Polski z 1986 roku. Od prawej Wojciech Krzykała, Jerzy Żywarski, Mieczysław Młynarski, Zenon Kozłowski i Tadeusz Reschke.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj