Gangi, filozofowie i pierogi, czyli Arizona w Wałbrzychu
Czas na oddanie rzutu upływał nieubłaganie. Adrian Kordalski dojrzał niepilnowanego na obwodzie kolegę. Arinze Chidom chwycił piłkę i oddał próbę niemal równo z przeraźliwym dźwiękiem, oznaczającym błąd 24 sekund. Wpadło. Kibice wybuchnęli radością, a Górnik odskoczył Śląskowi II na 74:70, na minutę przed końcową syreną. Trudno dziś sobie wyobrazić wygrane z WKS-em oraz Kotwicą Kołobrzeg bez udziału Amerykanina. W obu "Arizona", bo tak pieszczotliwie nazywają go kibice, był najlepszym strzelcem Górnika. Kalifornijczyk demonstruje swój potencjał, ale jesteśmy przekonani, że stać go na jeszcze więcej. Jakiś czas temu Arinze odpowiadał na pytania kibiców. W drugiej części naszej rozmowy skrzydłowy jest bardziej nieformalny i kameralny. Zapytałem go o jego korzenie, zainteresowania, pasje i wrażenia z pobytu w Polsce. Ta rozmowa ukazała się 24 stycznia także w Dwutygodniku "WieszCo".
Jak spędziłeś Święta Bożego Narodzenia? Opowiesz nam o rodzinnych tradycjach oraz potrawach?
Wróciłem do Stanów na Święta. Spędziłem tydzień w rodzinnym gronie. Kalifornia słynie z winnic, odwiedziliśmy jedno miejsce, skorzystaliśmy z możliwości degustacji win. Udało mi się także pograć trochę w golfa. Na Święta jadłem tradycyjny w USA „Mac and Cheese”, czyli makaron zapiekany sosem serowym. Skosztowalem także Gumbo. To gęsta zupa z Luizjany, składająca się z warzyw, owoców morza, mięsa oraz przypraw. Wśród moich posiłków nie zabrakło także szpinaku!
Jesteś w połowie Amerykaninem, w połowie Nigeryjczykiem. Jakie dostrzegasz różnice kulturowe pomiędzy tymi krajami?
Różnic kulturowych pomiędzy Ameryką a Nigerią jest mnóstwo! Nigeria jest bardziej konserwatywna, stawia się tam wysokie wymagania przed młodszym pokoleniem w kwestii edukacji. Oczekiwania są naprawdę spore. Mój tata wywodzi się z Nigerii, z okolic Lagos. Mama jest Amerykanką. Babcia od strony mamy pochodzi z Karoliny Południowej, ale przeniosła się do San Diego w Kalifornii, bo jej mąż, a mój dziadek, służył w Marynarce Wojennej, wcześniej przebywał jako żołnierz w Niemczech. Mój tata przyleciał do Stanów Zjednoczonych w 1987 roku, poszukiwał po prostu lepszego życia. Moja siostra Oderah grała zawodowo w koszykówkę, między innymi na Białorusi. To było pierwsze miejsce, gdzie trafiła po studiach. Przeżyła duży szok kulturowy. Było tam bardzo zimno, nikt nie mówił po angielsku. Wspominała, że ludzie tam w ogóle się nie uśmiechali, czyli zupełnie odwrotnie jak Amerykanie. Wywnioskowała z tego, że im zimniej, tym ludzie są smutniejsi.
Clint Eastwood, tak jak ty, ukończył szkołę średnią w Oakland. Ten znany aktor powiedział kiedyś: „Moje podejście w kwestii posiadania broni jest proste. Jeżeli jest jakaś dostępna w pobliżu, chcę być w jej posiadaniu”. Jakie jest twoje podejście do dostępu do broni w USA?
Liceum Eastwooda znajduje się jakieś dwie minuty samochodem od mojego! Jestem zdania, że dostęp do broni powinien być ograniczony. Są miejsca w USA, gdzie możesz bez problemu kupić karabin maszynowy. To przesada. Co innego posiadanie pistoletu, nie mam z tym problemu.
Twoje rodzinne Oakland słynie z wysokiej przestępczości. Czy okolica, w której dorastałeś była bezpieczna?
Pochodzę z Oakland Hills. Jest tam w porządku. Acorn Flats blisko centrum to kiepska okolica. Znajduje się spory kawałek od mojej dzielnicy. Trzeba unikać tego miejsca. Nie brakuje tam przestępców i wojen gangów. Brat mojego kolegi z drużyny handlował tam narkotykami. Te wciąż są obecne w tej okolicy, ale powstanie Doliny Krzemowej spowodowało rozwój całego regionu. Nie jest już tak źle jak na początku XXI wieku. Podam ci przykład. Najpopularniejszym samochodem w moich stronach jest Tesla, a wynika to z tego, że fabryka znajduje się nieopodal.
Czytałem, że wysoko położony cmentarz Mountain View zapewnia jeden z piękniejszych widoków na Zatokę San Francisco. Czy znasz lepszy widok w okolicy? Jakie są twoje ulubione miejsca w Oakland?
Mountain View to fajne miejsce, ale wzgórze Mission Peak robi chyba największe wrażenie. Widać z niego całą Zatokę oraz duży port w Oakland. Mogę także polecić szczyt Grizzly Peak. Rozciąga się stamtąd widok na naturę, lasy. Domy w tej okolicy są koszmarnie drogie. Najlepsze restauracje są na Geary Boulevard w San Francisco. Mają tam kuchnię birmańską, tajską, opartą na owocach morza. Mamy też Chinatown, dzielnicę chińskich imigrantów i ich lokalne przysmaki. Kuchnia jest zróżnicowana, bo Zatoka jest zamieszkana przez ludzi z całego świata. To jedno z najbardziej różnorodnych etnicznie miejsc w całym kraju.
Tom Hanks także wywodzi się z Oakland. W filmie „Forrest Gump” mówi: „Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi''. Czy Polska, pod względem kulturowym, także była dla ciebie jak bombonierka pełna niespodzianek?
Rzeczywiście! (śmiech) W USA na pytanie „Jak się masz?”, po prostu odpowiadasz „Dobrze” i to wcale nie musi być prawda. W Polsce zauważyłem, że reakcja jest inna. Ludzie lubią mówić o swoich zmartwieniach, sporo narzekają, ale i tak są bardzo mili – milsi od Niemców czy Rosjan. Dużą, pozytywną niespodzianką były dla mnie pierogi, spróbowałem je w galerii handlowej. Jadłem pierogi ze szpinakiem, grzybami i z serem. Smakowały mi, ale „Sito” (Michał Sitnik – przyp. red.) przekonywał mnie, że najlepsze robi jego babcia. Muszę spróbować pierogów domowej roboty! Polski McDonald’s też jest dużo lepszy od amerykańskiego. Odwiedziłem ten w centrum Wałbrzycha, jakość żywności, w szczególności mięsa, wołowiny, jest wyższa, mniej przetworzona niż w Stanach. Nasze kurczaki są pełne chemii, smakują jak guma.
Na uczelni w Riverside studiowałeś filozofię. Wspominałeś, że 99 procent omawianych na zajęciach filozofów pochodziło z Europy. Co interesującego znalazłeś w tego typu kierunku studiów?
Bardzo lubiłem Nietzschego, ale także dzieła Fiodora Dostojewskiego. Na studiach omawialiśmy koncept śmierci, co się dzieje, gdy człowiek umiera. Zastanawialiśmy się także nad tym, czy Bóg właściwie istnieje. Taka dyskusja, oparta na myślach wielu filozofów, trwała nawet trzy, cztery zajęcia.
Jesteś fanem hip-hopu. Wywodzisz się z Zachodniego Wybrzeża, ale to właśnie muzycy z Brooklynu, czyli ze Wschodniego Wybrzeża, przypadli ci do gustu. Twoi ulubieni wykonawcy to Notorious B.I.G. i artyści z grupy Pro Era. Co znajdujesz inspirującego w tej muzyce?
Region nie ma dla mnie w tym kontekście znaczenia, ale to właśnie z Brooklynu pochodzi mnóstwo uznanych wykonawców. Wystarczy wymienić choćby Jaya-Z, chłopaków z Wu-Tang Clan. Bardzo lubię wzór na rymy, z którego korzystał Notorious. Odbierał lekcje od nauczyciela jazzu, a ten bardzo słychać w jego twórczości. Jego rap przypomina w rytmie grę na perkusji. To bardzo unikalne. Lubię także r&b, Ushera, ale również utwory Tems, piosenkarki pochodzącej z Nigerii. Świetnie słucha się także Burna Boya, Nigeryjczyka tworzącego afrobeats. Mój tata z kolei kocha reggae, dlatego też dobrze znam muzykę Boba Marleya.
Podobno lubisz podróżować. Jakie miejsca udało Ci się odwiedzić?
Moja mama pracuje w liniach lotniczych. Dzięki temu zwiedziłem Frankfurt, Monachium, Amsterdam. Mam rodzinę w Londynie, byłem tam cztery razy. Bardzo dobrze wspominam pobyt w stolicy Holandii w 2012 roku. Moja siostra grała wtedy w Mistrzostwach Świata U-17 w barwach reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Odwiedziłem także Chiny, Dubaj, Nigerię, mnóstwo miejsc w USA. Podróż do Polski była naprawdę długa. Najpierw dwanaście godzin lotu z San Francisco do Frankfurtu, potem przesiadka i jeszcze godzina do Wrocławia. By przetrwać taki lot, trzeba próbować usnąć. Potem dochodzi przystosowanie organizmu do zmiany czasu z kalifornijskiego na polski. To dziewięć godzin różnicy. Pamiętam, że budziłem się w Polsce wyspany o 2 w nocy, kładłem się spać o 7 rano. Gdy zmieniasz strefy czasowe, pamiętaj, by na początku za dużo nie siadać. Gdy tylko to zrobisz, to koniec z tobą. Momentalnie zasypiasz!
Czytaj także:
ARIZONA ODPOWIEDZIAŁ NA PYTANIA KIBICÓW!
Foto: Alfred Frater
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj