
Arizona odpowiedział na pytania kibiców!

Punktualny, otwarty, kontaktowy. Taki okazał się Arinze. A raczej "Arizona", bo tak nazywają go kibice. Umówiłem się z nim w gościnnych progach Hotelu Aqua Zdrój. Dobiegała pora obiadowa, a był Sylwester, 31 grudnia. Salę restauracyjną hotelu zdobił złoty napis "2023" oraz kolorowe balony, zwiastujące noworoczną zabawę do białego rana. Z Arinze usiedliśmy przy stole, zaraz obok wolnej, przeznaczonej do tańca przestrzeni. Gdy przeprowadzaliśmy rozmowę, kelnerki przygotowywały nakrycia i zastawę, pierwsi hotelowi goście krzątali się w lobby, a ekipa dźwiękowców z napisem "Radio Wrocław" wnosiła elementy nagłośnienia. W samym środku gorączkowych przygotowań do Sylwestra Arinze odpowiadał na pytania, które zadaliście mu w mediach społecznościowych. W drugiej części rozmowy skupiliśmy się na jego korzeniach, dorastaniu w niebezpiecznym mieście, opowieściach o podróżowaniu, wrażeniach z Polski i różnicach w podejściu do koszykówki w USA i Europie. Druga część wywiadu wkrótce w Dwutygodniku "WieszCo", ale także na tym portalu!
Który koszykarz jest twoim idolem, inspiracją?
Paul George. Bardzo lubię Kevina Duranta, ale to zawodnik jedyny w swoim rodzaju, trudno zaczerpnąć coś z jego stylu. Co innego z Georgem. Podpatruję jego grę i chce z niej wyciągać najwięcej jak się tylko da.
Opowiedz nam o najzimniejszej zimie, którą doświadczyłeś.
Minus 20 stopni. Było to w Pullman w stanie Waszyngton. To właśnie tam grałem na uczelni Washington State. Pamiętam, że porównywałem wtedy temperaturę na zewnątrz z tą w zamrażarce. Okazało się, że było zimniej na dworze!
Jak przebiegły twoje pierwsze dni w Polsce? Zaskoczył cię mróz?
Od czasów gry w stanie Waszyngton wiem jak przygotować się na chłód. Zima w Polsce mnie nie zaskoczyła. Kurtka i rękawiczki to podstawa. Dopiero po przyjeździe do Waszego kraju zacząłem zauważać, że mam znajomych w Stanach o polskich korzeniach. Jedna z moich koleżanek z Kalifornii ma na nazwisko Krzywicki!
Co ci się najbardziej podoba w Polsce?
Interakcje z ludźmi. Mieszkańcy Wałbrzycha wydają się bardzo normalni, twardo stąpający po ziemi. Są bardzo mili i cierpliwi. Nawet jeżeli ktoś nie mówi po angielsku, to i tak stara się mi pomóc. Lubię moich kolegów z drużyny, podoba mi się też lokalna przyroda. Chciałbym wybrać się w tutejsze góry. Możliwe, że dołączy do mnie moja dziewczyna. Ona mieszka jakąś godzinę od Los Angeles, kończy właśnie studia. Zajmuje się pomocą społeczną, poszukiwaniem rodzin zastępczych dla dzieci. Nigdy nie była jeszcze w Europie, ale chcę by mnie odwiedziła. Bardzo możliwe, że jej pierwszym miejscem, które zobaczy po drugiej strony oceanu będzie więc Wałbrzych! (śmiech)
Jakie buty sportowe preferujesz? Adidas, Nike, może jakieś inne?
Nike. Zdecydowanie. Preferuję model Kobe’ego Bryanta.
Twój ostatni oficjalny występ przed dołączeniem do Górnika miał miejsce półtora roku temu. Z czego wynikała tak długa przerwa?
Miałem kłopoty z panewką stawu biodrowego. To była przewlekła kontuzja, której początki sięgają 2019 roku. Choć wciąż grałem, od tego momentu mój stan zdrowotny się pogarszał, traciłem coraz więcej ze swojego atletyzmu. Miałem kłopoty ze schodzeniem niżej na nogach i szybkim powrotem do pozycji pionowej. W pewnym momencie zacząłem mieć problemy z chodzeniem. Przeszedłem rezonans magnetyczny, pracowałem z fizjoterapeutą, ale zacząłem także zastanawiać się nad operacją. Ostatecznie do niej doszło, a koszty pokryło moje ubezpieczenie zdrowotne. Po operacji dochodziłem do siebie przez długie osiem miesięcy. To był trudny czas. Gdy pauzujesz przez tak długi okres, wokół twojego nazwiska zaczynają pojawiać się wątpliwości i znaki zapytania. Z tego powodu nie dostałem się do G-League, choć trzeba dodać, że w tej lidze także liczą się układy. Po rehabilitacji grałem w lokalnych ligach w San Francisco. W ostatnie lato poznałem Jeremy'ego Lina (były koszykarz ligi NBA, wywodzący się z Doliny Krzemowej – przyp. red.). To fajny człowiek. Dzięki niemu i mojemu trenerowi przygotowania motorycznego udało mi się poznać także zawodników Golden State Warriors. Latem odbudowywałem formę z takimi koszykarzami jak Stephen Curry, Draymond Green, Klay Thompson i Jordan Poole. Steph jest skromnym, świetnym facetem, na treningach dołączył do nas jego młodszy brat Seth, także grający w NBA. Klay z kolei czuje się niezręcznie w kontaktach społecznych. To było ciekawe doświadczenie.
Dlaczego zdecydowałeś się skorzystać z oferty Górnika?
Górnik dał mi możliwość odbudowania się. Do przyjazdu zachęcił mnie także mój agent. Mówił: „Spróbuj. Zobaczymy, co będzie dalej”. Od ponad roku nie grałem, to była naprawdę trudna sytuacja. Nie miałem pojęcia o klubie i kraju, ale bardzo mi zależało by przyjechać, pokazać się z dobrej strony i ciężką pracą udowodnić sobie swoją wartość.
Z kim najlepiej dogadujesz się w drużynie?
Z każdym, ale najlepiej z tymi, którzy mówią dobrze po angielsku (śmiech). Kacper Kabała najlepiej porozumiewa się w tym języku, grał w szkole średniej na Florydzie i na uczelni w stanie Georgia. Michał Sitnik i Mikołaj Stopierzyński także bardzo dobrze sobie radzą.
Denerwujesz się przed debiutem przed wałbrzyską publicznością?
Nie denerwuję się. Grałem w przeszłości przed dużą publicznością, w meczach transmitowanych przez ESPN (bardzo popularna amerykańska telewizja sportowa – przyp. red.). Najwięcej kibiców zasiadło na hali uczelni… Arizona! Było ich ok. 10 tysięcy. W tamtej ekipie występował Fin Lauri Markkanen, obecnie gracz NBA.
Jakie widzisz różnice w treningach pomiędzy Polską i Stanami Zjednoczonymi? Wprowadziłbyś jakieś zmiany?
Prawdę mówiąc, lubię sposób przeprowadzania treningów w Polsce. Spędzamy całkiem dużo czasu na rozciąganiu i przygotowaniu fizycznym. To dla mnie ważne, biorąc pod uwagę moją historię z kontuzją. Potem mamy treningi rzutowe, pracę nad zagrywkami, których jest sporo. Nie mam na co narzekać, nic bym nie zmieniał.
Jak możesz pomóc Górnikowi na parkiecie? Czujesz, że jesteś w najlepszej możliwej formie?
Nie jestem jeszcze w swojej możliwie najlepszej dyspozycji, ale pracuję nad sobą. Wraz z fizjoterapeutą staramy się zmniejszać nacisk na mój staw biodrowy. To on pomaga mi powiększać wiedzę o anatomii i tym, jak zachowuje się moje ciało. Mogę pomóc naszej drużynie w zbiórkach, grze w defensywie, ale także dodam agresywności w ataku. Wciąż się uczę europejskiej koszykówki. To nieco inny styl od tego, który znałem w USA. W Stanach gramy dużo jeden na jeden, robimy miejsce zawodnikowi, by wchodził pod kosz. Częściej korzystamy także z akcji pick&roll, czyli stawiania zasłon i rolowania się w stronę obręczy. W Europie jest więcej ruchu z dala od piłki, częściej korzysta się z obrony strefowej, za którą nie przepadam (śmiech). Z drugiej strony taki sposób defensywy pozwala schować słabszych, wolniejszych obrońców. W Europie gra się wolniej, bardziej metodycznie i zespołowo, jest przez to więcej podań. Koszykarze mogą wydawać się mniej utalentowani i atletyczni, ale lepiej rozumieją koszykówkę. W Polsce zawodnicy podejmują lepsze decyzje z dala od piłki. Wystarczy, że odwrócę głowę, a oni od razu szybko ścinają w stronę kosza. Na amerykańskich uczelniach też moglibyśmy tak grać, ale koncept drużyny nie jest tak silny. Stawiamy bardziej na indywidualne umiejętności, kreowanie lidera, który będzie oddawał dużo rzutów.
Czy Górnik ma szanse wygrać ligę i awansować do ekstraklasy?
Oczywiście, że tak. Wciąż jednak pracujemy nad zgraniem i rozumieniem się na parkiecie. „Sito” i ja jesteśmy nowi w zespole. Potrzebujemy trochę czasu by się dopasować do stylu drużyny.
Kibice Górnika mówią na ciebie „Arizona”. Co myślisz o takim pseudonimie?
Moja ciocia z Nigerii mówi na mnie „Arizona”. Dlatego też ten pseudonim mi się podoba. Gdy go słyszę, to przypomina mi się ciocia!
Jakie są twoje sportowe cele na 2023 rok?
Moim celem numer jeden jest praca nad stawem biodrowym, doprowadzenie swojej formy do perfekcji. Uważam, że już teraz jestem fizycznie dobrze przygotowany, ale chcę pod tym względem sięgnąć szczytów. Zależy mi, by móc bez zmęczenia biegać od kosza do kosza. Dalej chcę być wartościowym zbierającym. Wiem także, że podciągnięcie się z rozumienia koszykówki od strony taktycznej tylko mi pomoże.
Chciałbyś coś przekazać kibicom biało-niebieskich? Oddaję ci głos.
Nie mogę się doczekać by Was wszystkich zobaczyć w środę na hali. Liczę na Wasz doping. Zamierzam odwdzięczyć się twardą grą. Będę zbierał, będę grał w obronie, będę chciał dorzucić trochę punktów. Do zobaczenia!
Foto: Alfred Frater
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj