Zamek Książ: Elżbieta Starostecka w wieńcu fanek (FOTO)
"Trędowata" wróciła do Książa
Na początku spotkania niespodzianka: odtwórczyni roli Stefci Rudeckiej przyznała, że przeczytała całe "Jądro miasta" wiceprezydent Sylwii Bielawskiej i wiele dowiedziała się z tej książki. Rozmowa po projekcji "Trędowatej" rozpoczęła się od... śmierci - jak mówiła Elżbieta Starostecka, w filmie umiera się zupełnie inaczej niż na scenie, gdzie moment śmierci bohatera ma miejsce pod koniec sztuki lub roli - a w filmie ta scena może być kręcona na samym początku zdjęć i efekt emocjonalny jest dla aktora zupełnie inny.
Stefci Rudeckiej Elżbieta Starostecka nie ma jeszcze dość, choć zamieszanie po premierze filmu w 1976 roku było męczące. - Siedzimy sobie w cukierni, zwyczajnie, zamówiliśmy lody i nagle patrzymy, że jakaś chyba kolonia tam siedzi i wszyscy patrzą, jak ja tę łyżeczkę podnoszę do ust. Powiedziałam: "Włodziu - chodźmy!". Ale na ogół było bardzo sympatycznie i jeszcze po tylu latach na ludziach robią wrażenie te historie miłosne - mówiła aktorka, przywołując we wspomnieniach swojego męża Włodzimierza Korcza, który był obecny na spotkaniu i kilka razy zebrał gromkie brawa, między innymi służąc przez chwilę jako żywy statyw pod mikrofon.
Elżbieta Starostecka dopiero niedawno powróciła na ekran po wieloletniej przerwie - ostatni raz wystąpiła w filmie "Przypadek Pekosińskiego" w roku 1993, a w latach 2012-2014 można ją było oglądać w serialu "Lekarze". Raczej unika wywiadów i występów publicznych, dla Książa zrobiła wyjątek. Od momentu, kiedy padł ostatni klaps na książańskim planie "Trędowatej", nie widziała naszego zamku. Dlatego miała dobrą okazję do porównań.
- Kiedy przyjechałam do Książa, to był po prostu smutek. Obiekt był fantastyczny, był już wykorzystywany do kręcenia filmów, ale te wnętrza, to, co wokół, było naprawdę bardzo, bardzo biedne. 43 lata temu była taka bieda, a w tej chwili to jest jakieś cudo, zdziwienie, szok, że tak się zmieniło. Mam do Dolnego Śląska wielki sentyment, bo mieszkałam na Górnym Śląsku i tu się przyjeżdżało na letnie kolonie. Srebrna Góra, Bardo Śląskie, Kudowa-Zdrój, Szczytna Śląska. Był to dla mnie niesamowity świat baśni, czarodziejski. Niesamowite wąwozy, skały, te ogromne mosty, potwornie wąskie wąwozy między dwiema skałami, tam gdzieś już ciemno, a tu srebro, mika, wszystko się błyszczało, tam się wygrzewały żmije, węże, jak strażnicy tych zamków i tego srebra... - popłynęła na fali wspomnień Elżbieta Starostecka.
Było zabawnie, było i boleśnie...
A znalazł się też czas na anegdoty z planu "Trędowatej". - W Warszawie uszyto mi przepiękną suknię, pistacjową z trenem. Weszłam na plan i reżyser się przeraził: "Co to za królowa tu przyszła?! Przecież to jest zwykła guwernantka!" Znaleźli mi inną i dopiero w tej sukience poczułam się naprawdę "w roli". Jerzy Hoffman, który był naprawdę silnym mężczyzną, w scenie tego balu pokazywał nam, jak mamy walcować, żeby przemieszczać się w stronę kamery. Robił to tak energicznie, że w pewnym momencie poczułam, że moje nogi fruną nad podłogą - wspominała słynną scenę balu odtwórczyni roli Stefci.
Ale był i moment dramatyczny, kiedy aktorka w kolejnej scenie wybiegając w wichurę i deszcz na książańskie schody pośliznęła się i upadła, nie mając świadomości, że pękła jej kość w ręce. Zerwała się i pobiegła dalej, a jakiś czas później okazało się, że nie może tą ręką ruszać. To zresztą nie były pierwsze problemy ze zdrowiem na planie tego filmu - Jerzy Hoffman wybrał Elżbietę Starostecką z grona innych aktorek pretendujących do roli Stefci i pozostał przy swoim wyborze, choć: - Poszłam na próbne zdjęcia, a potem musiałam iść na wyznaczoną operację zatok szczękowych. Dwa razy wracałam spuchnięta na plan, a oni na mnie czekali - wspominała aktorka. Zdradziła też, że w scenie, w której Stefcia wyraża gwałtowne emocje grając na pianinie, ona wykonała pierwsze kilka taktów za wskazówkami nauczyciela gry, a potem grał już Włodzimierz Korcz i sam skomponował cały ten utwór.
- Jesteśmy już 50 lat po ślubie i już niedługo piąte wnuczątko nam się urodzi. Recepta na udany związek? Emocje emocjami, ale zawsze trzeba włączyć rozum i zadać sobie pytanie nie tylko "czy ty zrobiłeś dobrze, czy źle", ale też "czy ja zrobiłam..." Nie dbam o jakieś grupy ludzi, ale dbam o mojego męża - zdradzała Elżbieta Starostecka.
Potem przyszedł czas na pytania publiczności, na przykład: jak szybko powstawała "Trędowata" (Bardzo szybko, bo trzeba było wydać jak najmniej pieniędzy). O ulubioną rolę (Wszystkie po trochę, bo to moje dzieci, ale wyróżniam "Noce i dnie" i niemiecki serial "Hotel Polanów i jego goście"). O to, co ją powstrzymywało od przyjazdu na Dolny Śląsk, skoro tak go pokochała w dzieciństwie (Życie. Dzieci, potem wnuki. Ale obiecujemy sobie z mężem taką podróż sentymentalną przez te rejony, w tym roku się już pewnie nie uda, ale może w przyszłym?).
A później był moment na autografy i wspólne zdjęcia z fankami i fanami, których była pełna sala - niektórzy na spotkanie dotarli aż z Zielonej Góry.
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj