Wałbrzych: Zaorski, Majewski, Chęciński i Krzystek o sekretach [FOTO]
Jednym z punktów programu 11. Festiwalu Reżyserii Filmowej w Wałbrzychu był moderowany przez Stanisława Dziernejko panel dyskusyjny "Zawód reżyser" z udziałem Janusza Zaorskiego, Janusza Majewskiego, Sylwestra Chęcińskiego i Waldemara Krzystka. Spotkanie odbyło się 2 czerwca w kawiarni Sztygarówka w Starej Kopalni.
Trzy istotne cechy
- Trudno określić, jakie cechy powinien mieć każdy reżyser. Pamiętam, co na studiach mówił nam Stanisław Wohl: "reżyser musi posiadać trzy rzeczy: jaja, serce i łeb". Zgadzam się z tym. Jaja to energia, pasja, mobilność i siła. Łeb – ważny, a wraz z nim inteligencja. Za szczególnie istotne uważam serce – czyli wrażliwość i umiejętność okazania na planie i w filmie własnych preferencji - mówi Janusz Zaorski, reżyser i scenarzysta - zdobywca Kryształowego Dzika za całokształt twórczości w 2013 roku. Zaorski opisał też jak w naszym kraju po przełomie lat 90. zmieniła się rola reżysera. - Wcześniej filmy produkowane były za środki państwowe, a po transformacji pojawił się zawód producenta, który często marginalizuje reżysera - wyjaśnia.
Marginalizacja ta przejawia się odbieraniem reżyserowi możliwości wyboru scenariusza, często również obsady która wybierana jest wedle klucza gwiazdorskiego czy też popularności na małym ekranie, podczas gdy aktor telewizyjny wcale nie musi się sprawdzać w obsadzie kinowej. - Ostatnio bardzo polepszył się polski rynek producencki, pojawiły się na nim kobiety, które wiedzą czego chcą. Również miniaturyzacja sprzętu spowodowała, że kobiety stanęły za kamerą. Wcześniej trudno im było udźwignąć 70 kg sprzętu - wyjaśnia Zaorski.
Jednakże na współczesne polskie kino cieniem kładzie się jego chroniczne niedofinansowanie, przez to zdaniem Zaorskiego z musu zaczęliśmy się specjalizować w kameralnych dramatach, a przystaliśmy sobie wyobrażać, że możliwe byłoby nakręcenie np. "Potopu" z jego widowiskowymi scenami, koordynacją scen na tysiące statystów.
Jak zamknąć Most Grunwaldzki
Wedle Waldemara Krzystka reżyser w teatrze ma komfortowe warunki pracy ponieważ nie jest dla niego ważna ani pogoda, ani inne zmienne warunki zewnętrzne. Jednak w teatrze irytujące dla reżysera bywa to, że aktorzy za każdym razem mogą grać inaczej, czasem krócej bo się spieszą na mecz, mają też kłopoty z tekstem. Inaczej jest z filmem - wszytko uwiecznione w nim raz pozostaje w nim na zawsze niezmienne. - W filmie buduję świat, który muszę przedstawić tak, by to, co dla mnie jest ważne subiektywnie również stało się dla innych obiektywnie wartościowe. Jednak do filmu trzeba wykonać wielką pracę by znaleźć odpowiednie lokalizacje, często wskrzeszać miejsca, których już nie ma - mówi Waldemar Krzystek.
Jako przykład podaje legnicki garnizon żołnierzy radzieckich. - Potem reżyser musi zdobyć fundusze na realizację i wykonać kolejną pracę. Na końcu jak już film powstaje nie może zmęczony poddać się podczas samej realizacji - dodaje. Janusz Zaorski wspomniał natomiast, że przy okazji zbierania funduszy na film bywa ciężko.
- Nikt nas w szkole filmowej nie uczy żebractwa. A czasem jak już fundusze zdobędziemy okazuje się, że producent powierza reżyserię komu innemu - wyjaśnia Zaorski. Dodaje też, że często nie jest łatwo też reżyserowi zrealizować zalecenia producenta podczas współpracy z aktorami. Za przykład podał anegdotę, wedle której Pasikowski próbował przekonać Bogusława Lindę do zagrania w "Pitbullu" obok Dody.
Jak film już powstaje reżyser musi zadbać o dopięcie całego przedsięwzięcia i zrobienia go najlepiej jak potrafi, co nie jest łatwe nie tylko z powodów finansowych. - Czasem, by serial miał kolejny sezon trzeba na końcu poprzedniego podbić oglądalność. A czasem konieczna jest walka jak na przykład wówczas, gdy wywalczyłem z Dutkiewiczem by zamknięto na dwa dni Most Grunwaldzki. A gdzie ja miałem pokazać sceny z manifestacji w "80 milionach"? Na kładce dla pieszych? - pyta retorycznie reżyser.
Trudne początki
Reżyserzy wspominają z rozrzewnieniem swoje początki w zawodzie. - W szkole filmowej wszyscy chcieliśmy robić filmy fabularne, nikt nie chciał iść do "oświatówki". Mnie skierowano do oświatówki i miałem zrobić film o tym jak chłopiec ze szkoły buduje domek dla szpaków. Znaleźliśmy szkołę "tysiąclatkę", odpowiedniego chłopca i las. Po kilku dniach kręcenia materiał wysłano do Łodzi by sprawdzono czy na taśmie nie ma rys. Po czterech dniach przyjechała stamtąd inna ekipa z nowym operatorem i po każdej wysyłce materiału do Łodzi przyjeżdżali nowi aż po trzecim razie zmieniła się cała ekipa. Przysłali czołówkę Hassa z Jahodą. Oni zmienili szkołę, chłopca i las, a zrobiony przez nich obraz nabrał charakteru. To wszystko działo się na moich oczach - wspomina Sylwester Chęciński.
Dla młodego reżysera, który od dzieciństwa kino uważał za sztukę magiczną to była prawdziwa szkoła zawodu. - Dzięki tym wielkim twórcom zrozumiałem jak ważne jest to by mieć swoją wizję i wyobraźnię - dodaje Chęciński. Co ciekawe ta wizja i wyobraźnia oraz niepowtarzalna wrażliwość wpływa decydująco na kształt filmu. - Z tego samego scenariusza każdy z nas zrobiłby inny film - konkluduje Majewski.
Ważny jest mistrz
Część reżyserów preferuje tworzenie ekranizacji książek, inni wolą budować scenariusze samodzielnie i twórcze opowiadanie obrazem. Ważny w takich przypadkach jest mistrz od którego początkujący twórca się uczy. - Mnie uczył Kieślowski. Na zajęciach mówił jak samodzielnie tworzyć scenariusz, uczył też opowiadać przez kadry. Na zaliczenia musieliśmy opisać fragment filmu w przynajmniej 25 przejściach montażowych i co dwa dni pisaliśmy własne sceny by nauczyć się pokazania upływu czasu - wspomina Krzystek. O Kieślowskim jego uczniowie mówią też, że nigdy nie krytykował literatury, świata, nie przekazywał poglądów. Wykształcił wielu polskich twórców, to czy ktoś został dobrym rzemieślnikiem, czy mistrzem okazywało się po latach od ukończenia szkoły. - Po czterdziestce każdy człowiek odpowiada za swoją twarz, czy ma coś do powiedzenia, czy też ma dać sobie spokój - dodaje twórca "Małej Moskwy".
Przygoda z naszym regionem
Każdy z uczestniczących w panelu twórców ma za sobą pracę na Dolnym Śląsku, zaś Janusz Majewski miał w regionie rodzinę. - Pamiętam, jak w 1946 roku przyjechałem do Szczawna-Zdroju do mojej ciotki i otworzyłem drzwi obcej kobiecie. Niemka chciała coś sprzedać, tyle przynajmniej pozwolił mi zrozumień mój niemiecki. Nie zrozumiałem jednak dlaczego chce sprzedać futro w środku lata, okazało się jednak, że oferowała grzyby - opowiada z uśmiechem.
Słuchacze dopytywali zaś Waldemara Krzystka o legnicką legendę, którą wskrzesił w swoim filmie. - O tym zadbanym i zawsze ozdobionym kwiatami grobie opowiadała mi mama. Mówiła, że tam leży Rosjanka, co najpierw zakochała się w Polsce, potem w Polaku, i że Rosjanie ją zabili. Początkowo realizacja tego filmu była niemożliwa, potem gdy był już scenariusz i zmieniły się czasy, to przez 5 lat nie mogłem na niego zebrać pieniędzy. Chciałem go nagrać, choć było ryzyko, że nim tego dokonam, to umrę z głodu - gorzko żartuje Krzystek.
Słuchacze wyrazili swoje opinie o dziełach uczestników panelu. Są ponadczasowe. - Krzesło zrobione przez dobrego stolarza przetrwa 200 lat, a partak choć zrobi piękne krzesło, to rozpadnie się ono po chwili - konkluduje Majewski.
Kogo jeszcze spotkamy na 11. FRF w Wałbrzychu?
FESTIWAL REŻYSERII 2018: JAKIE GWIAZDY ODWIEDZĄ WAŁBRZYCH?
O wydarzeniach festiwalu:
WAŁBRZYCH: SUKNIE IZABELI ŁĘCKIEJ I MUNDURY CZTERECH PANCERNYCH [FOTO]
WAŁBRZYCH: JAN JAKUB KOLSKI ODEBRAŁ KRYSZTAŁOWEGO DZIKA [FOTO]
WAŁBRZYCH: ANNA SAMUSIONEK WYŚCISKANA PRZEZ PRZEDSZKOLAKI (FOTO)
MAŁGORZATA KOŻUCHOWSKA NA KANAPIE Z WAŁBRZYSZANAMI (FOTO, FILMY)
Elżbieta Węgrzyn
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj