
| Źródło: Wiesz Co
Wałbrzych: za stary na myślenie o... poczuciu bezsensu i stagnacji (WYWIAD)

„Jak trwoga to do…”. Jak to zdanie powinno kończyć się według Tomasza Organka?
- To do rozumu. Tylko dzięki rozumowi i opanowaniu da się wyjść z opresji. Mimo, że staram się utrzymywać poprawne kontakty z otoczeniem, jestem dość zamknięty w sobie i niełatwo jest namówić mnie na zwierzenia. Od dziecka byłem nauczony tego, żeby radzić sobie samemu ze wszystkim. Czasami bywała to twarda szkoła, ale właśnie dzięki opanowaniu i chłodnemu myśleniu dawałem sobie radę. Żadne gusła ani ezoteryka nie wchodzą w grę.
Nawiązuję częściowo do pańskiej powieści „Teoria opanowywania trwogi”, bo zastanawiam się jak to jest być przede wszystkim muzykiem i kompozytorem, a następnie przeistoczyć się w pisarza?
- Uważam to za zupełnie naturalny proces. Dzięki różnym narzędziom mogę wyrażać się jaśniej, precyzyjniej. Pisanie tekstów, czy komponowanie, na jakimś etapie przestało mi wystarczać. Odczuwałem wzmożoną potrzebę wypowiedzenia swoich myśli, przedstawienia oglądu świata w sposób bardziej nieskrępowany. Tekst piosenki jest z reguły podporządkowany formie muzycznej, co sprawia, że jest dość mocno ograniczony formalnie. Powieść daje za to prawie nieskończone możliwości kreacyjne.
Trwoga to jednak po prostu strach. Pan boi się czegoś szczególnie?
- Wielu rzeczy boję się, ale z reguły staram się oswajać swoje strachy i tak sobie z nimi radzić. Boję się o swoich bliskich. Boję się choroby, niemocy i uzależnienia od innych. Boję się głupoty i chamstwa, bo one zatruwają relacje między ludźmi. Boję się też o ten kraj i to co się dziś w nim wyrabia. Boję się wojny i małych ludzi.
Może też poczucia bezsensu, stagnacji?
- Za stary już jestem na takie myślenie. Jeśli 46-letni facet boi się bezsensu i stagnacji, to oznacza, że zmarnował sporo czasu i niczego z tego życia nie zrozumiał. Bezsens i stagnacja to pewne stałe, które towarzyszą nam do śmierci, ale pewna dojrzałość i biorące się z niej doświadczenie pozwalają prowadzić w miarę sensowne i wartościowe życie. W przeciwnym przypadku należy się jak najszybciej zgłosić do terapeuty.
Czy ucieczką od takich stanów może być muzyka?
- Muzyka, sztuka w ogóle, to z jednej strony ucieczka od problemów, a z drugiej sposób na ich rozwiązywanie. Dzięki sztuce stajemy się lepsi, wychodzimy na prostą w poszukiwaniu transcendentaliów, czyli prawdy, dobra i piękna. Zalecam wszystkim jak najgłębsze uczestnictwo w kulturze czy to pasywnie jako odbiorca, czy aktywnie jako twórca, bo to czyni nas lepszymi ludźmi. Czytajcie, oglądajcie mądre filmy, słuchajcie dobrej muzyki, malujcie, rysujcie, grajcie na instrumentach, śpiewajcie, uprawiajcie sporty, spędzajcie czas razem. To wszystko bardzo rozwija i uszlachetnia człowieka, czyni go bardziej wrażliwym i empatycznym, otwartym na świat, czyli lepszym.
Co daje słuchaczowi muzyka oferowana przez zespół Ørganek?
- Mam nadzieję, że ludzie znajdują w mojej muzyce i rozrywkę, i jakąś treść artystyczną, z którą się identyfikują. Tak przynajmniej chciałbym to widzieć. Tak byłoby idealnie.
Na weselach was nie grają, w mainstreamowych rozgłośniach radiowych też raczej rzadko, czy trudno jest być obok głównego nurtu?
- Nie, paradoksalnie bardzo łatwo. Możesz robić to, co uważasz za stosowne, nie pędzić za chwilowymi modami, mówić i wyglądać jak chcesz. Możesz być wolnym i niezależnym. Nie wyobrażam sobie niczego innego.
No więc w jaki sposób udaje się połączyć wysoki poziom artystyczny tego, co Pan tworzy z sukcesem komercyjnym?
- Jest spora grupa ludzi, których nie interesuje sama rozrywka, nawet ta dobrze opakowana. Ludzie na pewnym etapie swojego rozwoju emocjonalnego szukają czegoś więcej. Mam nadzieję, że jesteśmy w gronie artystów, którzy im takie treści dostarczają. Okazuje się, że ta grupa jest na tyle duża, że da się z takiej postawy normalnie żyć. Mnie to wystarcza i daje spełnienie.
Co Pana w ogóle pcha do tworzenia i grania?
- Poczucie bezsensu i stagnacji (śmiech). Tworzenie pozwala postrzegać swoje życie jako wartościowe, pozwala na postrzeganie siebie jako wartościowego uczestnika życia społecznego i kulturalnego. O tym właśnie mówi teoria opanowywania trwogi (uśmiech).
Zostawmy już też trwogę. Jak Pan ocenia obecną kondycję i przyszłość muzyki gitarowej w kontekście dominacji hip-hopu?
- Niestety jest z tym ostatnio problem. Młodzi ludzie wolą rapować niż chwytać za gitary. To oczywiście znak naszych czasów. Poprzez pewną modę, znudzenie rockiem i powszechną dostępność technologii, dzieciaki same robią muzykę w domu. Łatwiej jest zrobić lub kupić beat i do niego rymować niż nauczyć się grać na instrumencie, założyć zespół, znaleźć salę do prób, które należy odbywać regularnie. Efekt też z reguły przychodzi po latach, a czasy mamy takie, że chcemy na już, na teraz. A do tego od razu ma być sukces, bo inaczej to bez sensu. Brakuje mi grania gitarowego, tego młodocianego buntu, krzyku, opowieści o dzisiejszym pokoleniu. Zamiast tego mamy wielkie koncerty idoli młodego pokolenia, którzy reklamują McDonalda. To inne pokolenie. Nie ma w tym zwyczajowego młodocianego buntu, ale zgoda na zastane warunki. To społeczeństwo konsumpcjonistyczne, nie ma tu mowy o rewolucji, tylko o zarobku.
Jest coś, czego Pan zazdrości koleżankom i kolegom z branży muzycznej?
- Nie. Mam to, czego potrzebuję.
Co Pana najbardziej denerwuje we współczesnym świecie showbiznesu?
- Przede wszystkim to nie bardzo się nim interesuję i nie jestem na bieżąco. Widzę tylko jak bardzo dzisiejsza muzyka formatuje się pod media społecznościowe i chwilowe mody. Ze świecą szukać czegoś oryginalnego. Włącz radio, a usłyszysz ciąg jednostajnej muzyki granej w tym samym tempie na tych samych brzmieniach. Dla mnie to niewiarygodnie nudne, ale jak się stworzyło takie potrzeby, to teraz trzeba je wypełniać. No i brak ideowości. Dziś za pieniądze zrobi się wszystko.
Jaką ostatnio kupił Pan płytę, jeśli w ogóle zbiera Pan takie dziaderskie przedmioty?
- Oczywiście, jestem dziadersem i dobrze się z tym czuję. Kocham płyty, ale jeśli już coś kupuję, to nie jest to chwilowo modna rozrywka, bo ta zaraz mnie nudzi i pozostaje plastik do utylizacji. Ostatnio kupiłem kilka winyli z muzyką filmową, klasyczną i trzy płyty CD: Pat Martino El Hombre, Jimmy Smith & Wes Montgomery The Dynamic Duo i Takuya Kuroda Rising Son.
Gdzie widzi się Pan za 10 lat?
- To za trudne pytanie. Nie umiem na nie odpowiedzieć.
Rozmawiał Piotr Bogdański
Fot. użyczone (Karol Kacperski)
Zdjęcia z koncertu użyczone: Stara Kopalnia
Inne wywiady "Wiesz Co":
Wałbrzych: Paweł Świątek nie tylko o teatrze
Wałbrzych region: zauroczyły ją choinki... z gazet
Wałbrzych region: Anna Puchała - fit to moje życie
Wałbrzych: dlaczego Toyota jest zielona i co o nas sądzą Japończycy?
Wałbrzych: bez kapelusza, to nie Chińczyk
Wałbrzych: ,dziarka' to nie tylko mały tatuaż
Wałbrzych: górnik ze Starej Kopalni z milionami odsłon w sieci
Wałbrzych: emerytowany wuefista i trener z milionami odsłon
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie PDF na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj