Wałbrzych: Wiśniewski - smutek, seks, Bóg i morderstwo celebryty [FOTO]
- Wspaniale się otwiera bibliotekę - wyznał Janusz L. Wiśniewski na przywitanie. 27 kwietnia autor bestsellerów odwiedził Wałbrzych na zaproszenie Biblioteki pod Atlantami i spotkał się z czytelnikami w jednej z sal nowo powstałej biblioteki. Czytelnicy dopisali, przydały się dodatkowe krzesła.
Smutek
Autor "S@motności w sieci" jest wszechstronnie wykształconym naukowcem, ale został też pisarzem. Trochę z przypadku. Wałbrzyszanie poznali jego drogę od -... osoby tworzącej największą na świecie bazę związków chemicznych potrzebnych by paniom przygotować kremy, a panom Viagrę - ironizował gość spotkania - do pisarza bestsellerów.
Zaczęło się od trudnego okresu w życiu. - Miałem okres smutku i rozczarowania. Chciałem sobie z nim poradzić i zacząłem pisać "S@motności w sieci", nie miałem planu by ją wydawać. Ta książka wprowadziła mnie w inny świat, świat show businessu. Moje książki wydano w 19 krajach, ale starałem się by nie wyszły w Niemczech gdzie chciałem być nadal wyłącznie naukowcem. Jednak koledzy z pracy odkryli tę moją tajemnicę po 8 latach - wspomina Wiśniewski. Oszałamiający sukces "S@motności..." nie był zamierzony, autorowi chodziło o efekt terapeutyczny pisania o kryzysie, co jak mówił, jest tańsze od psychoanalityka i do tego można je stosować nawet po godz. 23, kiedy psychoterapeuta już nie chce słuchać. Po wydaniu książki Wiśniewski nie zamierzał dalej pisać, ale wydawcy namawiali go na więcej. - Myślałem, że to będzie moja jedyna książka, ale w 2003 roku zadzwoniło wydawnictwo z prośbą bym napisał kolejną. "O czym?" zapytałem, "o czymkolwiek" odpowiedzieli. Uznali zatem, że nawet jakbym napisał książkę kucharską, to i tak by się sprzedała - wyjaśnia gość Atlantów.
Jednak sukces okazał się mieć też posmak goryczy, bo pisanie miało pomóc uporać się ze smutkiem i kryzysem w małżeństwie, ale odniosło skutek połowiczny. - Nie wiem, czy zacząłbym pisać jakbym wiedział to co wiem obecnie. A już na pewno nie potrzebowałem pieniędzy z książek. Moje małżeństwo się rozpadło, a ta książka się do tego przyczyniła... - wspomina.
Z filmowej ekranizacji swojej debiutanckiej książki nie jest do końca zadowolony tłumacząc, że zabrakło tam ognia pomiędzy postaciami granymi przez Cielecką i Chyrę.
Seks
Wiśniewski mówi o swoim dążeniu do perfekcji, zatem dodatkowe działania i inny rozdział w życiu zawodowym okazały się nie lada wyzwaniem. - Nauka jest moją żoną, a literatura kochanką. Ciągle mam nadzieję, że żona nie wie o tej drugiej. Najgorsze w życiu mężczyzny jest nie zadowolić dwóch kobiet, dlatego łączę te dwa światy z coraz większym trudem, bo wszystko chcę robić dobrze - wyznaje autor. To łączenie jest tym trudniejsze im więcej książek pojawia się na świecie, to jakby wdawać się w kolejny romans... a potem trzeba książki jeszcze promować w kolejnych krajach. Teraz jego wydawnictwa znane są w niemal 20 krajach. Do tego dochodzą jeszcze ekranizacje książek - filmowe i sceniczne.
Zapytany o to, jak doszło do napisania książki z profesorem Zbigniewem Izdebskim pt. „Intymnie. Rozmowy nie tylko o miłości”. - Jakby pani miała możliwość sześć razy przez kilka godzin rozmawiać ze Zbyszkiem o seksie, to też by pani napisała o tym książkę - wyjaśnia przewrotnie Wiśniewski. Z pochłoniętym pracę Izdebskim znają się z "Pani", gdzie są felietonistami. - On wie gdzie to ludzie robią, jak to robią i czy mają z tego frajdę, a ode mnie się chciał dowiedzieć dlaczego to robią - wyjaśnia naukowiec. Tak doszło do tego zapisanego na kartach książki dyskursu, a obie jego strony podeszły do tematu bardzo profesjonalnie.
Pisarz szanuje seksuologa, choć czasem był zaskoczony jego bezpośredniością i podejściem do spraw łóżkowych. - On traktuje seks jak bibliotekarki pracę w bibliotece. Raz podczas naszych rozmów asystentka przyniosła mu wyniki badań i zapytała, gdzie ma położyć "orale" i "anale", a on odparł, że na "przedwczesnych wytryskach", albo innym razem przerywającą nam w rozmowie o samozaspokojeniu dziennikarkę z rozbrajającą szczerością poinformował, że musimy "skończyć masturbację" - opowiada. Wspomina też spotkanie towarzyskie, na którym przy stole w zróżnicowanym gronie Izdebski zapytał znaną aktorkę o to "jakie fantazje seksualne sprawiają, że ma najbardziej zwilżoną waginę". Nie jeden by się na takie zapytanie zarumienił.
Morderstwo celebryty
Była zatem muza wynikająca ze smutku, a także inspiracja ciekawą i pełna pikanterii rozmową. W życiu Wiśniewskiego nie zabrakło też "inspiracji" zleconych. Książka "I odpuść nam nasze" była zamówieniem do powstającej serii "true crimes" Sekielskiego. Miały powstać książki na motywach prawdziwych wydarzeń choć niekoniecznie w formie reportażu, a zlecenia otrzymali polscy pisarze. - Mieliśmy możność wyboru sprawy, a każdy z nas miał też przed pisaniem wgląd w akta sądowe. Wybrałem sprawę śmierci Andrzeja Zauchy w 1991 roku. Cała Polska żyła tym, to był pierwszy celebrycki mord - opowiada twórca. Autor streścił tę tragiczną historię poznaną z prasy i akt. W październiku 1991 roku 30-letni reżyser Yves Goulais zastrzelił pod krakowskim Teatrem Stu Andrzeja Zauchę i swoją żonę - aktorkę - Zuzannę Leśniak. Podejrzewał tę parę o romans, a myśl o morderstwie stała się dla niego obsesją. - Akta sprawy miały ponad 700 stron. Według nich mężczyzna wystrzelił 9 kul i wcale nie zamierzał zabić żony, ale ta zmarła w karetce. Potem poszedł na posterunek i powiedział, że zabił człowieka. Od policji dowiedział się o śmierci Zuzanny, to była dla niego tragedia, bo kochał ją nieprzytomnie. Chciał za wszystko odpokutować, liczył na to, że dostanie karę śmierci, ale otrzymał wyrok 15 lat więzienia - opowiada pisarz.
Lektura policyjnych stenogramów, zdjęć z miejsca zbrodni i poznanie dalszych dziejów skuszonego i tragicznego zabójcy była dla Wiśniewskiego pouczająca. - Im bardziej wgłębiałem się w jego zeznania, tym bardziej go lubiłem - wyznaje. Potem krytycy jego książki posądzą go o stronniczość, ale jakże nie nabrać szacunku do 30-latka, który sprzedał swoje mieszkanie i przekazał pieniądze osieroconej córce Zauchy i starał się wspierać ją finansowo, a w więzieniu kształcił się i pracował, a także uczył innych m.in. języków. A do tego wszystkiego czuł ciężar winy i torpedował wszystkie wysiłki swojej matki dążącej do uzyskania dla niego prezydenckiego ułaskawienia. - Udało mi się z nim spotkać i porozmawiać. Pozostał w Polsce i pracuje w branży filmowej pod zmienionym nazwiskiem. Ułożył sobie życie i podczas naszej rozmowy miał 2-letniego synka. Krytycy pisali, że go wybielałem. Więcej już takiej książki nie napiszę...
(ELW)
Bóg
Wiśniewski wywodzi się z Torunia, gdzie został wyróżniony w „Piernikowej Alei Gwiazd”. Autor z ironią w głosie ubolewał nad brakiem zaproszenia od lokalnego Radia Maryja, gdzie mógłby porozmawiać o religii.
W swoich książkach Wiśniewski porusza tematy bardzo osobiste. W „Na fejsie z moim synem” rozmawia ze swoją zmarłą matką, z którą był bardzo związany. W powieści autor snuje rozważania o pochodzeniu człowieka, sztuce, ludzkich uczuciach i swojej tożsamości. Nie brakuje też wątków religijnych, bo jego mama po śmierci ląduje w... piekle.
Jednoosobowe MSZ
Dużo ciepłych słów z ust gościa padło na temat jego rosyjskich czytelników. Wiśniewski ma za sobą wiele podróży do Rosji, gdzie promował Polskę na spotkaniach autorskich. - Mam wrażenie, że opowiadając o naszym kraku i wiele rzeczy tłumacząc, w Rosji robię więcej niż cały Polski MSZ - ironizuje pisarz.
W kraju naszych sąsiadów jest bardzo popularny, a „S@amotność w sieci” doczekała się adaptacji teatralnej. Pisarz zagrał w niej nawet bezdomnego, który chce popełnić samobójstwo, co ciekawe tę postać zagrał też w polskiej filmowej ekranizacji tej książki. Naród rosyjski określił jako bardzo oczytany oraz, pomijając kwestie polityczne, podobny pod względem cech osobowościowych do Polaków. - Rosjanie są bardzo do nas podobni i kochają smutne książki, stąd może takie zamiłowanie do wydawnictw mojego autorstwa - zastanawiał się Wiśniewski. - Z drugiej strony wspomniał o przerażającej homofobii, która ma się dobrze nie tylko w Rosji, ale i na Ukrainie.
W rozmowie z pisarzem nie mogło zabraknąć tematu polsko-niemieckiej tożsamości. Wiśniewski mieszka we Frankfurcie nad Menem od 1987 roku, gdzie pracuje zawodowo, jako naukowiec w branży informatycznej, w jednym z tamtejszych instytutów, za zachodnią granicą urodziła się jedna z jego dwóch córek.
Obserwowanie Polski z dalekiego dystansu, jak mówi, pozwala mu dostrzec nieprawdopodobny rozwój kraju po zmianie ustrojowej. Zdaniem pisarza polska tendencja do narzekania sprawia, że czasami nie jesteśmy w stanie jako społeczeństwo dostrzec naszego cywilizacyjnego postępu. - Gdyby w 1987 roku ktoś mi powiedział, że dojadę autostradą z Frankfurtu do Warszawy, to nie uwierzyłbym, że ten ktoś jest w stanie przyjąć tyle chemii, by mieć aż tak niedorzeczne wizje - egzemplifikował pisarz.
Co dalej?
Jedna z czytelniczek Wiśniewskiego zapytała o zakończenie „Miłości i innych dysonansów”, której audycja radiowa bez reszty ją pochłonęła, ale nie miała możliwości odsłuchać jej do końca. Autor zakończenie zdradził, ale pozwolimy sobie zachować je w tajemnicy.
Po 31 latach na obczyźnie Wiśniewski wraca do Polski i przenosi się do Gdańska. Wybór Trójmiasta argumentował swoją słabością do morza oraz miłością do kobiety, jak to określił, „pewnej cudownej polonistki”. Autor „S@motności w sieci” planuje zwolnić i zamienia pracę w korporacji na rolę wykładowcy na jednej z uczelni na Wybrzeżu. Nie zamierza też przestać pisać, zapowiadając długo oczekiwaną „S@motność w sieci 2”, której premiera planowana jest na listopad tego roku lub na styczeń 2019. (DH)
Elżbieta Węgrzyn i Dominik Hołda
fot. Elżbieta Węgrzyn
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj