Stara Kopalnia: wieczór wśród alpejskich szczytów (FOTO)
Krzysztof Żarkowski zaprezentował konkursowe zdjęcie, które zaowocowało nagrodą – „zegar” złożony ze stojących na śniegu muflonów, z których każdy wykonuje inną czynność. – Spotkałem się z zarzutami, że to ściema, że ta fotografia jest posklejana, ale ona jest w każdej chwili do wglądu, to zwykła fotografia analogowa. Dla mnie prywatnie ma wielką wartość, może już nigdy nie uda mi się zrobić podobnego – mówił.
Przyrodnik opowiadał nie tylko o czworonogach i skrzydlatych, także o alpejskich realiach. – We wsiach wysokogórskich nie ma samochodów, są tylko pojazdy elektryczne, prawdopodobnie używane przez osoby niepełnosprawne, po dwa - trzy we wsi. Reszta mieszkańców dojeżdża do tych miejscowości kolejką gondolową. Cisza, spokój, rano na dachach siedzą wieszczki, wyglądające trochę jak kosy - i ćwierkają. Na platformach widokowych z każdego zdjęcia wychodzi pocztówka. Ścieżki w chmurach ze szklaną podłogą robią wrażenie – nie każdy zejdzie z metalowej części. Mówiono nam, żeby nie wychodzić za wysoko, bo mamy ubezpieczenie tylko do 3000 metrów – żartował Krzysztof Żarkowski.
W Alpach żyją Polacy, są też wałbrzyszanie. Mówili, że mieszkańcy Alp nie interesują się górami, nie spacerują po nich - podobnie, jak większość mieszkańców naszego miasta nigdy nie była na Chełmcu. Bardziej interesują ich turyści, których jest mnóstwo, nie brakuje też miłośników ekstremalnych sportów, jak kolarstwo górskie czy paragliding. – Uprawiający go lądowali nawet we wsi na deptaku, tak jakby u nas w Szczawnie na przykład. Pokazano nam cmentarzyk tych, którym się nie udało... Alpy odwiedza mnóstwo Japończyków, mają podobno takie przekonanie, że jeśli między jednym a drugim jeziorem zostanie poczęte dziecko, to będzie szczęśliwe przez całe życie... – opowiadał o lokalnych ciekawostkach Krzysztof Żarkowski, ale najważniejsze były oczywiście zwierzęta.
- W regionach, gdzie się nie poluje na zwierzęta, można prawie głaskać koziorożce, a pardwy górskie podchodzą na kilka metrów. Tam, gdzie się poluje, uciekają już widząc człowieka z odległości 130 metrów. Koziorożce wytępiono w Szwajcarii w XIX wieku, bo tam strzelano do wszystkiego. Wiele gatunków wymarło, na przykład orłosępy. Teraz przywraca się te historyczne gatunki. Świstaki też nie pozwalają podejść do siebie na 150 metrów, bo się na nie poluje. Czasem siedzieliśmy przez godzinę na skałach i żaden się nie pojawił. Z daleka widać, gdzie są, bo wydeptują na halach takie poziome tarasy, zbierając trawę. Raz, kiedy tak siedzieliśmy, przyszli dwaj panowie i zbierali na łące minerały. Koleżanka podeszła do nich i zaczęła im tłumaczyć, że tu są fotografowie, chcą zrobić zdjęcie świstaka, ale się nie dogadali, więc wyjęła telefon i pokazała im jego zdjęcie w internecie, na co jej powiedzieli, że oni takiego tu nie widzieli – mówił Krzysztof Żarkowski.
Najwięcej czasu fotograf spędził w otoczeniu koziorożców. Jak mówił, mają oczy muflonów, a obserwowanie ich wymaga silnych nerwów: – Szokujące są te przepychanki młodych nad 200-metrową przepaścią, aż się chciało krzyknąć: „Uważaj!” Jednak nawet jak taki spadnie, to potrafi się w locie odepchnąć nóżką od skały i zmienić kierunek. – Przyrodnikowi udało się zrobić także zdjęcia innych futrzastych i pierzastych mieszkańców gór wraz z orłem, który ukazał się całkiem nieoczekiwanie.
Być może wkrótce zdjęcia Krzysztofa Żarkowskiego – nie tylko te z Alp - uda się obejrzeć na wystawie w Wałbrzychu.
Czytaj też:
NAGRODZONY FOTOGRAF WYJEŻDŻA W ALPY
WAŁBRZYCH: ZA ZDJĘCIE MUFLONÓW BILET DO SZWAJCARII
Akcje i wydarzenia z udziałem KRZYSZTOFA ŻARKOWSKIEGO
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj