Olga Rudnicka - druga Chmielewska? (FOTO)
E-mailem prosto do prezesa
Autorka zadebiutowała w wieku 20 lat powieścią „Martwe Jezioro” i od razu odniosła sukces wydawniczy. Jak mówi, nigdy nie chciała być pisarką, chciała zostać weterynarzem lub psychologiem, a swoją karierę zawdzięcza poniekąd starszej o 10 lat siostrze, która namiętnie czytywała kryminały, thrillery i horrory. Pisarka również zaczęła się nimi interesować, a miała wtedy zaledwie 10 lat i zaowocowało to koszmarnymi snami i nocnymi lękami. Żeby odreagować, zaczęła pisać opowiadania na podstawie tych snów i tak powstało w 2008 roku „Martwe jezioro”. Miało być kolejnym tekstem napisanym do szuflady.
- Byłam wtedy nieśmiała i pełna kompleksów. Wysłałam wydruk do 15 wydawnictw, oczywiście do „Prószyński i S-ka” na końcu. Popełniłam niebywałą wpadkę, bo wysłałam go z pominięciem wszelkich procedur na e-mailowy adres samego prezesa. I to spowodowało, że tam, gdzie na odpowiedź czeka się miesiącami, ja ją dostałam po dwóch dniach i bardzo nakłamałam wtedy pisząc o sobie, zataiłam swój wiek. Więc spotkanie na miejscu zwaliło mnie z nóg, prezesa chyba też, bo zasypał mnie lawiną informacji, że trzeba wykorzystać mój wiek w celach promocyjnych, rozkręcić tę maszynę. Aż się popłakałam z wrażenia – wspomina Olga Rudnicka.
Na co dzień autorka pracuje jako asystent osób niepełnosprawnych w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej w rodzinnym Śremie. Pisarstwo to jej odskocznia od codzienności, ale czasami wkracza w tę rzeczywistość dość nieoczekiwanie.
Techniczne zawiłości zabetonowania zwłok
- Na przykład moja bohaterka zostaje z dwoma trupami w zamrażalniku i co trzeba z nimi zrobić? Zabetonować. Ale, jak zaczęłam czytać o tych wszystkich wylewkach, C1, C2, naprawdę, podziwiam panów na budowach.... a tu dzwoni do mnie mój wydawca i mówi: „Olga, oni nie mogą tak leżeć w tej piwnicy! Musisz napisać kontynuację!” Wtedy ja, ściszając głos, bo właśnie idę ulicą, mówię mu: „Czy ty wiesz, jak trudno jest zabetonować w piwnicy dwa trupy?”
Bycie pisarką odsłoniło przed Olgą Rudnicką całkiem nowe aspekty rzeczywistości. Na pewnym spotkaniu autorskim bibliotekarki przeprowadziły z nią test znajomości jej utworów, który zdała... na trójkę. Okazało się, że wydawnictwo bez jej wiedzy zmieniło imię głównej bohaterki jednej z książek. – Zamienili Celinę na Urszulę, twierdząc, że imię Celina jest archaiczne, tak jakby imię Urszula było nowocześniejsze. Ale właściwie to moja wina – wydawnictwo przysłało mi przecież rękopis do korekty, tylko muszę się państwu do czegoś przyznać... ja nie lubię Rudnickiej! Ja tak państwa podziwiam, że jesteście w stanie czytać te powieści. Ja już nimi jestem zmęczona – wyznała autorka.
Dlatego nie myśli o kontynuacjach swoich książek, ma zamiar iść za nowymi pomysłami. Na przykład nie będzie dalszego ciągu historii o pięciu Nataliach. – W sumie nie za bardzo chcę o tym mówić, bo na pewno nie będę brnęła w historię Natalii, ale jest planowana ekranizacja i być może w 2018 roku będą je państwo mogli zobaczyć na ekranie – zapowiadała autorka. – I nie umiem sobie wyobrazić, jak te Natalie mogłyby wyglądać, bo w mojej głowie są takie konkretne... a gdybym zobaczyła tę Kożuchowską, ona jest przecież wszędzie. Mam wrażenie, że w lodówce siedzi.
„A, to ty jesteś tą drugą Chmielewską?”
Ulubieni pisarze autorki to Cook czy King, ale, jak przyznała na spotkaniu, oczywiście nie da się zapomnieć o Chmielewskiej. – Bardzo żałuję, że nie zdążyłyśmy się poznać, bo goniłabym kobiecinkę po całej Polsce, tak ją uwielbiam. No przecież „Lesio”... A, już się zaczęły porównania Rudnickiej do Chmielewskiej. Coraz częściej uciera się taki chwyt marketingowy: „A, to ty jesteś tą drugą Chmielewską?” Ale ostatnio zaczynam się tak boczyć na to porównanie, bo przecież to jest marka, to nazwisko.
I podobnie, jak mówi Olga Rudnicka, jest z jej określeniem jako „znanej autorki kryminałów”. – Przecież to nie są kryminały, to powieści z wątkiem kryminalnym. Niestety, trudno mnie zaszufladkować – podkreśla autorka.
Przyznaje, że na targach książki, na które jeździ, może zobaczyć, kto czyta Rudnicką. W kolejce ustawiają się, jak mówi, i młodzież, i osoby w średnim wieku, i starsi, i kobiety, i mężczyźni, choć w określeniu „Cała Polska czyta Rudnicką” jej zdaniem jest na pewno przesada.
Młody wiek jest atutem, ale może być i kulą u nogi. Na spotkaniach czytelnicy otwarcie wyrażają czasem swą dezaprobatę z tego powodu, a prowadzący każą jej usiąść na widowni, bo jeszcze czas, autorka jeszcze się nie zjawiła. Mimo zapowiedzianej kampanii marketingowej na książkach nie umieszczano jej zdjęć, żeby jej wiek nie zniechęcał potencjalnych nabywców. – Jednak, proszę państwa, ja wychodzę z założenia, że to nie wiek czyni człowieka dojrzałym, lecz jego doświadczenia. Gdybym umiała opisać swoje, to na pewno byłby bestseller! – zapewnia autorka.
Czytaj też:
GRUDZIEŃ W BIBLIOTECE POD ATLANTAMI
JOANNA JODEŁKA: PISANIE UZALEŻNIA I MOŻE DOPAŚĆ KAŻDEGO
MAREK KRAJEWSKI: W WAŁBRZYCHU ZDOBĘDZIE MĘSKIE SZLIFY?
OLGA TOKARCZUK ZASŁUŻONA DLA MIAST WAŁBRZYCHA
POLICJANCI - ZA CENĘ ŻYCIA: ODDALI ŻYCIE NA SŁUŻBIE
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj