Gdyby nie wypadek autokaru…
Jeszcze kilka lat wcześniej wydawało się to niemożliwe. Tymczasem po wicemistrzostwie Polski w 1981 i mistrzostwie rok później, przed startem następnego sezonu koszykarze Górnika Wałbrzych byli głównym faworytem do złotego medalu. W jego zdobyciu przeszkodziło jedno potknięcie i… wypadek graczy z Bytomia.
Jeden z wielu meczów na szczycie rozgrywanych w latach 80. Śląsk Wrocław – Górnik Wałbrzych. Broni Leszek Chudeusz, atakuje Mieczysław Młynarski
Przed sezonem 1982/83 w zespole mistrzów z Wałbrzycha nie zaszły wielkie zmiany. No może poza jedną, czyli wyjazdem na Węgry Zbigniewa Słomińskiego. Trenerem wciąż był Henryk Zając, a jego asystentem został Jan Lewandowski. Drużyna był zgrana i gotowa na kolejne sukcesy.
PZKosz tymczasem znów pomajstrował przy regulaminie. W każdy weekend zespoły rozgrywały po dwa spotkania, ale z innymi przeciwnikami. I rzecz jasna każdy z każdym. Po 18 kolejkach to jednak 6 najlepszych ekip, a nie 5 jak było przed rokiem, kwalifikowało się do gry o mistrzostwo. Cztery najgorsze teamy w tabeli walczyły o utrzymanie. W najlepszej „szóstce” znów grano każdy z każdym. Tak więc Górnicy mieli do rozegrania 28 spotkań, bo nikt nie miał w Wałbrzychu wątpliwości, że biało-niebiescy ponownie powalczą o medal. Niewiadomą pozostawał jego kolor.
Podopieczni trenera Zająca rozpoczęli piorunująco, choć w meczach z Polonią i Legią nasi musieli sobie radzić bez Stanisława Kiełbika. Pokonanie drużyn z Warszawy nie było problemem. Podobnie jak odniesienie zwycięstw z kolejnymi czterema przeciwnikami. Strach u rywali wywołał zwłaszcza triumf nad Śląskie 118:74 i 46 pkt Mieczysława Młynarskiego. Pierwszej porażki w sezonie biało-niebiescy doznali w Poznaniu. Lech wygrał aż 114:82, a jego najlepszymi graczami byli słynni Jarosław Jechorek i Eugeniusz Kijewski. „Kolejorz” pokazał rywalom z Wałbrzycha, że w tym sezonie celują w mistrzostwo. W następnych meczach wszystko wróciło do normy i na półmetku rozgrywek prowadziły dwa zespoły – Lech i Górnik, które miały na koncie po jednej przegranej. W tej fazie sezonu Górnik po dogrywce pokonał Lecha, ale przegrał jeszcze z Gwardią Wrocław, którą do triumfu poprowadził Jerzy Binkowski. Po wielu latach koszykarz… biało-niebieskich. Musicie wiedzieć jeszcze o wyczynie Młynarskiego z 17 kolejki spotkań. To wtedy dokonał rzeczy niespotykanej. Rzucił Pogoni Szczecin 90 pkt (sic!), a jego zespół zwyciężył 133:109. Wyobrażacie to sobie! A musicie pamiętać, że nie obowiązywał wówczas przepis o rzutach za 3 pkt. Wróćmy jednak do sezonu 1982/83. Po rozgrywkach zasadniczych Górnik był liderem i miał 33 pkt. Kolejne miejsca zajmowali: Gwardia (32 pkt) i Lech (31 pkt). Pozostali już się nie liczyli.
Przyznacie, sytuacja idealna, by obronić tytuł, ale… No właśnie. Już na starcie gier w najlepszej szóstce podopieczni trenera Henryka Zająca przegrali dwa spotkania – z… Lechem i Zagłębiem Sosnowiec. Po 23 seriach w tabeli prowadziły dwa zespoły, mające po 41 pkt na koncie. To Lech i Górnik. Absolutni dominatorzy. W następnej kolejce obie drużyny zmierzyły się w bezpośrednim boju w hali przy ul. Masarskiej. Zwycięsko z potyczki wyszli Górnicy, pokonując rywali minimalnie 96:95. Żeby zdobyć mistrzostwo Polski koszykarze spod Chełmca potrzebowali wygranych w czterech ostatnich starciach sezonu. Zakładając rzecz jasna, że Lech również wszystko wygra do końca. Dlaczego akurat tyle wygranych? To proste, poznaniacy legitymowali się bowiem lepszym bilansem bezpośrednich pojedynków z Górnikiem. Plan legł w gruzach już w następnym tygodniu, kiedy to wałbrzyszanie przegrali z Zagłębiem Sosnowiec. Potem nasi pokonali wprawdzie Stal Bobrek Bytom i Śląsk, ale wciąż zajmowali drugą pozycję w tabeli. Po ostatniej kolejce wałbrzyszanie mogliby świętować złote medale tylko pod jednym warunkiem. W przypadku swojego triumfu nad Gwardią Wrocław i porażki „Kolejorza” z bytomianami. Wałbrzyszanie zrobili swoje. Po bardzo ciężkim meczu pokonali Gwardię na jej parkiecie i czekali na wieści ze stolicy Wielkopolski. Czekali przy tarczowym telefonie wpatrując się w niego aż zadzwoni. To były czasy, że o internecie i telefonach komórkowych nawet nikt nie marzył. Ba, nawet o Telegazecie nikt nie śnił. Wieści długo nie nadchodziły. Jak się okazało z prostej przyczyny. Mecz w Poznaniu nie odbył się, gdyż zespół Stali Bobrek Bytom miał wypadek i nie dojechał na spotkanie. PZKosz postanowił przyznać Lechitom walkower, co było równoznaczne ze zdobyciem przez nich mistrzostwa Polski. Rozumiecie?! Koszykarska centrala zdecydowała, że najważniejsze starcie sezonu, w którym ważyły się złote medale mistrzostw kraju, po prostu się nie odbędzie.
Górnicy drugi raz w historii zajęli drugie miejsce i musieli zadowolić się srebrem. Na otarcie łez Mieczysław Młynarski trzeci raz został królem strzelcem I ligi (840 pkt) i znów trafił do najlepszej piątki ekstraklasy, obok swego klubowego kolegi Stanisława Kiełbika, którego Przegląd Sportowy nominował do tego prestiżowego grona po raz pierwszy.
Tekst: Tomasz Piasecki
Fot. użyczone (Archiwum Mieczysława Młynarskiego)
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj