Zawzięty upiór z Reimswaldau (dziś Rybnica Leśna)
Halloween nie jest świętem bliskim naszej tradycji, bo pojawiło się ono u narodów celtyckich już kilkanaście wieków temu, wraz z przekonaniem, że w wigilię święta zwanego przez Irlandczyków Samhain, czyli 1 listopada, zostawała zniesiona granica między światem żywych, a światem zmarłych. Wtedy istoty stamtąd mogły odwiedzać ludzi tutaj, więc należało podjąć je ucztą, bo jeśli się rozgniewały, płatały złośliwe figle. Jednak ludzie żyjący na ziemiach Europy Środkowej mieli własne wierzenia na temat złośliwości niektórych zmarłych, wyrażające się w przeświadczeniu o istnieniu upiorów. Nie wszyscy wiedzą, że mieliśmy na obecnym terenie naszego powiatu upiora tak aktywnego, że w walkę z nim zaangażowały się władze świeckie i kościelne najwyższych lokalnych szczebli.
Rybnicki upiór w czasach stalinizmu
O Georgu Eichnerze pisał Walter Reimann, autor niemieckiego opracowania legend związanych z Wałbrzychem i jego regionem, a jego tekst został wykorzystany w „Trybunie Wałbrzyskiej” z 1956 roku. Ówczesny autor ochoczo natrząsał się w imię oświeconego socjalizmu z przesądnych mieszkańców Rybnicy, którzy widywali swojego zmarłego sąsiada pod postacią dziecka, różnych zwierząt, nocą budził ich hałasami ze snu i straszył bydło. Uważali, że to on, bo za życia zmienił wyznanie (prawdopodobnie z protestantyzmu na katolicyzm, bo większość mieszkańców była protestantami – red.) W końcu został odkopany i wtedy na jaw wyszedł budzący grozę fakt, że jego wątroba, jelita, serce i prawe kolano nie uległy rozkładowi.
Diagnoza była oczywista: upiór. Wyniesiono zatem trumnę przez dziurę w murze cmentarnym i zakopano poza obszarem wsi, dziurę zamurowano, grób zasypano kamieniami, ale ekscesy po dwóch tygodniach spokoju powróciły ze zdwojoną siłą. Wreszcie wykopano zwłoki ponownie, kat publicznie odciął im głowę i wszystko spalono wraz z trumną. Wtedy skończyła się upiorna działalność Georga Eichnera, ale za to odtąd co noc rozpadał się ów mur cmentarny w miejscu, gdzie wyniesiono zwłoki. W końcu przestano go reperować i zapanował spokój.
Rybnicki upiór w świetle dokumentów
Wydane w tym roku pracowanie popularnonaukowe „W górach przeklętych. Wampiry Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat” Bartłomieja Grzegorza Sali rzuca nieco więcej światła na sprawę. Według niego Eichner zmarł w pierwszych miesiącach 1709 roku, a już 26 czerwca sołtys wsi napisał rozpaczliwy list do jej właściciela, hrabiego Ernsta Maksymiliana von Hochberg z Książa z prośbą o zezwolenie na ekshumację. W lipcu we wsi pojawił się grabarz-egzorcysta z Głuszycy, który odkopał zmarłego i odkrył wspomniane wyżej makabryczne szczegóły. Kiedy mieszkańcy zaczęli twierdzić, że upiór niepokoi ich bardziej niż przed przeniesieniem zwłok, na przykład napastuje kobiety, hrabia wysłał do wsi 8 strażników, którzy mieli pilnować grobu i domu zmarłego. Oni też zaczęli się uskarżać na przerażające dźwięki i na to, że co jakiś czas przelatuje obok nich „upiorny czarny ptak”. Wreszcie hrabia poprosił o pomoc proboszcza z Boguszowa-Gorc i główny wikariat z Wrocławia, co w finale doprowadziło do ponownej ekshumacji, dekapitacji i spalenia zwłok. Zdaniem autora opracowania był to „ostatni tego formatu upiór Sudetów”.
Joanna Lamparska w swoim opracowaniu „Tajemnice, zamki, podziemia” dodaje do listy upiornych manifestacji bardzo nieprzyjemne zapachy, dźwięki podobne do trzaskania z bicza, czy figle wyczyniane pod postacią... wiewiórki (ale Eichner miał się też ukazywać jako czarny pies). Sprawa ta tak utkwiła w pamięci regionu, że jej archiwa przechowały się w zamku Książ do XX wieku.
Rybnicki upiór... po przeprowadzce
Wróćmy do Reimanna. Opowieść o upiorze z Rybnicy zajmuje u niego sporo miejsca, a opiera się na opracowaniu autora o nazwisku D. Vogt i opowieści Ericha Heinke. Reimann przedstawia Eichnera jako spokojnego człowieka, który handlował drewnem i deskami, a ten biznes przejęli po nim synowie. Kiedy wdowa zeznawała przed sądem hrabiego Hochberga, nie mogła sobie przypomnieć niczego tak złego w postępowaniu męża, aby po śmierci miał grasować jako upiór.
Co ciekawe, w tej niemieckiej wersji legendy pojawia się ciąg dalszy. Eichner miał być wydobyty z grobu nie dwa, lecz trzy razy. Za drugim razem tylko ucięto mu głowę. Wtedy po wsi zaczęła grasować bezgłowa postać pukająca nocami do okien. Wreszcie wywieziono prochy spalonego nieboszczyka ze wsi parą wołów i zakopano daleko poza nią. W Rybnicy zrobiło się spokojnie, za to woźnice jeżdżący przez górską przełęcz z Sokołowska do Łomnicy zaczęli się uskarżać, że ich konie płoszy... jeździec bez głowy. Cóż... Znanego amerykańskiego opowiadania jeszcze nie znali, powstało w 1820 roku.
Rybnica dziś
Rybnica Leśna dzisiaj to spokojne miejsce, w którym tylko czasem przebiegnie czarny pies, a konie na pastwisku badawczo przyglądają się człowiekowi. Cmentarz poniemiecki zarósł, grobów prawie już nie widać i nie wiadomo, który jest pusty, nie ma też słynnego muru, jedynie resztki metalowego ogrodzenia. Na cmentarzu straszą tylko sarny. Burzliwe czasy po śmierci właściciela tartaku pamięta jedynie zabytkowy drewniany kościół św. Jadwigi, pochodzący z przełomu XVI i XVII wieku i może także najstarszy drewniany dom, dziś w kiepskim stanie. A czy dziwne wydarzenia z 1709 roku były rzeczywiście manifestacją jakichś nadnaturalnych mocy, zbiorową histerią czy dobrą zabawą grupki dowcipnisiów... tego nie dowiemy się z żadnych archiwów.
Czytaj też:
ZAMEK NOWY DWÓR: OSTRZEŻENIE DLA POSZUKIWACZY SKARBÓW
O OGRODACH, MAUZOLEUM HOCHBERGÓW I NIESZCZĘŚLIWYCH ZABYTKACH
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Zdjęcie Ernsta Maksymiliana von Hochberg użyczone: Fundacja Księżnej Daisy
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj