Zamek Książ: trzy dekady wielkiego szabru (FOTO)
Profesor Romuald Łuczyński nie owija w bawełnę. - Moje książki nie są do poduszki. Są tam tylko daty i fakty. Do Książa przyjechałem dziś o 20 lat za późno, bo byłem jednym z pierwszych, którzy o Niemcach pisali dobrze po transformacji w 1989 roku. Przedtem należało o nich pisać tylko źle – mówił naukowiec, który na temat Książa opublikował dwa teksty w czasopiśmie "Sobótka" i poświęcił mu rozdział swojej publikacji "Szlacheckie i arystokratyczne rezydencje w Sudetach Polskich" (nowe wydanie - Wrocław 2017/8).
Profesor odnalazł w archiwach państwowych w Warszawie i w w Kamieńcu Ząbkowickim 400 stron archiwaliów obejmujących okres od 1945 roku do lat 60-tych. Te urzędowe dokumenty odzwierciedlają najwierniej powojenną historię Książa, bo była to historia szabru, a szabrownicy nie piszą raportów. Niestety – szaber legalny i urzędowy istniał również, poświadczają go dziwaczne okoliczności zawarte w tych dokumentach, takie jak wieczne choroby konserwatorów czy innych urzędników, którzy potem tłumaczą się, że czegoś nie podpisywali, rytualne narzekania dziennikarzy na stan zamku (ale dopiero w latach późniejszych) czy relacje gości, którzy "ratowali bezcenne manuskrypty walające się po podłodze".
A oto kalendarium dokumentów znalezionych przez pochodzącego z Wałbrzycha naukowca, obecnie dyrektora Instytutu Turystyki Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.
13 sierpnia 1945
Pełnomocnik polskiego rządu prosi sowieckiego komendanta Wałbrzycha o przekazanie zamku władzom polskim po to, żeby móc wywieźć z niego zagrożone zabytki. Odpowiedzi nie znaleziono.
Koniec sierpnia 1945
Jeden z polskich urzędników udaje się na zamek i stwierdza, że nie stacjonuje tam już wojsko, jest tylko 2 wartowników przed zamkiem, a niemiecki bibliotekarz Hohbam wpuszcza do biblioteki. Ten bibliotekarz zeznaje, że mimo prób zabezpieczenia ze strony wałbrzyskiego starosty, Rosjanie włamali się tam nocą rozbijając drzwi siekierą. Pomieszczenia biblioteki są splądrowane, na podłodze walają się książki i globusy.
Jesień 1945
Polskie władze próbują ewakuować książańską bibliotekę, której rzeczywista zawartość obejmowała około 30 000 woluminów. Najpierw jednak nie otrzymują odpowiedzi na swoje pisma do rosyjskiej komendy wojennej, a kiedy taka zgoda wreszcie się pojawia, wyjazd nie dochodzi do skutku z powodu... braku środków lokomocji. Tymczasem w pewnym komisie na Piaskowej Górze ni stąd ni zowąd znajduje się 16 mebli z zamku. - Odpowiedź na pytanie, gdzie są zrabowane zabytki z Książa, brzmi: "W okolicy. Po ludziach". Oczywiście, że jest coś w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, ale mam przyjaciela handlującego antykami w Jeleniej Górze i niedawno przysłał mi zdjęcia trzech obrazów kupionych od ludzi "którzy tutaj po wojnie gdzieś...", z adnotacją, że są one z Książa. Nie wiemy, jak się skończyła ta historia z meblami. Może tylko na tym upoważnieniu do kontroli – mówi Romuald Łuczyński.
Luty – kwiecień 1946
Rosjanie wywożą na wielką skalę najpierw zbiory biblioteki książańskiej, a potem inne cenne przedmioty. Część w kwietniu niszczy pożar, prawdopodobnie celowo spalono część archiwum.
1 czerwca 1946
Ze starostwa powiatowego przyjeżdża tu referentka i stwierdza, że "z kilkudziesięciu tysięcy tomów pozostało zaledwie kilkadziesiąt", a podłoga jest zasłana strzępami stron i nut. Referentka zabiera kilkadziesiąt tomów, żeby je zabezpieczyć (ale nie wiadomo, dokąd) i każe bibliotekarzowi Hohbamowi poskładać walające się kartki. Potem w mieszkaniu bibliotekarza zostaną odkryte... książki z biblioteki i w rezultacie zostaną mu odebrane klucze do niej. Dalej jest jeszcze dziwniej, pojawiają się informacje o jakichś manuskryptach z... VIII i IX wieku, a w końcu raport z uwagą, że to ostatni moment, żeby ratować... pozostałe 70 000 woluminów. Gospodarka Rosjan przez cały rok w zamku zostaje opisana tak: "ma charakter przygodnego wywożenia różnych rzeczy, ale nie w sposób zorganizowany". - Jednak Józef Gębczak, ten, który odkrył Listę Grundmanna, uważał, że z każdą jednostką Armii Czerwonej szedł historyk sztuki i to on wchodził jako pierwszy do pałacu z wybranym żołnierzem, zabierając najcenniejszy obraz czy rzeźbę – mówił profesor.
12 czerwca 1946
Do ministerstwa kultury trafia raport z wałbrzyskiego starostwa, że na podłogach zamku walają się zniszczone freski, karty, mapy, nuty leżą warstwą grubą na kilkadziesiąt centymetrów (!), a cenne książki leżą w kanałach. Do tego na targu w Solicach Dolnych (Szczawienko), Bożej Górze (Boguszów-Gorce) i Wałbrzychu sprzedawane są "cenne zabytki sztuki chińskiej i stare polskie pieniądze z czasów Chrobrego", pochodzące z Książa. - Ciągle wywożono ileś tomów z tej biblioteki i ciągle coś tam było. Kolejny raport donosi, że w Solicach Dolnych, w Pełcznicy i okolicznych miejscowościach znajdują się zabrane z zamku przedmioty, a władze domagają się kontroli i ich rekwirowania. Czyli każdy, kto wszedł do Książa, coś sobie "dzióbnął" z tego, co Hochbergowie przez te 400 lat gromadzili – mówił profesor. Pewien obraz z Książa przez lata będzie wisiał w Komitecie Wojewódzkim PZPR we Wrocławiu...
Październik 1946
Jakiś referent, żeby nie jechać do miasta pustym wozem, zabiera z zamku 3 skrzynie broszur i książek z XVII i XVIII wieku, a towarzyszący mu pracownik starostwa, 3 skrzynie nut i dokumentów, 3 świeczniki brązowe i 2 świeczniki hinduskie. To wszystko potem trafi do Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu. Powstaje kolejny raport, z którego wynika, że w zamku znajduje się archiwum rodzinne książąt von Pless, zagrożone rozkradzeniem. A na jego przewiezienie, jak ocenia autor raportu, będzie trzeba 5-6 kursów samochodu. Ciężarowego.
Kwiecień 1947
Wojewódzki konserwator zabytków słysząc o "jakichś wycieczkach, które wchodzą do Książa i zabierają, co chcą", domaga się od lokalnych władz zabezpieczenia zabytku.
Lato 1947
Zaczyna się czas dziwnych historii o wojennym skarbie Goeringa jakoby ukrytym w Książu – wybucha afera, bo ktoś podobno te dobra zrabował, o czym donosiły jakieś dwie "służące Niemki", które widziały, jak Goering i Hitler (!) ukrywają skarby, a trzecia podobno wskazała miejsce, gdzie zakopano część skarbu – ale po rozkopaniu niczego tam nie znaleziono. W sprawie tej afery prowadzono energiczne dochodzenie - które jednak niczego nie wykazało.
Sierpień 1947
"Dziennik Zachodni" przełamuje 2,5 letnie milczenie polskiej prasy na temat Książa. - Nie ma też fotografii Książa w ówczesnej prasie. Są pojedyncze widoki z daleka, ale brak zdjęć ze środka - zauważa profesor. Dziennik donosi, że Książ jest bez opieki, choć jego sale wypełniają cenne kominki, meble i inne wartościowe przedmioty, które "niszczeją od kilku lat wskutek zaniedbania czynników, które powinny mieć nad nimi pieczę. Czas najwyższy, żeby zamkiem zaopiekowały się centralne czynniki i nie dopuściły do dalszego zniszczenia". Starostwo Powiatowe w Wałbrzychu zabezpiecza w budżecie środki na remont Książa i Chojnika (chodzi o zamek Grodno, nazywany pierwotnie Chojną lub Chojnowem) o wysokości 100 000 zł. Urząd wojewódzki ten zapis skreśla.
Wrzesień 1947
"Gazeta Ludowa" podejmuje temat, pisząc o zerwanych "buazeriach", rzeźbach, posągach, obrazach, kominkach wyłożonych marmurem, gobelinach zniszczonych przez (cytat): "niemców i innych szabrowników". A przecież można by w Książu urządzić bursę, szkołę, dom dla artystów lub "luksusowy hotel dla gości zza granicy". - Mamy dopiero 1947, więc jeszcze komuś mógł przyjść do głowy taki pomysł - komentował Romuald Łuczyński.
1948
Dawny koniuszy książański Edward Wawrzyczek, który obecnie pilnuje zamku (bez wynagrodzenia), zgłasza w starostwie wałbrzyskim, że nieznany mu z imienia człowiek wpuszczony przez jednego z urzędników wywozi z zamku kaloryfery, piece, umywalki, zabrał też motor o wartości 60 000 zł i podobno przewozi to wszystko do Stada Ogierów. - Wystarczyło, że ktoś pokazał jakiś papier z pieczątką. Ten ktoś mógł być nawet z Koszalina - komentuje Romuald Łuczyński.
6 sierpnia 1948
Z zamku znów ma być wywiezione jakieś techniczne wyposażenie.
Październik 1948
Przedstawiciele jednej ze świdnickich fabryk proszą o sprzedanie im ciągnika z przyczepą oraz dwóch silników elektrycznych, które marnują się w zamku, a im są potrzebne do rozruchu produkcji. Starosta Wałbrzycha się na to nie zgadza, uznając silniki za element instalacji wodnej zamku - sprawa opiera się aż o Warszawę. Tymczasem przedstawiciele przedsiębiorstwa wodnego z Wałbrzycha bez ogródek zawiadamiają, że przejęli windę towarową i silnik elektryczny, bo te... nie były nigdzie zinwentaryzowane. Później świdnicka fabryka powtórnie domaga się silników - ale ich już nie ma.
Początek lat 50-tych
Obiekt nadzoruje niejaki Szczotka, u którego można otrzymać "informacje i klucze". W 1952 ten stróż uratuje i zamknie w swojej komórce resztki Fontanny Donatella, przegrywając walkę z szabrownikami. Więcej o fontannie pisaliśmy TUTAJ. - Do lat 90-tych na Ziemiach Odzyskanych niszczono poniemieckie zabytki bez dochodzeń, a od lat 90-tych do dziś - z dochodzeniami po zapłaceniu niewielkiej grzywny - komentował ironicznie profesor. W następnych latach z zamku zostanie wywiezione wszystko, co da się sprzedać na złom, a szabrownicy będą pruli mury, żeby wyciągnąć ołowiane rury, którymi Hochbergowie doprowadzali wodę do kuchni na czwartym piętrze.
Grudzień 1953
120 broszur pochodzących z zamku Książ znajduje się w spuściźnie po zmarłym Julianie Tuwimie - prawdopodobnie są prezentem od kogoś, kto wcześniej był w Książu. Mógł to być na przykład Stanisław Grabski, autor "Rapsodii Świdnickiej", który także "ratował walające się po podłodze woluminy". Od lat 40-tych zresztą dzieła i książki z zamku Hochbergów pojawiają się regularnie na rynku antykwarycznym.
1955
Na pewien międzynarodowy festiwal młodzieżowy w Warszawie zostają z zamku przekazane "zniszczone urządzenia gastronomiczne" - czterokomorowy piekarnik elektryczny, siedmiokomorowy piekarnik gazowy, kuchenka taboretowa, podgrzewacze kuchenne, suszarki - to resztki luksusowej kuchni Louisa Hardouina, którą od 3 lat możemy dokładnie obejrzeć na jego zdjęciach, a którą zamówił w Hamburgu. Konserwator zabytków tłumaczy się potem, że on nigdy nie wydawał na to zezwolenia.
1947 - 1952 - 1953 - 1958
Wrocławskie Archiwum Państwowe otrzymuje w czterech partiach archiwalia książańskie. Ostatnia partia w 1958 przyjeżdża z Moskwy - ale tylko część. Reszta pozostaje tam do dziś.
Lato 1958
Kilkuletni Romuś Łuczyński z ulubioną ciocią Aurelią i ulubioną kuzynką Bożenką siedzi nad zbiornikiem przeciwpożarowym i zjada kanapkę z pomidorem i jajkiem na twardo. Potem wchodzą po schodach do Sali Maksymiliana i zdumiony Romuś widzi przed kominkiem owalny stół, taki sam jak w domu. Po latach, już jako historyk, będzie wiedział, że w Książu w 1958 roku wciąż stał sobie spokojnie rokokowy antyk.
23-24 października 1971
Książ jest od 3 lat zamknięty, nie wpuszczają nikogo. Kilku chłopaków z wałbrzyskiego ogólniaka zakrada się późnym wieczorem pod zamek. Wyjmują luźne kamienie z okna Domu Pellera (to ta różowa kamienica przy części gotyckiej) i włażą do środka. Prześpią tam noc, rano będą wędrować po pustych salach, robić zdjęcia, a Romek odkryje w jednym z pomieszczeń potężną ramę w kolorze złota z plecionką w kształcie warkocza.
Na koniec wejdą na wieżę, żeby tam zjeść śniadanie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten durny Władek, który nagle rzuca na wiatr papierek po maśle... Za chwilę w stronę opuszczonego obiektu idą dwaj strażnicy, a echo po komnatach niesie ujadanie psa. Na szczęście nie gryzie, nie pozwala się tylko ruszyć z miejsca przylepionym do ściany chłopcom. Wszyscy lądują na portierni, ale że mają przy sobie jakieś pieniądze, dają je stróżom i zostają wypuszczeni do domu. Być może dzięki tym wydarzeniom za kilka dekad powstaną naukowe opracowania o zamku Książ...
Przed wakacjami jeszcze dwa spotkania z historią w zamku Książ. 16 maja w Sali Maksymiliana swoją książkę o Hochbergach będzie prezentował Aleksander Kuzio, a 29 czerwca z okazji urodzin księżnej Daisy von Pless Maria Dąbrowska opowie o jej strojach, biżuterii i klejnotach.
Tu relacje z poprzednich spotkań:
KSIĄŻ TO MÓJ DOM - MÓWI DORIS STEMPOWSKA (FOTO)
SARKOFAG HRABINY ZUZANNY - HISTORIA DOŚĆ MAKABRYCZNA
O Romualdzie Łuczyńskim: ZAMEK KSIĄŻ PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ.
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj