Wałbrzych: Lato w pełni, hyc do basenu [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Przyznacie, że kiedy w środku lata żar leje się z nieba, najlepsze, co można zrobić, to znaleźć się gdzieś nad wodą? Nie inaczej radziły sobie dzieciaki w przedwojennym Wałbrzychu. Gdzie były ich ulubione miejsca na wakacyjny wypoczynek, co robiły i jak się bawiły? Zajrzyjmy do pasjonujących wspomnień Horsta Skoppa, dawnego mieszkańca Białego Kamienia.
Kompleks sportowy na Nowym Mieście imponował swoim rozmachem i był dla wałbrzyszan jednym z ulubionych miejsc wypoczynku, nawet jeśli dla najmłodszych wiązał się z długą wędrówką przez miasto. Kompleks powstał w połowie lat 20. XX w. Wybór miejsca nie był przypadkowy. Teren położony był centralnie w stosunku do wszystkich części ówczesnego Wałbrzycha, ponadto zapewniał piękne widoki na okoliczne wzgórza i góry. Kompleks składał się ze stadionu głównego wykorzystującego naturalną nieckę terenu (zimą mogącego służyć jako lodowisko), czterech mniejszych boisk (do piłki nożnej, lekkiej atletyki i ćwiczeń gimnastycznych), wspomnianego w tekście basenu odkrytego wraz z infrastrukturą dla użytkowników, a także zlokalizowanych w pobliżu (na Górze Parkowej) 650-metrowego toru saneczkowego, skoczni narciarskiej i kortów tenisowych / www.polska-org.pl
Przede wszystkim – kiedy zaczynało się lato? Nie, wcale nie decydował o tym kalendarz ani koniec semestru – dla wałbrzyskich dzieciaków początkiem lata był dzień, w którym udało się wreszcie wymusić na mamie zgodę, aby wyjść na dwór… na bosaka. Albo przynajmniej w sandałach.
Najczęściej letnie dni spędzało się na leśnych polanach u podnóża Chełmca (Hochwald) – wyprawa nie była daleka, gęsto rosnące drzewa dawały wytchnienie od upału, podobnie jak strumyki, w których można było co jakiś czas podczas zabawy w ganianego, chowanego czy gry w piłkę, zamoczyć nogi, ręce i ochłodzić twarz. Dodatkową atrakcją był przejeżdżający po pobliskim wznoszącym się wysoko nasypie kolejowym pociąg na trasie z dzisiejszego Szczawienka (Niedersalzbrunn) przez Mieroszów (Friedland) do Mezimesti (Halbstadt). Machanie do jadących nim pasażerów było stałym rytuałem bawiących się dzieci. Dodajmy, że linia ta była jedną z pierwszych całkowicie zelektryfikowanych linii kolejowych w Niemczech. Zabierano ze sobą prowiant – najczęściej domowej roboty lemoniadę, herbatę, kanapki czy jajka na twardo. Po kilku godzinach zabawy i odpoczynku wracało się do domu, przynosząc czasem zebrane w lesie jeżyny, jagody, a nawet grzyby.
Odkryty basen w Szczawnie-Zdroju w latach 30. XX wieku / www.polska-org.pl
Ponieważ ani na Białym Kamieniu, ani w sąsiadującym z nim Sobięcinie (Hermsdorf) nie było odkrytego basenu, aby zażyć letniej kąpieli korzystało się z tego, co było dostępne – jak choćby glinianki u podnóża Chełmca, w której jak czytamy we wspomnieniach woda była tak czysta, że pływały w niej ryby i raki. Korzystało się nawet z wypełnionej wodą blaszanej wanny ustawionej w ogrodzie.
Letnie dni w latach 30. XX wieku można było spędzać u podnóża Chełmca – zacienione polany, dające ochłodę strumyki, a na dodatek przejeżdżające w kierunku Mezimesti pociągi, to dziecięce atrakcje chętnie wspominane przez dawnych mieszkańców Wałbrzycha / www.polska-org.pl
Czasami dzieci, zwłaszcza te starsze podejmowały się niemałego trudu wyprawy na basen w Szczawnie-Zdroju albo na Nowym Mieście. Zwłaszcza ten ostatni cel wymagał niemal godzinnej wędrówki przez rozpalone słońcem miasto – trasą wiodącą z Białego Kamienia dzisiejszą ulicą Wysockiego wzdłuż kopalni i elektrowni do „miasta”, jak wówczas określano Śródmieście. Tam, na dzisiejszym Placu Grunwaldzkim (Vierhäuserplatz) stała budka z lodami, gdzie mali wędrowcy robili sobie obowiązkową przerwę na gałkę loda za 10 fenigów. Co ważne, sprzedawca nigdy nie skąpił słodkiej zawartości i napełniał wafelki bardzo szczodrze. Z takim przysmakiem w dłoni dalsza droga była już bardziej znośna – wzdłuż Alei Wyzwolenia (Auenstraße) do Placu Tuwima (Sonnenplatz), a dalej – już w przyjaznym cieniu drzew porastających dzisiejszą Górę Parkową (wówczas Schillerhöhe) w kierunku basenu i znajdującego się obok urzędu pracy.
Ogród różany u stóp Góry Parkowej – atrakcja na drodze z Nowego Miasta w kierunku Śródmieścia / www.polska-org.pl
Sam basen robił imponujące wrażenie ze swoim trzema betonowymi nieckami, z których jedna była brodzikiem dla dzieci, druga płytsza, przeznaczona była dla nieumiejących pływać, zaś trzecia najgłębsza – dla bardziej wytrawnych pływaków. To nad nią górowała wieża do skoków z platformami na wysokości dziesięciu, pięciu, trzech i jednego metra. Znad basenu schody prowadziły do pomieszczeń szatni, kiosku, łąki oraz piaszczystej plaży. Po całym dniu pluskania się w wodzie i skakania do niej (autor wspomina, że odważył się nawet raz skoczyć z wysokości pięciu metrów!) zmęczona i głodna ekipa musiała jeszcze wrócić do domu. Najczęściej na powrót wybierano nieco inną drogę – ścieżką u podnóża Góry Parkowej wiodącą wzdłuż dzisiejszej ul. Lotników, którą docierało się do przepięknego ogrodu różanego i dalej do ul. Schmidta (wówczas Barbarastraße), którą schodziło się do Placu Grunwaldzkiego. Po takiej wyprawie można było już tylko zjeść kolację i zanurzyć się we śnie, aby nabrać sił przed kolejnym letnim dniem.
Na podst.: Kindersommerfreuden in der alten Heimat, [w:] Waldenburger Heimatbote, nr 871, lipiec 1996, tłum. i opr.: J. Drejer
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika "WieszCo" - pełny numer tygodnika do pobrania w formacie pdf na stronie www.wieszco.pl
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj