| Źródło: Biblioteka pod Atlantami
Wałbrzych: jak transformacja ustrojowa uderzyła w nasze miasto
Miejsce wydarzenia: Siedziba Wspólnoty Samorządowej Sobięcin, Gaj (1 Maja 149, I piętro)
Jak dramatyczne były dla wielu wałbrzyszan czasy tak zwanej transformacji ustrojowej i jak wielu padło ofiarą tych przemian, w tym najsłabszych, czyli dzieci - o tym będzie mowa na spotkaniu autorskim z Katarzyną Dudą, która pisząc swoją książkę czerpała także ze wspomnień mieszkańców naszego miasta. Spotkanie przygotowała Biblioteka pod Atlantami.
Biblioteka pod Atlantami zaprasza na spotkanie autorskie Katarzyny Dudy, podczas którego promowana będzie książka "Kiedyś tu było życie, teraz jest tylko bieda. O ofiarach polskiej transformacji". Spotkanie odbędzie się 25 października o godz. 17.00 w siedzibie Wspólnoty Samorządowej Sobięcin, Gaj (1 Maja 149, I piętro).
Transformacja ustrojowa w Polsce, której 30. rocznica przypada w 2019 r., była złą zmianą dla robotników przemysłowych. Zlikwidowano miejsca pracy m.in. dla górników kopalni z Wałbrzycha i robotnic dolnośląskich fabryk, dla górników i hutników z Katowic, dla stoczniowców z Gdyni i Gdańska, dla robotników fabryki produkującej traktory w Warszawie, dla robotników fabryki produkującej aparaturę elektryczną w Przasnyszu, dla kucharek zakładu odzieżowego w Gorzowie Wielkopolskim, dla robotnic wyrabiających pluszaki w fabryce zabawek oraz dla dziewiarek z fabryki ubrań w Siedlcach. Książka opowiada o losach zawodowych przedstawicieli tych grup po 1989 r. Nie są to scenariusze karier „od pucybuta do milionera”. W kraju, który podlegał głębokiej deindustrializacji, zdobyte przez nich w PRL-u umiejętności zawodowe stały się niepotrzebne. Doświadczyli bezrobocia i podejmowali prace dorywcze, po czym znaleźli zatrudnienie jako ochroniarze/portierzy bądź osoby sprzątające. Przez długie lata doświadczali radykalnego wyzysku. Pracowali za 7, 5, a nawet 3 zł za godzinę. Po 300, 400, a nawet 500 godzin w miesiącu. Ich sytuacja uległa poprawie po 2017 r., niemniej jednak w 30. rocznicę transformacji ustrojowej nie mają chęci do świętowania. Nie o takiej Polsce marzyli. - opis z okładki.
Fragment książki mówiący o Wałbrzychu:
Na jednej z pokopalnianych dzielnic Wałbrzycha działa świetlica środowiskowa przeznaczona dla dzieci powyżej 6. roku życia. Odwiedziłam ją w maju 2018 r. Jedna z opiekunek zamieszkała w okolicy w 1988 r. i podzieliła się ze mną wspomnieniami na temat zmian, jakie zaszły na tym obszarze po zamknięciu kopalni. – Górnicy dostali bardzo duże odprawy i nastąpił wtedy prawdziwy boom na kupowanie mercedesów. Wkrótce jednak okazywało się, że mercedesy są za drogie w utrzymaniu, więc przesiadali się na fiaty. Następnie sprzedawali nawet te fiaty i zaczynali ostro pić. Na początku przemian żyli ze sprzedaży złomu, najczęściej kradzionego z zamkniętych fabryk. Panowie z wózkami wypełnionymi żelastwem byli na dzielnicy codziennym obrazkiem. Byłam zszokowana, gdy przed jednymi świętami wszystkie studzienki kanalizacyjne nam z okolicy wyparowały.
Dodała, że w pierwszych latach jej pracy nie występował tam problem głodnych dzieci. Akcją organizowaną na dzielnicy w grudniu każdego roku były przedstawienia z udziałem dzieciaków, w których odgrywały one fragmenty bajek. Było przy tym dużo zabawy i śmiechu. Lecz z biegiem lat ta tradycja stopniowo zamierała, uczestniczyło w niej coraz mniej dzieci. – W drugiej połowie lat 90. zrezygnowaliśmy z kontynuacji tego wydarzenia – opowiadała opiekunka. – W tamtych czasach trzeba było dzieci zwyczajnie nakarmić. Zaangażowałyśmy się wtedy w coroczną akcję charytatywną przygotowania paczek świątecznych na Wigilię dla maluchów. Tych dzieci szalenie przybywało, z roku na rok mieliśmy coraz więcej potrzebujących. My się dziwiłyśmy, bo to był okres niżu demograficznego. Jak organizowałyśmy pierwsze akcje, to dzieci wysypywały słodycze na podłogę i łapczywie zaczynały je jeść. Byłyśmy przerażone, nie rozumiałyśmy dlaczego. Mateuszek nam powiedział: „Zabiorą mi je, jak pójdę z nimi do domu”. Wtedy się dowiedziałyśmy, że rok wcześniej niektórzy rodzice sprzedawali to, co dziecko od nas dostało.
Sukcesem opiekunek było to, żeby dzieci przestały wypychać kieszenie cukierkami, które wystawiane były w świetlicy na stole. Wytłumaczyły im, że nikt im ich nie zabierze. Moja rozmówczyni pamięta też 8-letniego chłopczyka, z którym odbyła następującą rozmowę:
– Proszę pani, kupi mi pani buty i kurtkę?
– Powiedz rodzicom, żeby ci kupili.
– Mama i tata nie mają pieniędzy, nie pracują.
Zorientowała się w jego sytuacji rodzinnej i okazało się, że jego rodzice byli bezrobotni. Ojciec pracował wcześniej na kopalni, a matka od zawsze zajmowała się domem. Pieniądze z odprawy już się skończyły i cała rodzina żyła wyłącznie z emerytury babci. [...]
– Do naszej świetlicy przychodzą dzieci z trzech dzielnic – opowiada moja rozmówczyni. - I tylko w szkole podstawowej na naszej dzielnicy niemal w ogóle nie zadaje się dzieciom prac domowych. A w dwóch sąsiednich tak. Dlaczego? To proste – bo nikt ich nie odrabia. Do tego, żeby odrobić lekcje, dziecko potrzebuje kogoś, kto mu w tym pomoże, a o to trudno. W Wałbrzychu jest jedna koksownia, jedno z nielicznych zakładów przemysłu ciężkiego w Wałbrzychu, ale trudno się tam dostać. Mimo że to jest ogromny zakład, to ja nie znam żadnego rodzica przychodzących do nas dzieci, który by się do niej załapał. Pewna kancelaria adwokacka z Warszawy sfinansowała nam wyjazd do stolicy. Każde dziecko miało swojego opiekuna, który mu kupił markowe buty w galerii handlowej. Nie zapomnę, jak jeden z adwokatów spytał dzieci: „Lubicie słodycze?”, a Karolek odpowiedział: „Pewnie! Ja to nawet cukier lubię jeść!”.
Bieda materialna doprowadziła do biedy moralnej – opowiada kobieta. I dodaje, że Wałbrzych się zmienia, ale nie dla takich osób, jak dzieci z jej świetlicy. W mieście wybudowano Galerię Victorię, gdzie jest wszystko, lecz dzieci, które do nich przychodzą, nie mają pieniędzy na nic. Swego czasu przychodziło do świetlicy kilka dziewczynek i wymieniały się różnymi fantami – kolczykami, bransoletkami, pierścionkami. Wydało się, że kradną. Opiekunka postawiła im ultimatum: „Albo będziecie przychodzić do świetlicy, albo będziecie kraść w Galerii”. Było jej potem bardzo przykro, bo te dzieci już więcej się w placówce nie pojawiły.
[...] Jej zdaniem skutki zamknięcia kopalni widać w Wałbrzychu do dziś. Obserwuje ona, że rodzice niektórych dzieci nadal kopią w biedaszybach. Do świetlicy nadal przychodzą do głodne dzieci. – Jak zabieramy je na kolonie, to przez pierwszy tydzień są w stanie zjeść tylko pierwsze danie, ich żołądki nie są przyzwyczajone do bardziej obfitych posiłków. U nich w domach często je się na obiad tylko jedno danie – zupki chińskie. Cały czas poszukujemy sponsorów, żeby pomagać zaspokajać podstawowe potrzeby dzieci – mówi.
Katarzyna Duda
Absolwentka prawa i politologii na Uniwersytecie Opolskim. Studentka I roku studiów doktoranckich w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym w Szkole Głównej Handlowej. Od 4 lat bada warunki zatrudnienia ochroniarzy i osób sprzątających urzędy publiczne, lecz zatrudnionych bezpośrednio przez firmy prywatne (za pomocą tzw. outsourcingu). Współpracowała z Ośrodkiem Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a. Przygotowała dwa raporty na temat warunków zatrudniania pracowników outsourcowanych (pań sprzątających i ochroniarzy) w instytucjach publicznych. W 2018 roku Instytut Wydawniczy Książka i Prasa wydał jej książkę pt. „Kiedyś tu było życie. Teraz jest tylko bieda”, poświęconą losom robotników przemysłowych, którzy stracili pracę w trakcie transformacji ustrojowej.
Opr. MS
Foto: Elżbieta Węgrzyn
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj