| Źródło: Biblioteka pod Atlantami
Śródmieście: legenda o Pełcznicy i smartfony w akcji (FOTO)
Projekt realizowano w śródmiejskiej bibliotece przez dwa lipcowe tygodnie. Powstały trzy zupełnie nowe miejskie legendy, a potem do pracy została zaprzęgnięta aplikacja na smartfon - Action Track. W każdy z dwóch piątków w miasto wyruszała grupa dzieci.
Jak mówią pracownicy Działu Dziecięco-Młodzieżowego, pracy było sporo, bo należało stworzyć konspekt gry, opracować całe zajęcia, wymyślić elementy gry terenowej. I przez to nawiązać do tak lubianych przez młodszych (i starszych) zabaw terenowych typu Pokemon Go czy poszukiwań geocachingowych. Dzieci z pomocą pań bibliotekarek tworzyły od początku plan całkiem nowej wałbrzyskiej legendy o dziewczynce imieniem Pełka i powstaniu rzeki Pełcznicy. A potem w poszukiwaniach na wałbrzyskim Rynku musiały wpisywać na telefonie prawidłowe odpowiedzi. - To pierwsza u nas gra o takim poziomie skomplikowania - mówi Arkadiusz Łapka z Biblioteki pod Atlantami.
A trzeba było między innymi: odnaleźć szeptuchę, wejść na Górę Borową (wirtualnie), przynieść leczniczą roślinę dla chorej mamy, pogadać z jeleniem, wilkiem i niedźwiedziem (z tym ostatnim o kwestiach uniwersalnych), zidentyfikować ryk dzikiego zwierzęcia, sfotografować najstarszą kamienicę w Rynku (to akurat realnie), odpowiedzieć na pytanie, jakie drzewo znajduje się w godle naszego miasta. I zadać sobie pytanie, co to jest dobro? Na przykład kogoś przytulić. Jedno z poleceń w grze brzmiało: "Sfotografuj jakąś dobrą rzecz".
A tak zaczyna się nowa legenda:
Dawno, dawno temu, gdy Wałbrzych nie był jeszcze dużym miastem, a tylko niewielką, skrytą w leśnej gęstwinie osadą, mieszkała w nim dziewczyna, którą rodzice nazywali Pełką.
Pełka była bardzo nieśmiałą dziewczyną, dlatego, zamiast przebywać w osadzie, wolała całymi dniami biegać po polach i lasach. Tu przystanęła, żeby posłuchać pięknie śpiewającego ptaka, tam przykucnęła, żeby powąchać cudnie pachnący kwiat, a jeszcze gdzie indziej zapatrzyła się na piękny zachód słońca. A że była też bardzo wrażliwa, to gdy tylko zobaczyła lub usłyszała coś pięknego, łzy lały się z jej pięknych, niebieskich oczu, jak grochy.
Pewnego dnia mama Pełki bardzo zachorowała. Z sąsiedniej osady prędko sprowadzono szeptuchę, która zbadała chorą i powiedziała, że pomóc jej może tylko wywar z rośliny, która rośnie na zboczach góry zwanej przez mieszkańców osady Borową. Pełka od razu zgłosiła się na ochotnika, żeby tę roślinę przynieść i zanim jej ojciec zdążył się choć odezwać, już jej nie było. Wbiegła Pełka w gesty las i nie przestawała biec, żeby tylko jak najszybciej zdobyć lekarstwo dla chorej mamy.
Była już niedaleko góry, gdy nagle z gęstwiny wyszedł ogromny niedźwiedź, którego bali się mieszkańcy okolicznych osad, bo często napadał na ich zagrody i porywał zwierzęta. Czasami napadał też ludzi, którzy zapuścili się głęboko w las w poszukiwaniu grzybów lub jagód i wielu z nich nie wróciło już nigdy do swoich domów...
Przypominamy, że przy Bibliotece pod Atlantami wciąż działa LATOTEKA.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj