Konna straż Książa ma ciekawą służbę
Kwiaty, pożary i uśmiechy turystów
Głównym zadaniem konnej straży jest ochrona porządku w Książańskim Parku Krajobrazowym, który wbrew potocznym mniemaniom nie składa się wyłącznie z parkowo-ogrodowych założeń w pobliżu zamku Książ. To ogromny kompleks leśny, którego większa część – od okolic jeziorka Daisy po okolice zamku Cisy - znajduje się w granicach administracyjnych miasta Wałbrzych. Wkrótce po powrocie strażniczek na szlaki okazało się, że mają pełne ręce roboty, bo ruch turystyczny po pojawieniu się w zeszłym roku sprawy „złotego pociągu” zaczął wzrastać w przyspieszonym tempie. A zadań wcześniej też im nie brakowało.
- Jednym z nich jest ochrona flory i fauny parku. Na przykład: kiedy rododendrony kwitną, turyści zrywają kwiaty, żeby robić sobie z nimi zdjęcia. Zapobiegamy też kradzieżom drewna i nielegalnym wycinkom, niewłaściwym a niebezpiecznym zachowaniom, takim jak rozpalanie ognia w lesie. W czasie zeszłorocznej suszy i upałów zrobiło się rzeczywiście groźnie. Raz gasiłyśmy rozpoczynający się pożar, bo turyści zostawili beztrosko ogień i zajęło się od niego drzewo obok – mówi strażniczka Anna Klich, siła sprawcza konnego patrolu.
- Kiedyś dogaszałam też pozostawiony ogień na Starym Książu. A przecież są wyznaczone miejsca, gdzie można sobie zapalić ognisko, na przykład w Dolinie Różaneczników – dodaje druga strażniczka, Paulina Dynak.
Tłumy turystów mają jednak pozytywny stosunek do konnych strażniczek. Nawet nietrzeźwi rzadziej się awanturują niż „na mieście”. Koń to duże zwierzę, budzi respekt. Poza tym turyści cieszą się, że nie są w środku lasu sami, że i tu pojawiają się jakieś umundurowane patrole, jak na miejskich ulicach. Często mówią „dzień dobry”.
Poszukiwacze skarbów, ekscentrycy i kto tu zostawił samochód?
- Robimy za biuro informacyjne: tłumaczymy, gdzie szlaki, jak dojść. W razie zaginięcia kogoś w lasach, tak jak to było kilka lat temu w przypadku chłopca ze Szczawienka, mamy większy zasięg poszukiwań w lesie niż patrole piesze czy zmotoryzowane. „Złoty pociąg”? Tak, pojawił się nowy rodzaj interwencji. Eksploratorzy w pewnym momencie byli wszędzie. Nie wszyscy robią to legalnie, prawo do końca jasne nie jest, ale w pobliżu Stada zaczęłyśmy natrafiać na otwarte studnie, zdjęte pokrywy kanalizacyjne, było tego dużo i było to bardzo niebezpieczne. Kiedyś zobaczyłyśmy taką otwartą studnię, z której odchodzi tunel. Do środka była wstawiona drabina, a obok leżały rzeczy osobiste. Wezwałyśmy straż pożarną, żeby sprawdzili, czy nikt tam nie wszedł i nie został. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że w takich miejscach na przykład może nie być tlenu – mówi Anna Klich.
Jednak najczęstszym wykroczeniem, z którym mają do czynienia strażniczki, jest coś, co na ogół nie kojarzy się z parkiem – czyli parkowanie. Teraz, w sezonie wakacyjnym, liczba kierowców, którzy porzucają swoje auta na łonie przyrody, dochodzi nawet do 50 miesięcznie, choć możliwości parkowania w pobliżu zamku są niemal nieograniczone – Stado Książ udostępnia w tym celu swoje łąki, a gdy jedna się zapełni, otwiera drugą. Źle zaparkowane auta na ogół, co ciekawe, mają wałbrzyskie rejestracje. Zdarzają się też rajdy pod prąd, albo na skróty przez park. Na co jeszcze natykają się strażniczki?
- Park Książański teraz bardziej niż kiedykolwiek przyciąga dziwnych ludzi. Pamiętam panią ubraną w stylu gotyk, która paliła ogniska i świeczki na łąkach. Jakiś człowiek przyjechał na rowerze w towarzystwie kilkunastu psów. Podróżował tak po Polsce. Był też bezdomny, który sypiał w jamie wykopanej w ziemi. Zdarzało nam się udzielać pomocy osobom chorym psychicznie, które błąkały się po lesie – mówi Anna Klich.
A konie - przede wszystkim
Konna straż miejska ma od tego sezonu nowego czworonożnego członka patrolu – i jest to powód do radości, bo po latach jeżdżenia na klaczach do dyspozycji straży jest teraz wałach, który nie będzie regularnie odchodził na urlop macierzyński, jak jego koleżanki. Dorodny kary ślązak nosi wdzięczne imię Lowelas i wraz ze swoją gniadą towarzyszką Decyzją wytrwale przemierza książańskie szlaki. Jest to być może jedyny w Polsce koń pracujący z służbami mundurowymi, który ma nietypową cechę – jest inochodźcem. To rzadkie zjawisko, kiedyś bardzo cenione przez jeźdźców – taki koń (nie zawsze) biega stawiając jednocześnie obie nogi prawe i obie nogi lewe, a nie tak, jak zwyczajny kłusujący koń (i inne zwierzęta) naprzemiennie przednią prawą z lewą tylną oraz przednią lewą z prawą tylną. Inochodziec nie podrzuca jeźdźca jak w kłusie, bardziej kołysze się na boki. Oba konie są wydzierżawione przez straż miejską od Stada Ogierów.
- Miałam 8 lat, jak zaczęłam jeździć konno. To chyba było w genach, bo dziadek był ułanem. Miłość do koni zadecydowała o moich studiach na kierunku zootechnicznym, o pierwszej pracy w ośrodku wyścigów na Partynicach i cieszę się, że teraz od 10 lat z przerwami mogę tworzyć ten konny patrol. On ma już 18 lat, ale wcześniej jeździli panowie, a teraz panie – mówi Anna Klich.
Jednak konny patrol to nie tylko pilnowanie parku książańskiego czy atrakcja dla dzieci na festynach ze strażą miejską. Strażniczki organizowały także na przykład warsztaty dla dzieci niepełnosprawnych w Stadzie Ogierów – zajęcia, oprowadzanie po stajni, wożenie dla tych, które mogły wsiąść na konia. I w wiele jeszcze innych działań mogą się zaangażować.
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj