Koszykówka: Dreszczowiec w Kosynierce bez happy endu
Mecz we Wrocławiu był spotkaniem wyjątkowego ryzyka. Niemal trzydziestoosobowa grupa wałbrzyskich kibiców dotarła do obiektu w silnej obstawie policji oraz ochrony, a pragnący wejść na halę pozostali byli wnikliwie sprawdzani. O wadze meczu niech świadczy fakt, że kibice Śląska postanowili zawiesić swój protest i wspomagać swój zespół dopingiem.
Początek meczu należał do Górnika. Z dystansu nie mylił się Rafał Niesobski. Po pierwszych prawie pięciu minutach gry wałbrzyszanie prowadzili 15:4, a popularny „Ezop” miał 9 punktów na koncie. Choć u gospodarzy szybko odpowiedzieli Aleksander Dziewa i Wojciech Jakubiak, to Górnik po pierwszej kwarcie prowadził.
W drugiej części stojącego na naprawdę wysokim poziomie widowiska biało-niebiescy prowadzili swoją grę, polegającą na obsługiwaniu wysokich. Po kolejnych udanych akcjach Piotra Niedźwiedzkiego i Marcina Wróbla wałbrzyszanie prowadzili 32:21. Pierwsze dwadzieścia minut Górnika w „Kosynierce” były niemal koncertowe – nasz zespół prowadził do przerwy 43:33.
O tym, co wydarzyło się w trzeciej kwarcie podopieczni Arkadiusza Chlebdy oraz bardzo aktywnego przy linii bocznej trenera personalnego Łukasza Bochenkiewicza chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Śląsk świetnie wykorzystał przerwę, wyciągając wnioski z błędów w pierwszej połowie. WKS przede wszystkim wzmocnił obronę pod koszem, ale także zaczął wykorzystywać swoją szybkość oraz trafiał z dystansu. „Górnikom” podciął skrzydła zwłaszcza Jakubiak, którego celna „trójka” w ostatniej sekundzie kwarty wyprowadziła gospodarzy na prowadzenie 56:53. W naszym zespole zabrakło krycia na obwodzie oraz, być może, zastopowania rywala przerwą na żądanie nieco wcześniej, gdy zespół Dominika Tomczyka się rozkręcał, a przewaga wałbrzyszan topniała.
W ostatniej części gry emocje sięgnęły zenitu. Doping z obu stron był ogłuszający i ani myślał ustawać. Warto podkreślić, że nie pałający do siebie miłością kibice obu drużyn ograniczyli się do wspierania swoich ulubieńców, unikając obraźliwych przyśpiewek na swój temat. Tymczasem na parkiecie trwała wymiana kosz za kosz. W Śląsku świetne spotkanie rozgrywał 18-letni rozgrywający Jakub Musiał, który nie miał problemów z mijaniem Rafała Glapińskiego. Wychowanek WKS-u trafiał z dystansu, spod kosza oraz świetnie asystował. Wałbrzyszanie nie potrafili znaleźć na niego odpowiedzi do samego końca meczu. W ostatniej fazie spotkania bardziej nerwowo było w obozie doświadczonego Górnika, bo w kluczowych akcjach zaginął Wróbel, kontrataku na punkty nie zamienił Paweł Piros, a piłkę w aut wyrzucił Niedźwiedzki. Naszych w grze utrzymywał świetny Niesobski, który najpierw trafił ekstremalnie trudny rzut z odchylenia, a później oba rzuty wolne, niwelując stratę na 64:67, gdy na zegarze pozostały 22 sekundy. W kolejnej akcji kontrowersyjny faul odgwizdano Michałowi Kozakowi, a jeden z wolnych trafił Mateusz Stawiak.
Górnikowi zabrakło w ostatnim fragmencie czasu oraz konkretnego ustawienia zagrywki pod dobrze dysponowanego Niesobskiego, który na obwodzie był świetnie pilnowany. Do tego w ostatnich dwóch minutach arbitrzy podjęli trzy kontrowersyjne decyzje, wszystkie na niekorzyść Górnika. W pierwszym przypadku nie odgwizdali rzekomego błędu kroków Tomasza Żeleźniaka, później uznali wspomniany faul Kozaka i nie drgnęli przy możliwym przekroczeniu przepisów pod koszem na Niedźwiedzkim. Biało-Niebieska część hali wybuchła i dobitnie dała do zrozumienia, co myśli o pracy sędziów.
Przełomowy moment: Jeden celny rzut Stawiaka na 18 sekund przed końcem, powiększający przewagę do 68:64.
Statystyki nie kłamią: Rezerwowi Śląska zdobyli 13 punktów, zmiennicy Górnika jedynie 3. Do tego nasi zanotowali jedynie 8 asyst, WKS miał ich o 9 więcej.
Gracz meczu: Jakub Musiał. Mimo bardzo młodego wieku grał jak boiskowy generał, który wykorzystywał swoją szybkość, mijając bez problemu pierwszą linię obrony i tym samym otwierając grę zarówno sobie, jak i kolegom. Musiał jest tak młody, że w czasie wrocławskiej powodzi stulecia nie było go jeszcze na świecie. W sobotę to głównie dzięki niemu nie doszło w stolicy Dolnego Śląska do kolejnej lokalnej katastrofy, tym razem tej na parkiecie.
Licznik kapitana: 346 meczów Glapińskiego dla Górnika. Do 2. miejsca w historii: 14 meczów.
Kolejny mecz: W 8. Kolejce (5.11) Górnik pauzuje. W 9. serii wyjazd na mecz z WKK Wrocław (11.11, godz. 17).a
WKS Śląsk Wrocław – Górnik Trans.eu Wałbrzych 69:64 (14:19, 19:24, 23:10, 13:11)
Śląsk: Musiał 17, Stawiak 12, Dziewa 11, Jakubiak 11, Ratajczak 5, Krakowczyk 7, Żeleźniak 3, Wysocki 3, Bożenko 2.
Górnik: Niesobski 19, Niedźwiedzki 16, Wróbel 10, Glapiński 9, Kozak 7, Bochenkiewicz 3 , Piros 0, Podejko 0.
Czytaj także:
KONTRA (2): NOWY ROZDZIAŁ W ZAKURZONEJ KSIĄŻCE
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj