Dariusz Baranowski wrócił do Wałbrzycha (FOTO)
Było o czym opowiadać. W 1990 w Cleveland „Ryba” wywalczył brązowy medal mistrzostw świata juniorów w wyścigu drużynowym na czas. W Wyścigu Pokoju w 1991 i 1995 zajmował 2. miejsce w klasyfikacji generalnej. W 1991 wygrał etap jazdy indywidualnej na czas z Polanicy-Zdrój do Zieleńca. Startując w barwach klubów amatorskich, wygrywał trzy razy Tour de Pologne (w 1991, 1992 i 1993). W 1992 reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. W 1993 tytuły wojskowego mistrza i wicemistrza Europy zdobył, reprezentując barwy Legii Warszawa.
W 1996 Dariusz Baranowski reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich w Atlancie, zajmując 9. miejsce w jeździe indywidualnej na czas. Także w 1996, jako jeden z najlepszych polskich kolarzy, został kolarzem zawodowym, podpisując kontrakt z amerykańską drużyną US Postal Service. Ukończył 11 wielkich tourów. Dwukrotnie zajmował w nich 12. miejsce – w Tour de France 1998 i Giro d’Italia 2003. Zdobywał 9-krotnie tytuł mistrza Polski w różnych konkurencjach kolarskich. A po 2012 roku, kiedy zakończył swoją bogatą karierę, został komentatorem Eurosportu.
A jak mówił mistrz, na samym początku nic nie wskazywało na to pasmo sukcesów. Wprawdzie swoje życie kolarskie rozpoczął spektakularnie od wspólnej wyprawy z ojcem na tandemie nad Bałtyk i z powrotem, mając lat zaledwie sześć, a potem w wieku 12 lat otrzymał od ojca rower Romet Sport, drugi ojciec zakupił dla siebie i odtąd, jak mówił mistrz, jeździli po naszych pięknych terenach, wprawdzie kiedy jeden z wypadów zaniósł ich w okolice Jaworzyny Śląskiej, gdzie akurat odbywał się wyścig kolarski, a trenerzy Górnika Wałbrzych – Jarosław Nowicki i Marek Henczka – widząc obiecującego młodzieńca na świetnym rowerze od razu postawili go na linii startu, ale... – Miałem wtedy pecha, spadł mi łańcuch, a potem się zgubiłem, zacząłem jeździć po okolicy, zajechałem na stację w Jaworzynie Śląskiej i tam pytałem ludzi, gdzie wyścig, gdzie meta... a na metę przyjechałem długo, długo po wszystkich.
Tak zaczęła się epoka Górnika Wałbrzych – ciężkie długie zimy, a podczas nich marszobiegi z Markiem Henczką zakończone obowiązkowo mlekiem z miodem, mnóstwo ćwiczeń na hali, walka o utrzymanie formy przez wiele miesięcy, kiedy nie dało się wyjechać w teren. Pech opuścił przyszłego mistrza, zaczęły się zwycięstwa w makroregionie wałbrzyskim, a startował jako rocznik 1972 pomiędzy kolegami urodzonymi w 1970 i 1971 roku. Trafił prosto spomiędzy juniorów do kadry seniorów. Podczas Wyścigu Pokoju w Polanicy pech powrócił na chwilę, wałbrzyszanin „wyprostował jeden z zakrętów i wylądował w choinkach” – w rezultacie jako 19-latek przegrał wyścig o 4 sekundy.
I zaczęła się kariera międzynarodowa. W Barcelonie na igrzyskach Polacy startowali jeszcze jako amatorzy i ścigali się z najlepszymi z innych krajów. Dopiero podczas igrzysk w Atlancie kolarze zawodowi zostali po raz pierwszy dopuszczeni do startu.
Kolarstwo pokazało i swoją mroczną stronę. W 2004 roku podczas Vuelta a Asturias wałbrzyszanin dzielił pokój z Alberto Contadorem. – Co rano siadaliśmy na rowery i zjeżdżaliśmy spod hotelu szosą na trening. Tamtego poranka Alberto nagle wywrócił się i uderzył głową o krawężnik. W bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala, a ja spędziłem bezsenną noc w naszym wspólnym pokoju, spakowałem jego rzeczy i nie wiedziałem, czy przeżyje do rana. Jednak był mu pisany piękny powrót – wspominał kolarz.
Dariusz Baranowski sam się przekonał, jak błahe z pozoru zdarzenie może postawić karierę kolarską pod znakiem zapytania. – W 1998 roku zorganizowałem sobie długi trening jadąc za samochodem. Ponieważ nie widziałem, co jest przed nim, trzymałem cały czas głowę w specyficznej pozycji, patrząc przez jego przednią i tylną szybę. Po tym treningu okazało się, że się przewracam, nie mogę wstać, mam oczopląs – uszkodziłem błędnik. Na dwa tygodnie trafiłem do szpitala w takim stanie, że lekarze na pytanie, kiedy wrócę na rower, powiedzieli, że chyba nigdy. Po miesiącu wyjechaliśmy do Hiszpanii, tam się zregenerowałem na plaży i po trzech miesiącach zacząłem znów startować. W 1999 jeździłem tylko, żeby pomagać i cieszyłem się jak Alberto – najważniejsze było to, że wróciłem na rower, a nie to, czy wygrywam – wspominał ambasador Wałbrzycha.
Mistrz podkreślał rolę kolarzy pomagających wygrać, mówiąc, że grupa zawodowa jest jak firma, która ma swoją strategię i szefa, a każdy ma wyznaczone pole działania i najwięksi startowali nie po to, żeby wygrywać, ale po to, żeby pomagać kolegom wygrać, bo taka była strategia grupy. A odwieczny problem profesjonalnego kolarstwa, doping? Dariusz Baranowski wierzy, że to zjawisko powoli zanika, ponieważ zawodnicy są poddani ogromnie surowym kontrolom. – W tej dyscyplinie liczba kontroli jest największa. Każdy startujący ma swoje konto w internecie, w systemie Adams i musi tam wpisywać, gdzie się aktualnie znajduje, bo kontrole potrafią być o każdej porze dnia i nocy, nawet w odstępach czterogodzinnych. Musi tam wpisać, że wychodzi na zakupy do marketu, bo jeśli w tym czasie do domu przyjdą kontrolerzy i go nie zastaną, otrzyma czerwoną kartkę – mówił kolarz.
Dziś o godz. 10.00 w Aqua-Zdroju Dariusz Baranowski zabiera wszystkich chętnych na wspólny trening.
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj