Szczawno-Zdrój – indiański obóz, Winnetou i Karol May (FOTO)
Najpierw były wigwamy, stroje, muzyka, pokazy, indiańskie gry zręcznościowe, strzelanie do celu, mnóstwo zdjęć, wspólne tańce i... krowa. A wszystko to za sprawą wałbrzysko-świebodzickiego Stowarzyszenia Przyjaciół Tubylczych Amerykanów „Kondor”. Potem - ceremonia odsłonięcia tablicy i koncert w Teatrze Zdrojowym. Można sobie już robić zdjęcia nie tylko z Maestro Wieniawskim, ale także z Karolem Mayem i Winnetou.
- Nasze stowarzyszenie liczy ponad 20 członków, w jego ramach działa zespół folklorystyczny „Catawba”. Na samym początku powstało w 1973 roku w Boguszowie-Gorcach Koło Indian Ologów „Catawba”. Początkowo był to klub harcerski i szkolny, od 1989 roku działa stowarzyszenie „Kondor”. W 1990 roku tu, w Szczawnie, dawaliśmy pierwszy koncert. Mamy wioskę letnią i jesienną, dziś w Szczawnie pojawiła się jesienna, bo przygotowaliśmy się na kaprysy aury. Ta letnia jest bardziej kolorowa, ta jesienna zajmuje więcej miejsca i stąd zamiast bizonicy... krowa, która zwykle towarzyszy nam na prezentacjach country. Ale Indianie też uprowadzali krowy. Tylko traktowali je jak bizony i polowali na nie. A krowa jest zawsze oblegana wszędzie, gdzie się pojawi – żartował prezes stowarzyszenia Krzysztof Zawojski.
Stowarzyszenie organizuje koncerty i pokazy kultury indiańskiej nie tylko w całej Polsce, ale także na festiwalach w Czechach i Niemczech. W Wałbrzychu nie występowali od kilku lat, ponieważ na jednym z wydarzeń jakiś niezrównoważony człowiek pociął kilka wigwamów nożem. Ale zapowiadają powrót. A jeśli komuś po nocach śnią się wigwamy, ogniska, fajki pokoju, totemy i zbiorowe tańce, nie musi czekać na kolejne wydarzenie. Grupa taneczna spotyka się raz na tydzień w Świebodzicach, w każdą środę od 18.00 do 20.00 i w każdej chwili można do niej dołączyć, kontakt znajduje się na stronie stowarzyszenia. Przy czym, jak w przypadku każdej grupy rekonstruktorskiej, nie jest to tanie hobby ze względu na kostiumy.
- Stroje, które dziś mamy na sobie, są obecnie pan-amerykańskie, używane przez Indian wszystkich kultur, ale na każdym są elementy charakterystyczne dla tradycji danego plemienia – figury geometryczne tkane z koralików, kwiaty, na moim stroju jest wyobrażony żółw, który dla Indian, jak dla starożytnych Greków, był symbolem ziemi. Krój danego stroju również zawiera elementy plemienne. Mój pióropusz pochodzi z plemienia Delawarów. Stroje zamawiamy indywidualnie. Pióropusz to wydatek rzędu 2000 zł, podobnie ogon taneczny. Tancerze mają je umocowane na ramionach i przy pasie. Dlatego najpierw dopasowujemy taniec do osoby, a potem musi ona zamówić kostium. Teraz jest taniej, bo niektóre elementy szyte są nie w USA, a w Chinach – tłumaczył Krzysztof Zawojski.
Co ciekawe, ze stowarzyszeniem zaczęli szukać kontaktu rdzenni Indianie. Jeden z nich może nawet odwiedzi wkrótce Wałbrzych. – Zgłosił się do nas wnuk ostatniego wolnego wodza plemienia Catawba, które zostało przymusowo zarejestrowane w 1977 i przypisane do rezerwatu, ponieważ ktoś potrzebował ich ziem pod inwestycję. Ma na imię Frank i mieszka z plemieniem Pueblo, bo tam wyszła za mąż jego matka. Wysłał nam zdjęcia, oni sięgają mu do ramion, bo Pueblo żyją na bezwodnych terenach i są bardzo drobni. Chcemy go zaprosić do nas, interesuje się tym – mówi prezes „Kondora”.
Pięknej pogodzie w Parku Zdrojowym towarzyszył wybuch dziecięcego (i nie tylko) entuzjazmu. - Dziś z dziećmi trenujemy sprawność manualną. Temu służą gry, takie jak rzut woreczkiem, wyścigi żółwi, strzelanie z dmuchawki, rzut lassem, kółkiem czy lacrosa. Dzieci i młodzież mają teraz ze sprawnością manualną duże problemy. Od niedawna przyjmujemy do zespołu także młodzież między 13 a 18 rokiem życia, przychodzą bardzo chętnie, jest już 5 nowych osób, ambitnych, ale widać, jakie są zaniedbania, problemy z poruszaniem się, z poczuciem rytmu. Tańce indiańskie i country wymagają dużego zaangażowania i pracy. Jeździmy na Pow-Wow, czyli festiwale indiańskie, całodzienne świętowanie, tańczą całe rodziny. W tym roku będziemy wspólnie obchodzić Mikołajki i Sylwestra. Czasem zdarza nam się występować z prezentacjami o kulturze Indian, mieliśmy taki cykl w Bibliotece pod Atlantami. Ostatnio dostaliśmy prośbę ze Skoczowa, żeby tam utworzyć filię country. Staramy się trzymać starych pierwowzorów i to chyba się podoba – wylicza Krzysztof Zawojski. – Widać, że zainteresowanie kulturą Indian jest w Polsce coraz większe.
Jak zapowiedział prezes uzdrowiska Szczawno-Jedlina Paweł Skrzywanek, chciałby, aby festiwal kultury indiańskiej na stałe pojawił się w kalendarzu szczawieńskich imprez, choć na pewno wcześniej, na przykład we wrześniu. Więc być może spotkamy się ponownie z wałbrzyskimi Indianami już w przyszłym roku. Na razie wszyscy chętni mogą zobaczyć płaskorzeźbę Karola Maya i Winnetou, odsłoniętą wczoraj w siedzibie zarządu uzdrowiska.
- Tak naprawdę był to drobny złodziejaszek i rzezimieszek, który swoje powieści pisał z nudów siedząc w więzieniu i ani nie był w Ameryce, ani nie widział Indian, ale jego powieści rozeszły się po całym świecie i stały się ogromnie sławne. Jakiś czas temu dyrektor BWA Alicja Młodecka przyszła do mnie z pomysłem upamiętnienia tej postaci, tak jak to zrobiliśmy wcześniej z Gerhardem Hauptmannem, którego pomnik pięknie wyrzeźbiła Maria Bor. Z kilku wariantów zdecydowaliśmy się na ten, a pod spodem znalazła się tablica z informacją i cytatem z wiersza Karola Maya, w którym reklamuje naszą wodę i uzdrowisko – mówił Paweł Skrzywanek podczas ceremonii odsłonięcia tablicy.
Karol May w Szczawnie-Zdroju nic nie ukradł, bo przyjechał tu pod koniec życia już jako sławny pisarz, ugodzony pierwszym atakiem choroby. Był tu tylko od maja do lipca 1907 roku, a choroba ustąpiła i wtedy to napisał pochwałę wód mineralnych Szczawna, kończąc słowami: „Jeśli śmierć spróbuje znowu swych podbojów, wiem, co mam uczynić - powrócę tu”. – Rzeźba przedstawia jednak młodego Karola Maya, z czasów, kiedy jeszcze nie jest sławny, na szyi ma naszyjnik z zębów rekina – mówiła Maria Bor.
Odsłonięcie zakończyło się ceremonią okadzania szałwią, którą Indianie stosowali w nowych domach i innych miejscach, a którą zaprezentował Krzysztof Zawojski.
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj