Magdalena Grzebałkowska: Spacer po Wałbrzychu pomoże?
Sopocianka, autorka głośnych biografii księdza Twardowskiego i Beksińskich, a także utytułowanej "biografii roku" - „1945. Wojna i pokój” spotkała się w piątkowy wieczór z czytelnikami. Spotkanie autorskie poprowadziła Sława Janiszewska z Arkadiuszem Łapką. Podczas prezentacji można było kupić książki napisane przez gościa wieczora i uzyskać autograf. Kolejka okazała się długa, bo każdy chciał dedykację i zamienić kilka słów z ciekawą postacią.
Pisząc o nikim byłam nikim
Pani Magdalena opowiadała o swoim sposobie pisania i zbierania materiałów do książki, doborze oraz selekcji materiałów. Kluczem do ciekawej książki okazały się dziennikarskie szlify, początkowo niedoceniana intuicja i wyczucie ciekawego tematu. Najbardziej czytelników zainteresowały chwile pracy nad "biografią roku" - "1945. Wojna i pokój". - Tak wiele napisano o historii tamtego okresu, aIe tak niewiele wiadomo jest o historii cywilnej. Dlatego interesowali mnie cywile, zwykłe osoby osadzone na końcu łańcucha społecznego, tacy jak moja babcia i babcie państwa. Tacy ludzie nie myśleli o polityce, ale interesowali się czym nakarmić i ogrzać dzieci - wyjaśnia pisarka. Pisarce trudno było się zmierzyć z tematem końca wojny i bohaterem - zwykłym człowiekiem. Tu dystans psychologiczny nie był możliwy, kobieta mocno przeżyła pisanie tej książki. - Pisałam o historycznym "nikim" i to ja byłam "nikim". Płakałam nad losem dzieci, a każda rodzina była moją rodziną. W końcu jak zaczęłam pisać przypomniałam sobie, że "treny powinno się tworzyć z suchym okiem" i nie można się rozczulać - wyjaśnia. Co ciekawe, dążąca do perfekcji pisarka ceni sobie najbardziej te swoje teksty, której się jej najmniej podobają.
Martwy bohater i cenne nagrody
Jej poszukiwanie materiałów do książki to rzetelna praca reporterska podbudowana 20-letnim doświadczeniem w zawodzie. Wałbrzyski gość to osoba skromna i dokładna w zdobywaniu informacji, siląca się na obiektywizm reportera. Tematy do kolejnych książek sugerowali jej wydawcy. Jej biografie to przede wszystkim pisarstwo reportażowe o życiu osobistym postaci. - Wystarczy podać fakty i opisać coś ciekawie dla czytelnika. Wierzę w inteligentnego czytelnika, który sam wywnioskuje, jaka była opisywana postać. Nie ma jednej prawdy obiektywnej - wyjaśnia autorka.
Grzebałkowska do każdej książki, której napisanie zabiera jej ponad dwa lata, solidnie się przygotowuje. Na rok wyprowadziła się z Sopotu do Sanoka by zebrać materiał o Beksińskich. Musiała też "rozpracować" osobę posiadającą archiwalia kluczowe dla poznania życia Beksińskich. W pracy biografa trudne są relacje z rodziną. - Idealny bohater to martwy bohater z martwą rodziną - ironizuje pisarka i dodaje: - Nie chciałabym być bohaterką biografii, nikt by nie chciał... Ludzie piszą autobiografie, by nie pisano ich biografii.
Mimo wszystko autorka jest przekonana, że biografie powinny powstawać tak różne, jak różni są biografowie. Jak jedna jest skończona, należy się już przymierzać do kolejnej.
Pisarka ceni sobie nagrody za swoje dokonania, zarówno te przyznane przez czytelników, jak i dostojne gremia. - Jednak najlepszą nagrodą jest jak czytelnik kupuje książkę. Dumna jestem z nagród, ale to czytelnika nie sposób przekupić aby przeczytał. Cenne są też rozmowy podczas spotkań i listy świadczące o czyimś wzruszeniu i rozpoznaniu moich intencji - wyjaśnia.
Jest we mnie lęk. Spacer po Wałbrzychu
Podczas spotkania podjęto trudny temat poniemieckich pomników i sowieckich cmentarzy. Zdaniem Grzebałkowskiej wychowanej w poniemieckim Sopocie zaakceptowanie dawnej niemieckości ziem jest trudne, ale jest przejawem dojrzałości. Bez odpowiedniej edukacji trudno wyrobić w ludziach zrozumienie i potrzebę uszanowania dawnych pamiątek. Dla czytelników z Wałbrzycha interesującym odkryciem było odkrycie wspólnoty przeżyć z tymi, którzy żyją na ziemiach poniemieckich, gdzie żyją od drugiej wojny światowej polscy osadnicy. Te uczucia zwerbalizowała sopocianka. - Jest we mnie lęk charakterystyczny dla potomków osadników. To brak wystarczającego poczucia zakorzenienia, by poczuć się jak u siebie w miejscu, gdzie spod farby wyglądają poniemieckie napisy. Kiedyś mogą być też napisy popolskie. Ten lęk łączy wszystkich osadników, jak i natrętna myśl - co zabrałbym ze sobą z domu, gdybym musiał spakować się w 5 minut - mówi pisarka. Okres powojenny wciąż inspiruje sopociankę, chciałaby napisać kiedyś o niełatwych powrotach Polaków z przymusowych robót w Niemczech.
Obecnie pisarka kompletuje materiał do biografii Krzysztofa Komedy Trzcińskiego, w zebraniu materiałów pomoże jej zaplanowany spacer po Wałbrzychu, gdzie obiekt jej researchu mieszkał przez rok. - Nie wiem, czy podjęłabym się tematu gdybym wiedziała, jak bardzo nic o nim nie ma. Nie ma archiwów polskiego jazzu, nie ma też teczki Komedy w IPN-ie, pewnie leży gdzież w szafie Kiszczaka - opowiada gość wieczora. Nasze miasto jej się spodobało w prozie Joanny Bator, widząc je na własne oczy nie zawiodła się. Liczymy, że spacer po Wałbrzychu pomoże autorce wypełnić biograficzne białe plamy w życiorysie muzyka.
Co jeszcze w STYCZNIU POD ATLANTAMI?
Inne ciekawe osobowości w Atlantach:
THRILLER POLITYCZNY OD KUCHNI - SPOTKANIE Z TOMASZEM SEKIELSKIM
OLGA TOKARCZUK: SZLIFIERSKA RZĄDZI! CIĄGLE JESTEM STĄD
GRZEGORZ KASDEPKE POD OSTRZAŁEM DZIECIĘCYCH PYTAŃ (ZDJĘCIA)
JOANNA JODEŁKA: PISANIE UZALEŻNIA I MOŻE DOPAŚĆ KAŻDEGO
MAREK KRAJEWSKI: W WAŁBRZYCHU ZDOBĘDZIE MĘSKIE SZLIFY?
Elżbieta Węgrzyn
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj